Efekt pajęczyny. $andro i Skórysyn mówią o swoich płytach producenckich
Gdy rozeszła się wieść o Złotym Fryderyku dla 600V, nagrodzie przyznawanej za całokształt twórczości, pierwszą moją myślą było „wreszcie”. Nie tak dawno zresztą przypominałem na Raptusie, że twórca pozostaje aktywny, choć nie da się ukryć, że coś odeszło. Może era, w której płyty producenckie ukazywały się jedna po drugiej i elektryzowały publiczność, w czym niezapomniany Volt (do spółki z White House i wieloma innymi oczywiście) odegrał kluczową rolę, tworząc pod ten stan rzeczy podwaliny?
Nie wiadomo, czy słuchacze poczuli przesyt, czy producenci stracili cierpliwość do niekończącego się czekania na zwrotki raperów, czy może takie składanki w erze playlist nieco straciły rację bytu, ale impet wydawniczy w tej kwestii osłabł. Tym milej przywitać często średnio ciekawą fonograficznie zimą dwa albumy producenckie: „Efekt Motyla” $andro (wyd. EXPORT) i „Pajęczynę Skórysyna” Skórysyna (wyd. TYLDA).
To krążki inne, ale niepozbawione cech wspólnych. Obaj twórcy są z Zagłębia, obie płyty są eksperymentalne, zaskakujące i brzmieniem, i skrajnie niekomercyjnym doborem artystów, łączą je dodatkowo dwie zaproszone postaci: Jackdaw i Kościey. Postanowiłem więc zadać autorom ten sam zestaw pytań, zestawić ich odpowiedzi i zobaczyć, co z tego wyniknie. Efekt miło mnie zaskoczył – najwyraźniej pożegnaliśmy nie tylko modę na „producenckie”, ale też obraz producentów jako ludzi mrukliwych, lakonicznych i zamkniętych w swoim świecie.
Płyt producenckich było w polskim rapie mnóstwo, choć ostatnio jakby ich mniej. Wciąż jednak trzeba mieć pomysł na to, żeby się wyróżnić, żeby to było coś więcej niż składanka. Co zrobiliście – bo słyszę i widzę, że sporo – żeby kontakt z waszymi krążkami był unikalnym doświadczeniem?
SKÓRYSYN: Cieszy mnie, że zwróciłeś na to uwagę, bo jednym z moich celów było zaproszenie słuchacza na pewnego rodzaju seans, na doświadczenie nie tylko muzyczne. Początkowo nie zakładałem tak dużej liczby gości (22), ale przy takiej różnorodności spoiwem miały być bity pełne brudu, piachu, niecodziennych rozwiązań perkusyjnych i brzmień rodem ze spaghetti westernów. Chciałem stworzyć oszczędne, minimalne tła/pejzaże muzyczne, na których to raperzy opowiadają, czarują i są mistrzami ceremonii, nie zaś dodatkiem, ozdobnikiem – głównym bohaterem. Ten album ma być jak zapadający w pamięć film – są momenty, w których chcesz, by to się skończyło, są chwile niepokoju, niezręczności, ale jest też uczucie ulgi, zrozumienia, uśmiechu i nostalgii. Gwarantuję, że z każdym kolejnym odsłuchem zdrapujesz powoli wierzchnią warstwę i odkrywasz coraz to nowsze, niekoniecznie przyjemniejsze.
$ANDRO: Myślę, że każda płyta producencka na swój sposób jest oryginalna w mniejszym lub większym stopniu. Każdy inaczej produkuje, ma inne inspiracje, inny styl czy chociażby inne, płynące z produkcji wartości do przekazania. Dla mnie produkcja to nie tylko robienie bitów czy kawałków instrumentalnych, ale też wyrażanie siebie w innym, często nietypowym świetle, bo ktoś, kto jest z pozoru spokojną osobą, może robić przykładowo ciężki eksperymentalny rave i w ten sposób pokazać swoje prawdziwe „ja”. Uważam, że moja płyta jest unikalna, bo jest szczera względem produkcji. Nie bałem się tam dawać czegoś, „bo nie wypada”, i mam poczucie, że w ten sposób udało mi się uzyskać określony klimat, którego nie ma na żadnym innym albumie.
Wśród zaproszonych przez was artystów jest trochę bohaterów podziemia, ale też wiele ksywek nieznanych nawet obserwatorom sceny. Czym się kierowaliście, zapraszając, i czy precyzowaliście jakoś zaproszonym to, co chcecie od nich dostać?
$ANDRO: Dawałem moim gościom pole do popisu, nie mówiłem nikomu, żeby robił coś na określony sposób, bo tak będzie fajnie. Wiem, że moja płyta pod względem poziomu gości jest strasznie nierówna, ale myślę, że to na plus, bo to daje jeszcze brudniejszy klimat „domowego rzemiosła”, który ma być do odczucia, bo to album ziomka, który robi swoje rzeczy z pasji tam, gdzie na co dzień sypia. Co do doboru gości, to kierowałem się głównie znajomościami: ukeboy czy Kot Kuler to moi dobrzy kumple, tak jak 90 proc. zaproszonych. Jako wyjątek mogę uznać chyba jedynie Smutnego Tuńczyka, do niego zagadałem, nie znając go wcześniej, znałem jedynie twórczość.
