Najciekawiej to nowe najlepiej. Część III: przeklęty yuppie gimnastykuje się z kokosem

Przekraczam półmetek podsumowania najciekawszych rapowych płyt zeszłego roku (TUTAJ pierwsza część, TUTAJ druga), więc postanowiłem wprowadzić w formułę nieco ożywienia. Poprosiłem o pomoc dziennikarzy. Krzysztof Nowak kiedyś był blogerem i freelancerem, potem napisał wiele spośród najchętniej czytanych tekstów newonce, zaś teraz rapowa część portalu Rytmy kwitnie pod jego ręką. Bartosz Biegun jest głosem Sajko, najbardziej opiniotwórczego spośród ośrodków młodego rapowego dziennikarstwa, a do tego niedawno zaliczył brawurowy debiut na YouTube. Kajetan Szewczyk niegdyś szefował skrr.pl, teraz znajdziecie go wszędzie tam, gdzie trwa zapalona rapowa dyskusja, ale też np. na łamach CGM. Piotra Szweda możecie znać choćby z Dwutygodnika i Czasu Kultury, chętnie korzysta też z rapu w swojej pracy polonisty.

Jestem w tej wygodnej sytuacji, że zgadzam się z każdym wyborem zaproszonych, pod każdym mógłbym się podpisać. Tonfa to „siwa od buchów” muzyka zawieszonego systemu albo – jak kto woli – rap operowany przez naćpanego chirurga. W końcu wieje od ulicy i nie przynosi ładnych sampli i miłych melodii. Barto Katt znosi granice między gatunkami i między szkołami, a bez nich porusza się intuicyjnie, a przy tym z wielką swobodą. Gimnastyka Artystyczna przynosi nowy zestaw ksywek, ale Afrojax pisze tak charakterystycznie, że poznałbym go po kilku sylabach, nieużywanymi słowami na nierozpoczęte tematy, z bolesnym humorem, którego dawno powinna już zabronić jakaś konwencja. A Kaz Bałagane? Trap nigdy nie był tak swojski, a przy tam postironiczny. Również dlatego utwory na załączoną pod tekstem playlistę typowałem do spóły z zaproszonymi. Teraz już – i to bez dalszej zwłoki – oddaję głos do studia.

Przeklęty yuppie

KRZYSZTOF NOWAK: Stypa alternatywnego rapu związana z końcem działalności Synów, duetu tworzonego przez rapera Piernikowskiego i producenta 1988, odbyła się 23 stycznia 2021 r. Żałobę po kolejnych 247 dniach brutalnie przerwali Norman i Kierat, wyposażeni w pałkę wielofunkcyjną zwaną TONFĄ.

28 września rzucili „Klątwę”, swój debiutancki album. O ile pierwszy ze wspomnianych tandemów mógł kłuć w uszy łopatologiczną stylizacją, łączącą osiedlową fiksację ze skutkiem artystycznej lobotomii, o tyle drugi nie jest obcowaniem z nużącym reportażem wcieleniowym. Wydaje się, że fascynująca wsobność twórcza tej dwójki nie wynika ze zblazowania, tylko realnej niechęci do bycia komunikatywnymi. No i okoliczności, bo płyta jest świadectwem pandemicznych czasów – rozedrganych, pełnych sprzeczności. Rapują w sposób umęczony i zrezygnowany lub nieskładny, jazgotliwy. Raz sztukują szybkie, pozostające w próżni skojarzenia, innym razem umykają im sensy, powstaje mozaika z porozbijanych blokerskich obserwacji. Ich industrialne produkcje są przebodźcowane, tuziny dźwięków idą w nich na zwarcie, obijają się o siebie z hukiem. Takie pójście pod prąd jest możliwe wyłącznie dzięki izolacji.

BARTOSZ BIEGUN: Sam Barto Katt, raper i producent z Jastrzębia-Zdroju, przyznał, że po opublikowaniu tak różnorodnego i podyktowanego przez jego szalone muzyczne zmysły albumu nie spodziewał się, że odbiór będzie jakoś ponadprzeciętnie pozytywny. Jeśli słowo „odbiór” definiujemy jako wyświetlenia i miejsca na playlistach Spotify, to nie mylił się zbytnio – statystyki ma rodem z głębokiego podziemia. Na całe szczęście popularność nigdy nie była wyznacznikiem dobrej muzyki. Ciężko znaleźć dziennikarza czy specjalistę (celowo rozróżniam) rapowego, który nie przyzna, że „Yuppie” jest co najmniej genialne. Znam nawet jednego pismaka, który tak często zachwycał się muzyką Barto Katta, że napisanie o nim trzech akapitów na swoim blogu na „Polityce” zlecił młodszemu koledze, żeby zbytnio się nie podlizywać.

