Ciągle pod napięciem. Ostatnie kilkanaście lat współprac 600V

Nie ma rozmowy o polskim hip-hopie lat 90. bez DJ-a 600V. Nie ma bez niego debiutów Molesty, Zip Składu, Mor W.A. i JedenSiedem (dwa ostatnie to 2000 r., trzeba jednak pamiętać, jak długo powstawały i że nie wydano ich od ręki), nie ma trzeciej płyty Wzgórza Ya-Pa-3. Autorskie „Hip-Hop Produkcja” i „Szejsetkilovolt” stanowiły w najntisach okno wystawowe sceny. Nie tylko tej warszawskiej, ulicznej, bo znalazł się tam również Tede, Ośka i Pezet, był Kaliber 44, Jajonasz, eSeNUZet. Od gór (prawie) po morze (niemal).

Lata 00. wyhamowały trochę tę karierę. Dlaczego? Być może dokonane wraz z „W…ionymi bitami” (2001) przejście na proste, syntetyczne brzmienie okazało się – jak na tamte czasy nad Wisłą – zbyt wczesne. Ludzie mogli być także zmęczeni monopolizacją i idącą za nią nadprodukcją, do tego postaci takie jak Magiera, L.A., Waco, Noon, Emade to już było więcej niż świetny instynkt i zrozumienie rapowej materii, wnieśli bardziej muzyczne myślenie o gatunku. Harmonie, aranżacje, te sprawy. Ale Volt wciąż robił hity (np. z Guralem i z Tede) i potrafił ciekawie eksperymentować (Pokahontaz).

Ta kompilacja wyszła w 1997 r. Ale najstarsze rzeczy Volta – 1 Killa Hertz i Huzdemak – są z lat 1994-95. I robią wrażenie.

Nie da się jednak ukryć, że w ostatnich kilkunastu latach pierwszoplanowy nie był. Nigdy nie przepadał za autopromocją, więc nie stał się beneficjentem internetowej rewolucji. Lubił za to rap surowy, niedoskonały, by nie powiedzieć: koślawy – dobór współpracowników, również tych zagranicznych, miał kontrowersyjny. Z sympatią spotkały się natomiast jego pozbawione rapu grooves (funky i jazzy) wydawane w latach 2020-21. Nie zaszkodził powrót do mody na lata 90., kompilacje własnych dokonań i reedycje.

DJ 600V przewietrza archiwa, czego dowodem „Boombox Kingz” (a na nim dawni bohaterowie, m.in. Edo G i PMD) z końca 2021 r., co jest okazją do wyłowienia co lepszych kąsków z jego współprac z ostatniej dekady. Bezpośrednią zachętą była dopiero co wypuszczona „Setra” Skrubola. Raper z Giżycka to hustler, mentalny obywatel Kalifornii i miłośnik życia znany z eksponowania dywanu na klacie, podczas gdy publika skacze. Tym razem rapuje wolniej, refleksyjno-aspiracyjnie, z małym miasteczkiem w tle. Roz…ię po trzydziestce jak Griselda Records – stwierdza. Niespieszny, jazzujący, przestrzenny bit Volta pasuje mu jak zbroja.

To nie pierwsza współpraca producenta z zawsze pamiętającym o korzeniach i branżowej cyrkulacji szacunku kolektywie WCK. Kuba Knap, kompan Skrubola z ekipy, nagrał ze stołecznym pionierem cały zatytułowany „Fundament” krążek. „Ta płyta mnie odblokowała. Słuchałem wtedy starych płyt i zatęskniłem za klimatem pierwszych nagrywek, za surowością, radością, za ograniczeniami. Volt się zgodził na taką opcję – zwrotki nagrywałem na raz, po pięć numerów na sesji, na szybko, bez poprawek. Teksty pisałem tak samo – po prostu leciało, bez wydumanych rozwiązań i bajerów” – pisał w 2020 r. Kuba. I utwór „CTC GTG” ze skreczami Falcona unaocznia to podejście. A bit? Jego sprężystość jest miła dla ucha.