SKÓRYSYN: Stwierdziłem, że odezwę się do ludzi, z którymi współpraca wisiała w powietrzu, bo dogadywaliśmy ją już wcześniej; do ludzi, z którymi chciałem współpracować, a z którymi wcześniej nie miałem okazji rozmawiać, i do ludzi, z którymi już współpracowałem i są mi mniej lub bardziej bliscy. Na albumie znajdują się zwrotki dwóch raperów, którzy rapowali na moim albumie sprzed 20 lat, więc niektóre z tych więzi trwają prawie ćwierć wieku. Muzyka na albumie w pewien sposób sama dyktowała nastrój, nie chciałem wpływać na treści utworów, ale postawiłem jeden warunek – nie rapujcie o rapowaniu. Udało się to zrealizować.
Kto z zaproszonych zaskoczył was najbardziej tym, co stworzył?
SKÓRYSYN: PAPA, który stworzył zupełnie inny lot niż te, które znam z jego twórczości. W pewien sposób nieświadomie wpłynął na całokształt i wytrącił go z typowo rapowej stylistyki. Na pewno zaskoczeniem był PERSiL183, który na drugi dzień po otrzymaniu paczki bitów odesłał gotową, mocną zwrotkę do „Habazi”. Za każdym razem, gdy słucham zwrotki Furmana w „Powrotach”, odczuwam ciarki. Uchwycił tam pierwiastek, którego nie potrafię wytłumaczyć, to coś, co przeszywa twoje ciało, i wiesz, że jest to czymś więcej niż tylko zarapowanymi wersami.
$ANDRO: Myślę, że saburrakap, dostarczył naprawdę srogi eksperymentalny track. Gdy usłyszałem pierwszą wersję dema, jarałem się jak głupi, uwielbiam takie brzmienia – ciężkie i może trochę psychodeliczne. Z naciskiem na ciężkie.
Jak usytuowalibyście swoje albumy względem gatunków muzycznych i do jakich inspiracji bylibyście skłonni przyznać? Uważacie, że szufladki takie jak lo-fi, trap, elektronika są wystarczające?
SKÓRYSYN: Pustynny rap – tak zdefiniowałem ten gatunek. Nie uważam, by standardowe szufladki były w tym przypadku wystarczające. Niby to rapowe bity, ale czy na pewno? Uważam, że bardziej pasują – parafrazując Tuwima (nie, nie Juliana – przyp. Flint) – do słuchania na wielbłądzie niż w luksusowym samochodzie. Twórczość braci Hermanos Gutierrez i album, który stworzył Chief Xian aTunde Adjuah – „Bark Out Thunder Roar Out Lightning” – miały duży wpływ na brzmienie i chęć opowiadania historii muzyką. Nastrój albumu kojarzy mi się też z planetą Tatooine. Chciałem poniekąd na nowo zdefiniować drumless beat. Na pewno ważny jest fakt, że od niedawna uczę się gry na gitarze basowej, bo to dało nową perspektywę muzycznego tła i „podłogi”, po której poruszają się inne instrumenty czy głosy.
$ANDRO: Myślę, że mimo wszystko mój album zalicza się do alternatywnego / eksperymentalnego hip-hopu z dodatkiem elektroniki i nie ma się tu nad czym zastanawiać. Na pewno bardzo mocno inspiruję się twórczością JPEGMAFII, Madliba, DJ-a Muggsa. Zaś z polskiego podwórka – Synami lub solową twórczością 1988. Piernikowski (razem z 1988 współtworzył duet Syny – przyp. Flint) nie siada mi aż tak bardzo, chociaż czasem mam ochotę go posłuchać i to robię, nie przeszkadza mi jego słynna „randomowa” nawijka.
Słyszeliście pewnie nawzajem swoje płyty. Na koniec jestem ciekaw, co macie do powiedzenia o muzyce tego drugiego.
$ANDRO: Lubię twórczość Skórysyna. Choć nie ukrywam, że czasem korci mnie, żeby zażartować z jego ksywki, tak myślę, że jego muzykę należy brać poważnie – jest to kawał dobrego producenta. Dodatkowe miłe słowa za to, że reprezentuje mój rejon, czyli Zagłębie.
SKÓRYSYN: Bardzo trafia do mnie twórczość $andro – nie wiem, czy wynika to z faktu, że pochodzimy z sąsiadujących miast, czy z tego, że łączy w swojej twórczości brzmienia, które są mi bliskie – sample, breaki, elementy phonku, niepokojące melodie, częste zmiany nastroju, miejsca na oddech. To technikalia i elementy, które w miarę łatwo opisać – jest jednak słyszalny i odczuwalny element trudniejszy do zamknięcia w słowach – pewnego rodzaju piwniczność, ciasność, duszność, kształt i tekstura bitów. Utożsamiam się z muzyką $andro i mimo że nie znamy się osobiście, czuję że byśmy się dobrze dogadali i zrozumieli. Goście na albumie bardzo dobrze uzupełniają bity i świetnie z nimi współpracują. Nawet dwóch gości pojawia się na obu albumach: Jackdaw i Kościey.