Żegnaj Fletch, odpoczywaj i wciąż bądź samplowany
Pośród głosów żegnających Andy’ego Fletchera z Depeche Mode nie zabrakło również tych z naszego rapowego światka. „Wczoraj zareagowałem tylko szokiem i ogromnym smutkiem. Dziś łzy leją się od rana” – napisał Siny. „Dzisiaj odszedł jeden z moich idoli, którego plakaty wraz z całą ekipą Depeche Mode miałem na ścianie, drzwiach i gdzie się tylko dało” – to z kolei Numer Raz, który dorzucił jeszcze znaczące „DM4LIFE”. Ale Fletchowi oddawali szacunek nie tylko weterani, a np. redakcja zajmującego się głównie młodym rapem Sajko.
Mógłbym wejść w osobistą narrację o tym, że „Dreaming of me” jak nic splotło mi się z czasem kasetowego Atari i walkmena Kajtek; że każdy nowy sprzęt grający odruchowo sprawdzam na płycie „Violator”; że kiedy Rammstein coverował, a Unkle samplowało „Stripped”, to sam się zdziwiłem tym, że serce zaczęło bić szybciej. Ale to nie miejsce na takie wynurzenia, choć sampli się uczepię. To jest to największe spoiwo świata Depeche Mode ze światem rapu.
„Technika samplingu jest niesamowita. DM używało jej dużo, głównie w latach 80. i 90. (…) Samplowało wszystko – od małych kamyczków toczących się po parapecie po fajerwerki” – czytam na zespołowym Facebooku. Na koncertach grupa potrafiła podeprzeć się partią bębnów Funkadelic czy skreczem N.W.A., w studiu wielokrotnie korzystać z nagrań New Order bądź Kraftwerku. „Depesze” byli też samplowani – i to przez dekady. Dlatego za najlepszą formę pożegnania Andy’ego Fletchera uznaję kilka numerów o tym przypominających – bo czy jest większy komplement dla artysty niż ten, że inspiruje kolejne pokolenia? Czy coś go bardziej unieśmiertelnia?
3rd Bass x „Never let me down”
„Serce znanego nowojorskiego tria mogło bić w rytm czystego hip-hopowego rytmu, ale remix Wordz of wisdom był napędzany riffem z Never let me down, hitu z 1987 r.” – odnotowało MTV piórem Jima Allena. Pete Nice przechwala się z MC Serchem na mocnych bębnach w zaledwie dwa lata późniejszym numerze, który – o dziwo – nie tylko ma ręce i nogi, ale potrafi też nimi przyłożyć i kopnąć. Niczego niebastardyzujące 3rd Bass bez wątpienia zasługuje na miano drugiej (oczywiście po Beastie Boys) najważniejszej białej formacji hip-hopowej lat 80.
Styles of Beyond x „Little 15”
Utwór „Marco Polo” to połączenie popkulturowej pulpy, szkoły tysiąca porównań i odniesień oraz nieskrępowanej zabawy słowem. Reprezentujący Kalifornię duet Styles Of Beyond bez wątpienia umie rapować, ceniona audycja „The Wake Up Show” uznała ich nawet za najlepszych nowych artystów 1997 r. W pochodzącym z późniejszego o rok debiutu numerze Ryu i Taka za mikrofonem wspiera Emcee 007, a sampel z depeszowego „Little 15”, singla z płyty „Music for the Masses” (1987), ogarnął… Mike Shinoda. Tak, ten współzałożyciel Linkin Park.
Apathy x „Personal Jesus”
Apathy znakomicie łączy dwie poprzednie notki. Jest bowiem biały jak 3rd Bass i undergroundowy jak Styles of Beyond, z którego członkami wielokrotnie zresztą współpracował. Tak, na wietrznej i mokrej północy w Connecticut też jest hip-hop, i to nawet taki oparty na Depeche Mode. „Wersy są perfekt, wirtualny geniusz / Ktoś mógłby powiedzieć – osobisty Jezus / powstaje w ogniu bitwy jak feniksy / szaleństwo, rozwalam ejtisowe, rockowe remiksy” – rymuje raper. To zwięzła wizytówka jego stylu z 2005 r.
Cities Aviv x „People are people”
Ta pętla z dużego hitu Depeche Mode jest bezczelna, ale raperzy w 2011 byli już skrajnie bezczelni i zyskiwali tym samym uznanie bezczelnych dziennikarzy od lat znudzonych rockiem. Cities Aviv, wcześniej grający hardcore punk, został przez Pitchfork pochwalony za połączenie awangardowego rapu z bitewnym rapem południa Stanów. Najlepszy fragment „Die Young”, poza tym pożyczonym, muzycznym oczywiście? Wers „Jeśli znajdziesz Boga, powiedz mu, że jestem wybrańcem”.
Peja x „Halo”
Mamy na koniec polski akcent, próbkę „Halo” z niezapomnianego albumu „Violator” w numerze Slums Attack. To kawałek zdecydowanie za długi, wyprodukowany nieciekawie, ale pozwala wejść w buty rapera, po samym „uściski spotniałych dłoni, gejzer nieświeżych oddechów” mamy obrazek. I w świetle wszystkiego, co wydarzyło się potem, jest coś perwersyjnego w słuchaniu, jak Peja na podkładzie Decksa nawija o dziewczynie ze swojego koncertu: „A tak w ogóle to przyszła tu przypadkiem / Nie słucha tego rapu, kręci ją co innego / Zna parę rzeczy, kilka tracków Tedego„. Z dzisiejszej perspektywy uwierzyć w to trudniej niż w śmierć Fletcha.
I na koniec – słowem wyjaśnienia. Tak, wiem, że Depeche Mode samplowali krzykliwi bałkańscy pionierzy rapu, Bloodhound Gang z Vanilla Ice’em (sic!) i niemieccy artyści r’n’b. I właśnie dlatego chcę Wam tego oszczędzić. Najwięcej premedytacji jest w pominięciu Ja Rule’a ze ścieżki dźwiękowej „Szybkich i wściekłych” i paskudnej profanacji „Strangelove”. Widziałem wzburzenie fanów Depeszów i łączę się w bólu.