Przegląd kooperacji dokonań Sebastiana Imbierowicza to szansa, by odświeżyć sobie kilka ksywek. W wożącej się bezczelnie, lecz nie bez retrowdzięku (o scenie z Source’em litościwie zapomnijmy) ekipie Trymiga obok Neta i Hajk-o melduje się Kritaczi (kojarz z OMP, Warszafskim Deszczem, wilanowsko-ursynowskimi klimatami). Podkład w stylu Beatnuts sprawdza się. Z kolei w „Żółci” dostarczył czołg, to jest ten gęsty, zduszony lo-fi boom bap, na którym stary i zgorzkniały Jeżozwierz czuje się młodo, a i zapraszający go Kazan trzyma formę. Uwaga zresztą na cały album „SENS” – wydało to pod koniec 2016 r. RHW, a na trackliście W.E.N.A., Pono, Ero, Rau i mnóstwo dobrych didżejów.

Jeszcze „Zejdź w dół” (2010) dla Jareckiego i BRK pokazuje słabość do plastiku, clapów i komórkowych melodyjek. Ale najnowszy Volt to Volt esencjonalny. W „Ryju” Pary Parsky’ego (2021) produkcja 600V i skrecz HWR-a składają się razem na nowojorską klasykę: optymalnego, polskiego DJ-a Premiera. I choć raper mógłby mieć mniej maniery, a więcej czucia bitu, to całościowo nie przeszkadza. „Algorytm” Krisowskiego (2022) brzmieniowo również podpada pod Wielkie Jabłko, i to takie rumiane, soczyste. Nawijka kontestuje nieprawdziwy rap, przemyca przechwałki, nie jest ani trochę tak wyluzowana, jak obiecuje, niemniej stylowa. Nie można zapomnieć o „Mamy to za sobą” Plako Wajbera i Siódmego (2021). Krótki sampel dęciaka odbijający się echem, ciepłe pianino, przygaszone bębny. Żeby jeszcze raperzy częściej wymieniali się, zwracali się do siebie jak na końcu… Wtedy byłaby magia.

Sięgam na półkę niższą, po to, co nie przekonuje w pełni, ale coś w sobie ma. „Żywy dowód” Jarru (Chłopaki z Szarego Tłumu to głos wschodu, kiedy ten wschód, poza Białymstokiem, głosu specjalnie nie miał) z tymi instrumentami wysuniętymi na pierwszy plan i bardzo prostymi bębnami pod spodem to ciekawy pomysł. Rapowo średnio, za to entuzjazmu i obrazków sporo: margaryna, butelki, pas uderzający w głowę. Jeszcze więcej nauki na błędach. O rok wcześniejsze (2020) „Mijam ich” Sigmy NGWM i Patro PM przyciąga melodyjnym motywem, raper polski jest energiczny i wprost, zagraniczny – wręcz zblazowany. Intrygujący kontrast. „Wartość czasu” Gancego (2021) przynosi, co tu kryć, trochę monotonny, wyklepany, zaśniedziały rap ratowany plastyczną nostalgią w tekstach. Melodia rzeczoną nostalgię przywołuje. Na polu emocji zgadza się wszystko.

Można się zastanowić, dlaczego Sebastian nie zechciał pobawić się wcześniej w wydawnictwo, nie robił czegoś więcej z młodymi (albo i nie), zdolnymi. Tylko że… on to robił. Pod egidą V6 wyszedł w 2014 r. produkowany przez niego (choć nie tylko, na liście m.in. Kudel, Creon i Lanek) krakowski raper Wirus. Trochę się działo, m.in. singiel za Abradabem, jednak wybieram „Opium” z Kajmanem. Chwytający się ucha podkład na ciętym samplu wokalnym staje się trampoliną dla gospodarza, łączącego ofensywny sznyt Pyskatego z antysystemowym zacięciem właściwym małopolskiemu rapowi. Kajman w opcji trochę Borixon, trochę O.S.T.R. ze swoim triplet flow domyka wyrazistą całość.

Na koniec zostawiam połączenie, w które do dziś nie wierzę. Zeamsone, Wini, Te-Tris i 600V to surrealizm, niemniej właśnie na takich kombinacjach opierał się drugi mixtape „De Nekst Best”, w 2021 r. oczko w głowie produkującego to wykonawczo VNM-a. Imbierowicz nie zawiódł, ten podkład prosi o Jay-Z z soulową wokalistką albo chociaż o Bonsona z Romą, wtedy mógłby się bić o szczyty zestawień. W zestawieniu zaproponowanym błyszczy tylko Te-Tris, dwaj pozostali panowie są poza strefą komfortu, zwrotki nie zszywają się ze sobą i z refrenem. Cóż, i tak warto być zaskoczonym, i to zdolności zaskakiwania życzę DJ-owi 600V najbardziej. Statusu legendy bronić nie musi.

Playlista z opisywanymi utworami poniżej: