Matki, artystki, półprawdy, stereotypy i Klub Jagielloński

Z lekkim niedowierzaniem przeczytałem opublikowany wczoraj na stronie Klubu Jagiellońskiego (choć napisany ewidentnie w zeszłym roku) tekst pt. „Matki, dz***i, artystki. Kobiecość i kobiety w polskim rapie”. Długo znamy się z jego autorem Michałem Płocińskim. Szanowany „Puoć” to nie tylko redaktor „Plusa Minusa”, ale też wieloletni współprowadzący audycji „Rap Sesja” w Radiu Kampus i raper, znany w szczególności z mnóstwa improwizowanych występów, lecz również z funkowego zespołu Brenda Walsh; osoba sumienna i wyważona, ostatnia, po której spodziewałbym się artykułu wymagającego prostowania i uściślania. A jednak. Muszę zareagować, zwłaszcza że moja wypowiedź pośrednio go legitymizuje. Cytowanie może być uznane za tendencyjne, autor swoje sądy pogłębia i meandruje, więc dla pełnego obrazu zalecam przeczytanie całego tekstu.

Puoć: „Raperki były absolutnymi wyjątkami, a w hiphopowym środowisku panie zamknięto w roli tancerek. Zdarzały się co najwyżej kobiety didżejki”

FAKTY: Panie rapowały w Polsce już w latach 90. – i to nie tylko w undergroundzie. W 1997 r. rymująca Aśka Tyszkiewicz pojawia się na kompilacji „Wspólna scena”, swoistym przeglądzie hiphopowych sił od Tedego po Peję. Rok później Lady K błyszczy w „Czy pamiętasz (pamięć zawodzi)” na wydanym nakładem PolyGram Polska debiucie zespołu Stare Miasto. W 1999 S.P. Records wydaje „Razem” grupy Snuz, z Tyszkiewicz na wokalu. W tym samym roku Liryka Records pokusiła się o dołączoną do „Hip Hop Magazynu” składankę „Ostre kobiety”. OK, na kobietę producentkę w oficjalnym obiegu musieliśmy poczekać aż do drugiej płyty donGURALesko w 2005 r. (poznanianka Kada zrobiła tam bit do „Ciszy”), a dziewczyn nikt nie zmuszał do tańca. Śpiewały sporo refrenów, by przypomnieć Karolinę w „Obojętności” Zipery.

Puoć: „(rap uliczny – przyp. MF) to była przedziwna mieszanka mariuhanowego dymu i zasad ulicy”

FAKTY: Poza seminariami oraz niektórymi redakcjami mieszanie marihuany i zasad ulicy nikogo jakoś nie dziwiło. Przecież o tym było pół hip-hopu, a żadna żelazna kurtyna nie zabraniała już nam cieszyć się Snoop Doggiem, Cypress Hill czy Wu-Tang Clanem. A co było takiego zaskakującego w rapie ulicznym? Nic, kodeks ferajn, gwara więzienna, ale przede wszystkim próba adaptowania nagrań z Nowego Jorku, Paryża i Los Angeles. Tak jak Liroy przekładał DAS Efx i House of Pain, tak Molesta z Zip Składem przekładali Mobb Deep i NTM. Z lepszym bądź gorszym skutkiem.

Puoć: „Modnie ubrani, kolorowi, wręcz instagramowi młodzi raperzy, tatuujący się w hipsterskich studiach i z równo przyciętą brodą zupełnie nie przypominają dresiarzy znanych z pierwszych polskorapowych teledysków”; „we wczesnych rapowych teledyskach w zasadzie nie było miejsca dla kobiet”

FAKTY: W pierwszych „polskorapowych teledyskach” raperzy wyglądali różnie. Trials-X machali co prawda bronią, ale ironicznie, skoro zapewniali równolegle, że „czują się lepiej, gdy jest ładna pogoda”. Mika Urbaniak rapowała z Edytoriałem na luzie na tle kolorowego graffiti, Thinkadelic pod krawatami bujali się wśród dziewcząt w klubie, uśmiechnięte Stare Miasto wyglądało w metrze jak uczniowie wracający z dobrych szkół, upalony Dab z Kalibra 44 prezentował się w teledysku jakby dzielił fryzjera z Robertem Smithem z The Cure. Owszem, w jeżyckich bramach i pod ursynowską Kopą Cwila mogło być źle i łyso, ale po co napędzać ten stereotyp. Kiedy w Warszawie nagrywała Molesta, nagrywał też już cytowany na potęgę przez Puocia Afrojax.

