Szóstka trochę inna od jury. Po półfinale Nowej Legendy

26 września zostali wyłonieni finaliści Nowej Legendy, wspólnej akcji Rapnews i emuze.me, bazującej na odkrywaniu młodych rapowych talentów. Jury, którego zaszczyt miałem być częścią, zdecydowało się na szóstkę wykonawców. To o jeden więcej, niż był w planie, ale pośród 22 półfinalistów i utworów składających się na godzinę dobrego wydarzyło się wiele dobrego. Zapraszam do zapoznania się z tymi, których – moim zdaniem – przegapić nie warto, bo nie zawsze są w gronie puszczonych dalej.

ZODIAK

Raper przypomina mi trochę D Smoke’a, który zwyciężył w pierwszym sezonie netflixowego konkursu „Rhythm + Flow”. Być może wpływa na to lista inspiracji, którą sam w utworze przedstawia, obejmująca m.in. Kendricka Lamara, Kaytranadę, Andersona .Paaka. Wrzuciłem właśnie czytelników w gąszcz nazwisk, w którym trudno się rozeznać, ale generalnie chodzi o to, że i opisywany teraz Polak, i zwycięski Amerykanin lubią rap muzyczny, zniuansowany, raczej wyrafinowany. Bez napinki łączę style – rapuje Zodiak. I nie kłamie. Duża podaż sensownych słów idzie w parze z miękkim nawijaniem, bez kiszenia ich. Żadnego skansenu, żadnego popisywania się, gość wydaje się robić to, czego sam by chciał w 2023 r. słuchać. I ja też chcę. Słusznie zarzucano „Carpe Diem” słabe rozwiązanie kwestii refrenu, pojawiły się głosy o monotonii flow i zbytniej skłonności do samopowtarzania się, ale dla mnie to i tak największe z odkryć.

SOBE

To jest dla tych, co wciąż lubią zabawę słowem / spiszę się na medal, a potem na kartach historii, Sobe – tymi wersami raper kończy utwór „Efekt motyla”, choć zarazem bardzo dobrze go przedstawiają. Na szacunek zasługuje podejście do tekstu, które jest kompleksowe – to nie tylko zbiór dobrych linijek, ale też krótko i nie bez emocji opowiedziana historia własnej kariery. Kiedy wydawało się, że flow będzie tylko adekwatne, po prostu przyśrubuje przekaz do podkładu, okazuje się, że Sobe przyspiesza albo nadaje słowom „wchodzę z buta” nie lada impetu. Rapu jest w Polsce dużo, dużo za dużo, przy tym kawałku jednak nie tracimy koncentracji, słuchamy skupieni. Zasłużony awans do finału.

FERBI

Rzadko kiedy akcje wyszukiwania talentów wiążą się z utworami, które od ręki można wepchnąć na playlistę kawałków idealnych, gdy leżysz sobie na plecach po pracy. I „raz’n’czas” Ferbiego takie jest – miło funkuje, od razu kradnie serce lekkim jak piórko, bardzo dobrym melodycznie, harmonijnym refrenem i każe się uśmiechać do twórcy, który będzie mówił o swojej prokrastynacji i niepunktualności. Nie ma tu wersów do zapamiętania, jest piosenka, ten wesoły, beztroski Śląsk ery Emcefalografu czy słyszalnego tu najbardziej PHFNG (choć skojarzenia z Numerem, Kubą Knapem czy Szczylem też nie powinny przeszkadzać).

MYCEK

A wydawało się, że niewielu ponad Miłego ATZ będzie chcieć w Polsce sięgać po słoneczne, two-stepowe, brytyjskie podkłady. Mycek sięga, po czym wypełnia je jak trzeba, bez kostropatości, słowem zaokrąglonym, pchanym bez ciśnienia. Nie dość, że vibe nie został zamordowany, „Mamy Cele” są pojechane równo, z dobrymi dopowiedziami i zachowaniem dynamiki, to jeszcze znajdą się słowa, których można się tu złapać. To jest jakość, za której rogiem nie czai się nuda i profesjonalizm zgoła niekonkursowy. Ranga finalisty właściwie oczywista.

KOON

Zdarza się, że fajny jest bit, pomysł na flow i treść, ale żeby to się dodawało do spójnej wizji, w której elementy napędzają się jeszcze nawzajem? Koon swoją transmisją z czeluści piekielnych pokazuje, że to możliwe. Bo w „Odwrocie króla” dodaje się akurat wszystko – gry słów, neologizmy, „shimmy shimmy” Ol’ Dirty Bastarda, charkot dobywający się z trzewi, pożyczony z innego muzycznego świata, antysystemowy przekaz. Nie było niczego takiego wcześniej i jest to całkiem błyskotliwa kreacja. ADM, jeden z jurorów i raper, zdziwił się, że grono oceniających puściło gościa do finału, myśląc, że w swoim entuzjazmie wobec niego będzie odosobniony. Gdzie tam. Ponoć kolejne numery Koona są zupełnie inne. Mówię to, co w kontekście rapu przyznaję rzadko – jestem szczerze ciekawy.

LEMI x PETITO

Z punktów stawianych przeze mnie jasno wynika, że powinienem teraz pisać o Bojanie, Baby V albo Bracie. Ale przejęty drill à la Waldemar Kasta, kliszowa nawijka bezczelnej laski czy klasyczny rap prawdziwej szkoły mogą poczekać, kiedy parkiet w klubie się pali. A ten za sprawą „OMG” będzie płonął. Nie słyszałem jeszcze tak przekonującego wjazdu na jersey beat, sprawdza się tytułowe „oh my god” powracające jak dżingiel, młodzieńcza energia jest zaraźliwa i superprzebojowo koresponduje z całym tym autotune’owym chaosem. Refren to broń masowego rażenia, szarpana niby-zwrotka, gdy bit wjeżdża w drill, pasuje jak ulał. Będę wracać, bo z lekkim zawstydzeniem wracałem już kilka razy.

W chwili publikowania tekstu termin finału nie jest jeszcze znany. Cała półfinałowa playlista do odsłuchania poniżej. Na zdjęciu otwierającym – Ferbie (foto z oficjalnego profilu facebookowego):