Warszawa i Ukraina murem niepodzielona

„Nieważne, co się mówi w jakimś wielkim biurze / Ważniejsze rzeczy przeczytasz na służewieckim murze” – rapował gościnnie Vienio z legendarnej Molesty w utworze nie mniej legendarnego Wzgórza Ya-Pa-3 pt. „Co ważne, a co ważne nie jest”. Mur okala teren wyścigów konnych, odbywających się na Służewcu jeszcze przed II wojną światową. I ważne rzeczy pojawiały się na nim jeszcze w latach 80. – można było przeczytać, że państwowa telewizja kłamie. W pełni zagospodarowali go dopiero hiphopowcy po zmianie ustrojowej.

Służewiecki mur stał się z czasem blisko półtorakilometrową galerią sław graffiti, pokrywały go kolejne warstwy farby nanoszonej rękami writerów całego świata. Nie ma mowy o żadnej stałej ekspozycji, to nie muzeum, ale gdy w 2011 r. Adidas zechciał wykorzystać powierzchnię do własnych reklamowych celów i rozpoczęło się zamalowanie, kosztowało to firmę spory kryzys wizerunkowy i szybkie przeprosiny. To było bez sensu – na tym murze tolerowane jest co najwyżej wychwalanie lokalnego klubu sportowego, promocja płyt wiarygodnych ulicznie raperów i murale upamiętniające.

Mur reaguje na to, co się dzieje. Dowiemy się z niego np., że Comson wydał w tym roku epkę, nie bez echa pozostała napaść Putina na Ukrainę. Na krzywe litery nasmarowane na pracy Lisa Kuli patrzy się z bólem serca, niemniej znajdziemy wiele ponad to. 12 marca odbył się jam „Malujemy dla Ukrainy”. Malowało ok. 50 artystów, przy okazji zbierano najpotrzebniejsze rzeczy. Poniżej parę szczególnie miłych dla mojego oka efektów. „Dla zgredów wandalizm, dla nas znaczenie duże”.