Puoć: „Rap rzeczywiście był pierwszą muzyką, która wprost odwoływała się do seksualności

FAKTY: Tu Puoć zaczyna cytować Filipa Szałaska, a co dwie głowy, to nie jedna. Moja była bombardowana zewsząd wykonanymi przez Marka Kondrata wersami „Gdy się pojawiasz na szklanym ekranie / Wizję zalewa czerwień twych ust / Jesteś najlepsza zdecydowanie / I z wszystkich dziewczyn największy masz biust / Wciąż po kanałach szukam twego ciała / Szept twój namiętny w mych uszach brzmi / Patrzę się w ekran i ciągle mi mało / Mej cycoliny z kanału TV”. I „Mydełko Fa” z 1991 r. nie działało w próżni, było pastiszem utrzymanym w konwencji bardzo dobrze sobie radzącego disco polo. A na drugą nóżkę, w podobnym czasie, Apteka naśladująca w „Dziewczynach” stosunek płciowy. Wcześniej jak nie „zapłacone ciałem kolorowe slajdy” Lady Pank i „zmontujemy grupę z towarami super / damy pod muzykę zrobią gimnastykę” Franka Kimono, to „niezłe ciało to za mało, gdy nie ma w nim trochę seksu” ZOO. Potem jakieś Saxy i Seksy Roberta Chojnackiego, Piasek prawie w niebie i może rzeczywiście dało się bardziej wprost, ale aż się człowiek cieszył, że rap mu daje od tego odetchnąć.

(w tym miejscu mogło być okno YouTube z „Mydełkiem Fa”, ale szanujmy się)

Puoć: „Zresztą jedyna wzmianka o kobiecie, jaka zapada w pamięć po przesłuchaniu Skandalu, który bezsprzecznie był kamieniem węgielnym polskiego rapu, to wers Vienia: Nie zamykaj, mamo, dzisiaj drzwi, bo późno będę / Z chłopakami idziemy dziś na kolędę”

FAKTY: „A wy – ładny zapach, drogie ciuszki / A my – baggy spodnie fajka z puszki (…) / A wy – kosmetyczka i fryzury nowe / A my – philliesy i płyty winylowe”. Cytowanemu dość obszernie w tekście Michała Smarkowi „Sztuki” tak zapadły w pamięć, że aż je parafrazował…

Puoć: „Ale tak naprawdę dopiero wydeptujący nowe ścieżki Quebonafide dał scenie impuls do zmian. To on był protoplastą polskiego emo rapu, choć może mniej samemu go rozpoczął, a bardziej swoim sukcesem otwarł furtkę dla raperów z młodego pokolenia”

FAKTY: Odpowiem Czarkiem Kowalewskim z zajmującego się rapem młodego pokolenia Sajko: „Emo rap jako fuzja klasycznego, soundcloudowego trapu z wpływami muzyki indie rockowej, pop punkowej, rockowej i cloudu powstała na przełomie 2010 roku, jest czymś kompletnie oderwanym oraz rozumianym inaczej niż rapowe albumy o smutnym nastroju. W polskiej kulturze hiphopowej projekty tego typu regularnie były poddawane selekcji naturalnej i przybierały różne formy na przestrzeni dekad. To ogromny kawał historii, począwszy od Pansofii Faczyńskiego i KiddaMuzyki Emocjonalnej Pezeta, przez Historię pewnej historii Bonsona i MatkaI żyli krótko i szczęśliwie Sariusa, kończąc na legendarnym albumie, jakim było Kilka Stopni Wyżej autorstwa Flojda i Wiro. Zresztą każdy hiphop head z krwi i kości powinien pamiętać ojców tego nurtu, jakimi niewątpliwie byli w podziemiu Junes czy wyżej wymieniony Kidd„.

Puoć: „Natomiast Young Leosia ma coś, czego nie posiadała wcześniej żadna polska raperka – luz i uśmiech”

FAKTY: Żeby sięgnąć po pierwszy nasuwający się przykład – nie wydaje mi się, żeby Lilu brakowało luzu i uśmiechu. Niezależnie od tego, czy to był 2step Ruffsoundz, esencjonalny hip-hop Dinala, organiczny Afro Kolektyw, czy jej własny, pełnowymiarowy debiut promowany funkującymi debiut w MaxFloRec. Numer „Zdmuchnij kurz” z gościnnym udziałem Chonabibę śmiało mógłby kandydować do najpogodniejszego utworu w historii polskiego hip-hopu. I rywalizować tam z „Akceptem” Sista Flo i Fasoli.

Puoć: „Dziarma jako pierwsza próbowała zaszczepić na scenie tzw. bitchrap, czyli wulgarny rap kobiecy”

FAKTY: WdoWA pozdrawia z 2005 r.

Puoć: „Być może rozkręca się już nowa moda – przyszedł czas nie nietraktowanie wszystkiego na poważnie, ironię i naturalność”

FAKTY: Ależ skąd, czeka nas przecież „Koniec Żartów” jak u Łony ponad 20 lat temu. Do zobaczenia niebawem!