10 minut dla Warszawy
Miasto stołeczne ma swoją hiphopową tradycję kawałków nagrywanych całą ferajną. To przede wszystkim dwa animowane przez Hemp Gru numery „Życie Warszawy” (plus jeden remix), ale też np. „Wizja Lokalna – Warszawa”, czyli „spontaniczna inicjatywa Solara i Zbyla, którzy postanowili zorganizować swego rodzaju odpowiedź na akcję Popkiller Młode Wilki”. Z kolei przepojone nostalgią „A pamiętasz jak?”, nagrane z okazji pierwszych urodzin cyklu imprez pod tą nazwą, było znakomitym odniesieniem do „93, 94” DJ-a 600V, Juhasa i Numera.
Jeszcze zanim JWP i BC stały się jednym organizmem, skład Bez Cenzury (Ero, Łysol i Siwers) w 2006 r. połączył 26 raperów w jednym, 11-minutowym warszawskim hymnie pt. „Reprezentuję siebie”. Dziś Ero pochwalił się „Puk puk! Kto tam?”. Niby minutę krócej, trzech gości mniej, ale jasne stało się, że poziom wyraźnie skoczył. Oto dziesięciu raperów, na których koniecznie trzeba zwrócić uwagę. Co nie znaczy, że na innych uwagi zwracać nie trzeba – do końca się zastanawiałem, czy nie wymienić kogoś na Wigora (zaraz nowy album Morwy!) z wzorcowo wyrobionym flow, na Hazzidy‚ego z uszczypliwymi wersami o chłopcach w papilotach brzęczących na tunie, na tę Wdowę jak kiedyś, której b-boy stand to Syrenka znad Wisły.
1. Ero
Warszawiak, jak na prawdziwego gospodarza przystało, nie tylko wita, ale i żegna. Jadowity głos wżera się w każdą przestrzeń, jaką zostawi mu chropowaty bit. Nie wiem, jak „Bielański oryginał” to robi, ale jest postacią z Wiecha, Tyrmanda i Molesty jednocześnie, mam wrażenie, że tylko on zaśpiewałby Grzesiuka lepiej niż Muniek, a gdyby sprzedawał mi pod blokiem, dajmy na to, jabłka, to do końca roku jadłbym szarlotkę. Dzięki niemu „Puk, puk” angażuje od pierwszych słów.
2. Pękaty
Co tu dużo pisać, zwłaszcza po niedawnej recenzji albumu na bitach Smokina… Może to, że podkład jest jak dla Pękatego, a ekipa jak od Pękatego, więc warunki były idealne. Wersy są sprytne, przecież muszą być sprytne, bo są warszawskie. Ale tego rapera nie obchodzi akwizycja własnej błyskotliwości, jest godny w swojej powściągliwości. I dajmy już sobie spokój z niepotrzebnymi sentymentami. To lepsza zwrotka niż ta położona naście lat temu w „Reprezentuję siebie”, gdzie raper nie omieszkał się zameldować.
3. Merd
Kiedy gada Ryfa czy Decó, to od razu wiesz, że tańczą. Nie wiem, czy można mówić w ogóle o czymś takim jak writerski (grafficiarski) styl nawijania, choć Somp, Enter, Geus, Kear, Kosi, Ero i Merd na pewno mają wspólny, stylistyczno-estetyczny mianownik. Położone tu wersy tego ostatniego momentalnie zapadają w pamięć. Jest w tym spokój, głębia głosu, noc i miłość do sztuki, nie ma ani trochę farmazonu. Nie trzeba pamiętać Merda z Dobrego Towaru, macierzystego zespołu Oskara i Steeza (później PRO8L3M), żeby być nastawionym entuzjastycznie.
4. Kuba Knap
On wszystko ma charakterystyczne. Poznasz go po wzroście, barwie głosu, flow, słowach, których używa, a nawet systemie wartości w tekstach. Wolnomyśliciel ze zbawiennym dystansem do siebie (kto inny określiłby się mianem „arcymatoła”?). Konserwatysta, jednakże taki blisko ludzi. Daj mu parę wersów jak tutaj, a rozgości się jak na własnej płycie: przytoczy własnego dziadka, pożegna się z odbiorcami „z panem Bogiem”.
5. Pysk
Pyskaty rodził się w rapie wielokrotnie. Pierwszy raz jeszcze przed sukcesem Molesty, w ramach Edytoriału. Drugi raz z Pihem u boku, w Skazanych na Sukcezz, gdzie tylko podkręcił bezczelność. Trzeci raz jako dojrzały solista i twarz Aptaun Records. Od lat go nie ma, czasem błyśnie tu i ówdzie, przy czym trzeba gratulować tego braku rdzy, bo niejeden rocznikowy kolega może o tym zapomnieć. Raper ma dobrze naostrzone słowa, jednak jeszcze bardziej cieszy to, jak dobrze rozbujane jest to wejście na bicie rozbujane. Pyskaty, dawaj płytę!
6. Włodi
Czas dla tej najstarszej szkoły warszawskiego rapu nie miał taryfy ulgowej. Przez upadek pierwszego boomu i hip-hop wymieniany w głównym nurcie na elektroniczny pop nie wszyscy przeszli suchą nogą. A Włodi trwał, nie obrażał się na młodych, nie betonował w swoim guście, ale też nie wykonywał desperackich wolt i nie miał opinii na każdy temat. Teraz jest niczym sensei, którego każde słowo jest słuchane z uwagą niezależnie od pokolenia. I takie jest to wejście, rym bez wypełniacza, podbity nawiązaniem do Kasty, z fajną grą słów „profit / pro feat”.
7. Berson
Wydawało się, że spośród Spółki Zoo to Frosti jest tym najbardziej przebojowym, najbardziej muzykalnym. Ale „zwierzaki”, nową szkołę warszawskiej osiedlówki, reprezentuje Berson ze swoimi bazarowymi nawykami. Gdyby polski rap był światem Marvela, facet byłby Jaggernautem, władcą murów. Dobrze się słucha, jak prosty, wyrobiony styl walcuje bity. Puk, puk! Kto tam? Ja nie Judasz, my nie Żydzi – to najbardziej charakterystyczne rozpoczęcie w zestawieniu, brutalne, lekceważące wszystko, co będzie się próbowało imputować autorowi w imię poprawności, niewykalkulowane.
8. Kafar
Na uliczną część sceny, gdzie lider Dixonów 37 jest jednym z hersztów, wielu patrzy protekcjonalnie. Może dlatego, że podstawowym kryterium była tam prawdziwość, im prawdziwiej, tym lepiej, a tak tu już jest, że to, co dla jednego jest świętą prawdą, dla innego będzie gówno prawdą. Mniejsza o to, Kafar nie jest tu mentorem, sędzią, kładzie starannie poskładaną zwrotkę, w bardzo hiphopowym, wręcz sportowym duchu. A to, że umie nawijać, wiemy przecież już od gościnnego występu na debiucie Małolata.
9. M Dizzy
Szczerze? Nie miałem pojęcia, kto to. Zapytałem Ero, usłyszałem, że z Grochowa, że dotarł do niego przez renomowanego producenta Świętego i studio Tu Wolno Palić. I że to młoda twarz, o której niedługo będzie głośniej. Jeżeli ten poziom się utrzyma, to na pewno. Dobrze gra głosem, w jednej chwili ma chrypę, w drugiej niesie końcówkę wersu wyżej, na luzie przeciąga ostatnią linijkę swojego wejścia. Ale ten styl nie powoduje, że tekst leży odłogiem, oj nie. Na pewno zapisać w folderze „do obserwowania”.
10. Tobik
Brzmi jak krzyżówka Rado Radosnego z Dwóch Sławów i Nullizmatyka z Trzeciego Wymiaru, taka „prawdziwa szkoła” z brodą, która największą furorę robiłaby gdzieś w 2007 r. Znalazłem jednak dobre powody, by tą minirecenzją jego wejścia zamknąć zestawienie. Po pierwsze – u żadnego z raperów tu nawijających nie słychać tyle głodu i ognia. Po drugie – elegancko jest to poskładane. A po trzecie – każda okazja, żeby wspomnieć o reprezentancie undergroundowego all-staru Fillomatic, jest dobra. I warto sprawdzić nagrane z Bartkiem Koko „Truskurwiels EP”.