Za co można chwalić ten projekt? Za to, że nie ma go za co krytykować. Poza tym za pełen przekrój cech dobrego albumu: spójność przy jednoczesnym braku monotonii, a nawet przy niemałej różnorodności stylistycznej; liryka, która potrafi zaciekawić, nie potrafi zażenować; muzyka, wyciskająca do cna każdy z interpretowanych motywów. Kto wie, co bym tu ogłosił, gdybym wierzył w istnienie albumu kompletnego. A tak naprawdę to sam chciałem pisać o „Yuppie”, Marcin się tylko ucieszył.

Gimnastyka z kokosem

KAJETAN SZEWCZYK: Chyba nikt nie będzie oponował, kiedy założymy, że obecnie wszyscy rapujący w głównym nurcie potrafią rapować. Wyszliśmy z ery dukania, co prawda ostatnio bardziej dzięki kserowaniu niż autorskim pomysłom, ale jednak. Z tym że o ile słuchając wzorców z Zachodu można nauczyć się flow, o tyle nie sposób nauczyć się pisać. I tutaj wchodzi Afrojax, który umiał to robić, zanim raperzy w Polsce nauczyli się w ogóle gadać do podkładów, zaś potrafi przyłożyć długopis pod odpowiednim kątem jeszcze lepiej. W ramach warszawsko-krakowskiego duetu Gimnastyka Artystyczna pisze więc, chowając się za kolejnym pseudonimem (tym razem Syzyf HGW). A że ma o czym, bo nierzadko bierze się za tematy kompletnie niezagospodarowane, to mocno wygrywa i np. „My mięczaki” można spokojnie umieścić w pięciu najlepszych numerach 2021.

Ale teksty to jedno; po terapii bólu, gniewu i wstydu (?), jakimi były poprzednie, solowe albumy, tym razem Afrojax oddaje pole muzyczne Dicky’emu Bushmanowi, czyli Ignacemu Matuszewskiemu. I jest to strzał w dziesiątkę. Podkłady mają bardzo określony, współdziałający (żeby nie napisać: współżyjący) z raperem klimat i kłują tam, gdzie sam tekst ukłuć nie zdołał. Najciekawsza płyta 2021? Tak. I nie, że tylko dla słuchaczy rapu.

PIOTR SZWED: Gdy słuchasz rapu, to najczęściej masz do czynienia z dość ograniczonym i przewidywalnym zestawem słów. Zazwyczaj wystarczą dwa pierwsze utwory z płyty bądź EP-ki i już mniej więcej wiesz, co będzie grane: do jakiego katalogu pojęć będzie sięgała dana postać. Nieważne, czy chodzi o doświadczonych twórców, czy debiutantów, nieważne, czy mówimy o intelektualistach, ulicznikach, imprezowiczach, zazwyczaj łączy ich wszystkich językowa zachowawczość. Na tym tle Kaz Bałagane to prawdziwy Książę Nieporządek. Ten opalony cham, który „trzyma fiuta między cycem” i rymuje ten wers z koślawo odmienionym bicepsem, za chwilę, gdy mija fontannę w parku, to nazywa ją niczym koneser architektury „lokalną fontanną di Trevi”.

Warszawiak potrafi sięgnąć po sarkazm połączony z naukową precyzją opisu („wóda na pewno ci wzmocni łańcuchy białkowe”), nawiązywać do Kochanowskiego, Sienkiewicza („zabrałeś ludziom czas, może już wstydu wystarczy”), by potem rozpocząć utwór od zdania: „nie mów do mnie chamie, kiedy psuje ci się ząb”. Albo taki wers: „To nie baśnie Andersena, idę przez Andersa, żeby się objawić w memach”. Racja, to nie baśnie Andersena, ale też nie tylko rapowe memy nagrane „na wyjebce”. „Cock. 0z. Mixtape” strasznie trudno zaklasyfikować, dlatego to tak ciekawy materiał.


A na sam koniec jak zawsze playlista wzbogacona o kolejne dziesięć numerów. Niespodzianką jest tym razem Kosi, weteran z JWP, który ucho do bitów ma akurat niezwykle młode i współpracuje z opisywanym wyżej Barto w numerze z cyklu „daj spokój z takim stanem, daj spokój z takim stanem”. Uważajcie na duchy!