Dycha. Najlepsze numery lipca 24

Czy dym i sport idą w parze? Przy zapalaniu znicza i na trybunach na pewno, ale Kuqe z ekipy 2115 wypowiada się z perspektywy praktyka. A że czyni to na dobrym, podkręcającym dynamikę bicie francisa, z charyzmą, niezapominanym refrenem i w bardzo hiphopowym (breakdance, graffiti) anturażu, to „Joint i sport” okazuje się jedną z niespodzianek lipca. Swój list miłosny do sztangi i ławki napisał również Włodar ze Spółki ZOO, niemniej słychać, że jego numer żre po prostu słabiej. Tymczasem Kuqe nie bawi się rapem, Kuqe rapuje.

To był dobry miesiąc dla młodych. Przy „Hałasie” Samiego i Marko Tadeusza dym wcale nie opada, przeciwnie, gęstnieje. Numer, również za sprawą intensywnego bitu drugiego z panów, jest trochę dziki, trochę brudny, pociągnięty niby nieco rozmytym, niemniej wyrazistym stylistycznie rapowaniem. Robi się chłodniej i ciemniej. Odtajać można momentalnie przy „Groovestepie”, gdzie Ajzeja gra sobie groove’owo, house’owo, miękko, a Mac Sch i Kulwi po prostu sobie płyną niczym nieprzejęci, jakby złapani w trakcie terenowej imprezy z przyjaciółmi. Trochę w tym Undy i BSK, najwięcej jednak wakacji.

Chcecie urlopowo, przy tym profesjonalniej, bez klimatu wycieczki klasowej? Zawodowy śpieworap Skipa i przestrzeń, którą AWGS i Moo Latte wlewają w kompozycję, zapewniając jej wieloplanowość, powodują, że Miętha nadal orzeźwia, zaś „Ostatni raz” przychodzi z pomocą. Młody Żmija i producent mareckiee przypominają z kolei, jak bardzo rap lubi opowiadanie historii i że czasem wystarczy chwyt tak prosty jak przyjrzenie się współpasażerom w pociągach. A jeśli łączymy to z niskim, zblazowanym głosem i nośnym, dobrze wprowadzonym refrenem, wychodzi tak dobrze jak w „Braku gwarancji miejsca siedzącego”.

Część raperów po prostu bezbłędnie wykonała zadanie, czasem to wystarczy. Sokół rymuje w „Red Bull 64 bars” obrazowo, dosadnie, wbija wersy w podkład Kebsa i Shuko, aż leci sok. Mistrz ceremonii nie potrzebuje fajerwerków, cztery minuty ciągłej nawijki nie ciągną się ani trochę, artysta zdobywa uwagę i jej nie oddaje. Podobnie jak Tede, który włazi na produkcję Yotto jak szef i idzie sprężystym krokiem z maczetą flow przez gąszcz wieloznaczności i współbrzmień w „Scarra Baina”. Albo jak Łajzol i Uszer, którzy dobywają w „Generale” militarnej frazeologii, by podkreślić hierarchię, doświadczenie, pewność i zaminować pole muzyczne Returnersów – salutuj! Nawet Tektonika, która zwykle wygrywa dawką szaleństwa, spektakularnym opakowaniem muzyki, w „Offshore” przekonuje dobrą chemią między rapującymi (gościnnie Kwiatek Haze), dobrymi wykombinowanymi wersami, wpiętymi w bit, ponownie dzieło The Returners.

Na koniec powinno być coś z przekazem. Nadawałoby się „Ze mną”, gdzie siły łączy jestemAlpha (trochę w trybie Zeusa z okolic „Zeus. Nie żyje”) i dwóch dużo wnoszących gości: Kolar i Mikser. Ostatecznie nic z tego, znowu stawiam na vibe, na szybko rozwijającego się ostatnio, wciąż jednak leniwie brzmiącego JupiJeja i skupionego, wyraźnie zmotywowanego Gkamolli (patrz wspomniana Unda), który błyszczy na swoim oddychającym, lejącym się podkładzie. W końcu mamy czy kanikuły, wypoczywajmy.

Zdjęcie otwierające przedstawia JupiJeja i pochodzi z jego oficjalnego facebookowego profilu. Dziesięć wyselekcjonowanych utworów od przesłuchania tutaj: