Groove sabotażysty
Nie mogę przestać myśleć o poście Steeza z grupy PRO8L3M. Przybliżył on zebrane przez Luminate dane, z których wynika, że 24 procent muzyki na portalach streamingowych nie zostało w 2022 roku przesłuchane choćby raz. 38 milionów kawałków nie zyskało niczyjego zainteresowania!
To świadectwo czasów. Muzykę prosto nagrać, prosto wrzucić, nic nie zatrzyma się na sicie trzymanym niegdyś przez wytwórnie czy media. Pewno 24 procent zdjęć, które trzymam w chmurze to coś, czego sam nigdy nie będę chciał oglądać. Ale w niewysłuchanym przez nikogo utworze jest coś przykrego, tak jak i w porzuconej, zapomnianej książce.
Oczywiście wiele artystów nie ma szczęścia. Są też tacy, który niespecjalnie chcą szczęściu dopomóc. Właśnie trafiłem na jeden z najprzyjemniejszych, idealnych na wczesną wiosnę rapowanych materiałów. To „Epizod 1” kolektywu Loot Eskapistów. Wysłuchacie go wyłącznie na Soundcloudzie. Wypisano tam skład personalny, nie dodano ani słowa więcej. Paradoksalnie najwięcej mówią tagi – hip-hop funky, indie, rap, polish, storytelling, dub, jazzy.
Zagaduję Jota, artystę, który w stopce Lootu figuruje pod hasłem „po sąsiedzku” – właściciela jednego z najswobodniejszych, najkrąglejszych stylów nawijania w polskiej rap grze. Interesuje mnie, czy to co trafiło do sieci, to jest jakaś fonograficzna całość. Jot odpowiada: To wie tylko Roszja. – A czy jest z nim jakiś internetowy kontakt? – ciągnę temat. – Może przez tego Soundclouda? – podpowiada Jot.
Rzecz jasna odezwę się w ten właśnie sposób (albo zadzwonię – numer mam), ale to już po tekście. Pobawię się jeszcze trochę tą narracją. Bo Roszję obserwuję od ponad 20 lat i kilka godzin nawet udało się przegadać. To świetny artysta i całkiem niezły autosabotażysta. Weźmy pod uwagę ksywkę, nad której rozpoznawalnością pracują dziś całe sztaby. On się tym nie przejmuje. Czasem to Roszja, czasem Jarosz, jest jeszcze alter ego nazwane Tomasz Andersen. A jakby ktoś spróbował się połapać – to ta ksywa funkcjonowała najczęściej w zespołach i projektach: Ogród Alicji, Sfond Sqnksa, Osa Da Gnoi (czytam, że twórca występował tam jako „Kupak Szejker aka Bołn FagenHarmony), Perki Pat, Ucieczka z Kolonii.
Założę się, że gdybym zapytał Marka „Pro” Gluzińskiego, który miał zaszczyt (bo raczej nie przyjemność) sporo twórczości Roszji wydawać, albo Magierę, który współpracował z artystą producencko, na początek ciężko by westchnęli. Poszukajcie wyżej wymienionych projektów na streamingach, zobaczcie jak mało znajdziecie. Gość jest przekorny, chimeryczny, ma mnóstwo pomysłów (często przeciwstawnych), do tego jest szybki w sądach i bardzo wyrazisty światopoglądowo. Przy okazji jest również genialny.
Roszja rapuje, śpiewa, produkuje i jest wizjonerem. Tymon Smektała, w swoim czasie król dziennikarstwa rapowego, po pierwszym solowym nielegalu przybił mu „wrocławskiego Fisza” i miał ku temu absolutne podstawy. Mało która polska płyta rapowa z 2000 roku brzmi tak dobrze i tak świadomie. To, co było potem, to już szaleństwo – Sfond Sqnksa to stworzony razem z Lu, samplowany p-funk w uniwersum George’a Clintona i zarazem publicystyka, „Przez ścianę” (podpisane jako Roszja & Lu) swinguje i jazzuje niedzisiejszo, Osa Da Gnoi to pastisz i branżowa szydera ubrane w fekalny koncept.
Najlepsze w moim odczuciu dzieła Roszji to podfabularyzowane alegorie, z przekrojem przez gatunki i długą listą odniesień. Pulpowe „Wbrew Wskazówkom” Tomasza Andersena bazuje na Philipie K. Dicku, ale też Wachowskich, by z perspektywy 2071 roku rozliczać się z dyktowaną przez pieniądz degrengoladą decydentów. Dystopijna, cyberpunkowa „Ucieczka z kolonii” (2016) zarzuca pomost między rzeczoną kolonią, a IV RP. I Loot Eskapistów bez nadrzędnego pomysłu również by się nie obył.
„Epizod I” zaczyna się od „Przeprowadzki”, a kończy lokatorskim jamem po awarii prądu w „Boogie na dachu”. Cała nowa sytuacja mieszkaniowa staje się okazją, żeby po obserwować relacje międzyludzkie, bo wiadomo, najpierw ekipa przeprowadzkowa, potem sąsiedzi, w końcu goście i specjaliści ze spółdzielni. Trochę tu Białoszewskiego, trochę Barei, trochę Filipa Springera. Uwadze nie umknie całodobowy monopolowy, zawsze czujne oko kamer, lokalni urzędnicy rymują się do płatni najemnicy. Wers potrafi zahaczyć o zdewastowaną planetę, prawa pracownicze, uniwersalnych ekspertów, patodeweloperkę. Piketty wyskakuje znikąd jak w filmie o Chadzie.
Cały personel (Ślip, Zosia, Jot, Czaki, Janik) gra pod dyktando Roszji, a szczególnie ważna wydaje się gitara basowa tego ostatniego. Pozwala całości pulsować, ale i szarpnąć. Dominuje rapowane (w takiej „Plamie” naprawdę brawurowe!) funky, choć do satyryczno-surrealistycznych „Odwiedzin” wkrada się trochę jazzowej dezynwoltury, w „Przeprowadzce” gitara powarczy, a „Na nowym osiedlu” to ładna piosenka z elementami r’n’b.
Ostatnia z wymienionych pozycji naprawdę porusza. Czy stwierdzenie, że za płotem nic nie ma to już egzystencjalizm? Może kiedyś między blokami będzie ogród? – to pytanie wybrzmiewa jakoś smutno. Jakoś wiemy, że nie będzie. Wyśpiewane ujmującym, kobiecym wokalem byleby tylko było znośnie jest niczym polska modlitwa zaprawiona pogodzeniem się z tym, jak tu żyjemy.
Niepokojący (przestrzenią, kreatywną aranżacją) „Domofon blues” zmusza do refleksji. Ironiczne studiuję dzieła Huntera Bidena, osobliwa opowieść o gotowaniu brokuła, gdy ktoś usiłuję się dobić (być może alegoryczna), bluesująca gitara – poczucie odrealnienia, czy wręcz paranoi nasila się. Może to używki?
Kończące „Boogie na dachu” to eksplozja groove, tym mocniejsza, że Loot Eskapistów pozwala utworom trwać, umie je rozciągać, jest w kontrze do trajkotanych rapowych dwuminutówek. W idealnym świecie ten rewelacyjny refren byłby grany do znudzenia w rozgłośniach i na imprezach – bo jest w nim nastoletni entuzjazm, cała radość wspólnego muzykowania, jeżeli ktoś się chociaż nie uśmiechnie i nie kiwnie głową, to najpewniej nie żyje. Ale w idealnym świecie jedna czwarta muzyki zainteresowałaby kogokolwiek.