Zima w tym roku gorąca. Rap Cup Battle i RapNokaut 4

Początek roku jest nudny? Nie w polskim rapie, tu nie zapada się w sen. Jesteśmy po finale Rap Cup Battle, a ostateczna rozgrywka czwartego sezonu Rapnokautu już 12 lutego.

Rapowy podkład może nie mieć bębnów. Rapowe wersy mogą nie mieć rymów. Ale nie ma rapu bez emocji i nie ma rapu – tu można nawet ująć sprawę szerzej, bo rzecz tyczy się całej kultury hiphopowej – bez rywalizacji. „Jestem najlepszy, lepszy niż ty”, zarapowane oczywiście w mniej grzeczny, bardziej kreatywny sposób, to rzecz nieśmiertelna i sól gatunku. Ma nawet swoją nazwę – „braggadocio”. Czy w wersji krótszej „bragga”. Najlepiej wyjaśni to numer sprzed wielu, wielu lat z udziałem Pjusa, którego pożegnaliśmy w zeszłym tygodniu i o którym hip-hop nigdy nie zapomni.

Wróćmy jednak do sedna – raperzy (i raperki, a jakże) uwielbiają komunikować, że w zestawieniu sprzedażowym OLiS i pod względem wyświetleń na serwisach streamingowych są wyżej niż inni. Zaczepki, aluzje, prowokacje i wymiana „uprzejmości” w numerach to absolutna norma. Kiedy wraz z WBW, Wielką Bitwą Warszawską (po ogromnym sukcesie przechrzczoną na „Wolnostylową”), na dobre ruszyły w 2003 r. pojedynki improwizowane, tak freestyle z czasem dorobił się dużych sponsoringów, własnych lokalnych lig i stał rapowym „państwem w państwie”. Zmienił też myślenie o „nawijaniu”, przekładając ciężar z „przekazu” na kąśliwą puentę, szybkie, błyskotliwe skojarzenie. Wolnostylową przeszłość słychać u Solara i Białasa, właścicieli rozdającej karty wśród młodych wytwórni SBM, ale też u szefa konkurencji z wydawnictwa QueQuality – Quebonafide.

Po tych wszystkich latach freestyle nieco się sfatygował, szuka mu się więc nowych opakowań i reguł, ale też pozwalających rywalizować alternatyw. Jedną jest śląskie Rap Cup Battle według pomysłu gliwickiego duetu producenckiego JazBrothers. Tu ewenementem jest brak werbalnej agresji wobec siebie u startujących. Organizatorzy śmieją się, że to konkurs „pacyfistyczny”. To proste, gdy pojedynek ma charakter wirtualny, nadesłana twórczość jest konfrontowana i oceniana podczas relacji na YouTube. Ale w finale drugiej już edycji wrocławianin DMG i elblążanin Kuchcik stali obok siebie i rapowali na żywo. I energia dalej była wyłącznie pozytywna.

W studiu braci Jaz w trzech rundach skonfrontowały się dwie szkoły, dwie kontrastowe rapowe filozofie. Kuchcik to instynktowne czucie rytmu, nawijanie krągłe, treść życiowa, podwórkowa. Jeżeli szukać porównania na scenie, to odpowiedni będzie szeryf hip hopu Gruby Mielzky. DMG to dla odmiany grad słów, zmiany tempa i dynamiki, krzyk, melodia, wachlarz stylów ważniejszy od tekstu. Tu na myśl przychodzi trap i jego głośny, młody przedstawiciel Bedoes. Jury obejmujące JazBrothers, Rahima (tak, tego z 3-X-Klanu, Paktofoniki i Pokahontaz, nie ma innego), Skorupa (jeden z najciekawszych pomysłów na swojski, polski rap, nie tylko rap po polsku) i moją nieskromną osobę po trzech rundach wskazało na tego drugiego.

4-2 dla DMG nie było oczywistym wynikiem. Pierwszą rundę, a cappella, wygrał Kuchta. To jego poparła zebrana na chacie publiczność (prawie 70 proc. głosów). Skorup ostatecznie nie wskazał zwycięzcy. Głównym przesłaniem finału była myśl, że dwóch finalistów powinno nagrać coś razem. Póki co posłuchajcie zwycięzcy na bicie Jazów, właśnie wygrał nie tylko puchar, ale też obecność na kanale YouTube rahimowej wytwórni MaxFloRec (853 tys. subskrypcji), więc jego rozpoznawalność szybko ma szansę się zwiększyć.

A jeżeli pozostaje niedosyt, pozostaje zaprosić na godz. 21 w sobotę 12 lutego na starcie krwiste i bez kurtuazji. RapNokaut to tzw. battle rap, startujący przygotowują swoje wejścia wcześniej. Proste? W.E.N.A. zmasakrowany przez VNM-a albo Frosti rozniesiony przez Oxona mogą powiedzieć inaczej. Czwarta edycja obyła się bez sław, podobnie jak Nokaut transmitowana jest ze studia, nie brakowało jednak ani celebrytów, ani większej, właściwej wolnym stylom spontaniczności, ani odkryć. Na mnie największe wrażenie zrobił chyba Giovane – jestem przyzwyczajony, że przeciwnika się zakrzykuje, zasypuje inwektywami, niemal dosłownie wchodzi mu na głowę, tymczasem zawodnik punktował spokojnie, wręcz z flegmą, z finezją na freestyle’u dostrzeganą rzadko.

O poziomie najlepiej niech świadczy fakt, że w półfinale Giovane odpadł decyzją wspieranego przez wirtualne audytorium jury („Donatella rapu” AdMa, pamiętany z SBM raper ADM, Krzysztof Tietz z Warner Music Polska, producent Kudel i założyciel Maxime Marcinkiewicz). Pokonał go Milan, człowiek z determinacją, doświadczeniem, umiejący zareagować na to, co przed chwilą usłyszał, i bez żadnych dostrzegalnych od razu słabych punktów. Naprzeciwko stanie rewelacja rozgrywek GML – prawdziwy człowiek wschodu z sercem na dłoni, wyjątkową melodią słowa, niewyświechtanymi pomysłami, a przede wszystkim pasją. Poniżej link do nadchodzącego finału, a na horyzoncie piąta edycja, gdzie w eliminacjach popłoch siał niemożliwie pewny siebie i bezczelny wielkolud Szubi Szubs.