Mach-Hommy na tronie, Drake i Kanye w pekaesie

Podsumowanie roku w amerykańskim rapie to zadanie trudne – szczerze mówiąc, zbyt trudne dla kogoś, kto usiłuje – bo praca jest syzyfowa – być na bieżąco z tym, co dzieje się w Polsce. Pewno bym się za nie wziął, gdybym nie zobaczył rankingów i omówień kolegów po muzyce. Doszło do mnie, że nie wypada, bo niestety ani to osłuchanie, ani ta związana z nim swoboda analizy. Wpadłem więc na mefistofeliczny pomysł – skleję tekst z dwóch list i odpowiedzi na parę pytań przez nie podsuniętych, a następnie skierowanych do ich autorów. Na szczęście nie odmówili.

Przed Wami dziennikarze i eksperci – Maciek „Chojny” Chojnacki, administrator fanpage’a Streamujcie Zagraniczne Rap Płyty, i Igor „Offcheck” Przybylski z portalu Brak Kultury. Wypadkowa ich list pokazuje, że rok należał do Mach-Homy’ego z Griseldy, drugi był Armand Hammer z niezawodnym Alchemistem, a dalej… no, to już trzeba przeczytać. I posłuchać – przecinające wypowiedzi są podyktowane przez gust zaproszonych.

Po nominacjach Grammy miałem silne wrażenie, że – delikatnie rzecz ujmując – amerykański rap nie ma najlepszego momentu w historii. Wiemy, jak jest z tą nagrodą, ale lektura podsumowań krytyków, również waszych, to wrażenie podtrzymała. W 2021 r. hołubimy Nasa, kolejny rok przeżywamy boom bap revival spod znaku Griseldy, na ratunek listom wyciągamy Evidence’a albo Jima Jonesa. Ja zostałem z myślą, że wyspiarze – wystarczy wymienić Little Simz do spółki z Dave’em – zawstydzają Amerykę.
CHOJNY: Prawdopodobnie Igor będzie tutaj bardziej owocnym rozmówcą. Moja wiedza o brytyjskim hip-hopie (i grime’ie) to parę albumów Dizzeego Rascala i The Streets przesłuchanych wieki temu plus znajomość z widzenia topowych obecnie ksywek. Jednak patrząc z mojej amerykańskiej perspektywy, czuć jak ważni są dzisiaj ci wyspiarze, jak często współpracują z pierwszą ligą w Stanach (i Kanadzie!) i jak bardzo otwarty jest rynek wymiany artystycznych idei. Będący na językach wszystkich drill musiał dwukrotnie przemierzyć Atlantyk, żeby nowojorczycy mogli go zaadoptować i stworzyć jakąś nową uliczną jakość dla samych siebie.

OFFCHECK: Koniec końców, Jamajka była brytyjską kolonią. To prawda, że 2021 okazał się bardzo dobry dla UK. Wyspiarze dostarczyli mnóstwo świetnych materiałów, od bardzo emocjonalnych Little Simz, Dave’a czy Ghettsa, przez zwariowanego Slowthaia, kombinującego Black Josha, do kapitalnego ulicznego wystrzału Unknown T. Tylko czy tak bardzo zawstydzająco? Amerykanie nadal mają wielu świetnych specjalistów od rymowania, warto nadmienić, że sporo czołowych MC nie wydało albumów w 2021, jak chociażby Denzel Curry, Big K.R.I.T., Freddie Gibbs czy Kendrick Lamar. W mainstreamie faktycznie trochę wiało nudą, ale na dalszym planie sporo się działo. Dzięki rozwojowi technologicznemu wszystko łatwiej przygotować i dotrzeć do ludzi, przez co tworzą się mniejsze i większe nisze, z których realizowane są najrozmaitsze wariacje muzyczne. Właśnie ta różnorodność sprawia, że to jest być może jeden z najlepszych momentów w historii rapu w USA. Każdy znajdzie coś dla siebie. I kiedy w tym całym kotle Nas czy Jim Jones nagrywają bardzo dobre klasyczne albumy, to też warto docenić.

CHOJNY: Poza tym Ameryka ciągle kipi od buzujących w niej własnych pomysłów, pełno jest zalążków nowych potencjalnych podgatunków. To nie tylko ten zrekonstruowany boom bap bez bębnów, ale też np. bardzo charakterystyczny trap ze stanu Michigan, rosnąca fascynacja odkrywaniem na nowo lat ’00s czy wszystko, co siedzi akurat w głowie rozpieszczanego ostatnio przez opiniotwórcze media RXK Nephew. Mówiąc krócej: jest czego słuchać.

Drugi wniosek – producenci są ważniejsi od raperów. Płyt słucha się ze względu na muzykę (i ksywki) Alchemista, Muggsa, Harry’ego Frauda, Pi’erre’a Bourne’a. Wokale to kwestia drugorzędna. Zgadzacie się?
OFFCHECK: They have always been, jak w memie z kosmonautami. Od zawsze podkłady były duszą rapu. Klimat, nastrój, napięcie – to wszystko wychodzi z bitu. Oczywiście, to jak raper się odnajduje na produkcji, jak operuje formą i treścią, nigdy nie było bez znaczenia. Przecież kiedy na mikrofon wjeżdża np. Lil Wayne czy Mach-Hommy, od razu słychać ten X factor. Ale to jest muzyka i liczy się ostateczne brzmienie całości. I tutaj szala przechyla się na stronę bitów.

CHOJNY: Nie uważam, że aż tak wiele się zmieniło. 20 lat temu słuchacz też był gotów sięgnąć po płytkę mniej utalentowanego kolegi bardziej znanego rapera – tylko dlatego, że akurat jakimś cudem skapnął mu podkład, dajmy na to, Timbalanda. Może producenci są teraz bardziej świadomi swojej wartości, lepiej bronią swojej własności intelektualnej. Stąd plaga producer tagów w piosenkach czy nawet próby uzwiązkowienia bitmejkerskiego fachu.

OFFCHECK: Trzeba oddać producentom, co producenckie. Tak samo zasługują na zauważenie i docenienie. Jak śledzę ruchy Harry’ego Frauda (album z Dark Lo) czy Pi’erre Bourne (np. album z Sharciem), to odnoszę wrażenie, że oni specjalnie wydają z mniej znanymi, średnimi raperami, żeby nie przyćmiewali ich zjawiskowych produkcji. W kwestii słuchania dla konkretnych ksywek to z jednej strony faktycznie przykuwają uwagę, ale z drugiej na rynku pojawiają się kolejne talenty, jak chociażby Nicholas Craven. Dla mnie każdy utwór powinien zawierać tag (lub tagi), a każdy album zrobiony przez jednego producenta powinien być opisany jego ksywką.

CHOJNY: A z Alchemistami i Muggsami to trochę inna sytuacja. Powracająca moda na albumy produkowane w całości przez jednego beatmakera to chyba moje ulubione zjawisko we współczesnym hip-hopie. I nie chodzi tylko o kolejną okazję do posłuchania bitu Harry’ego Frauda, a o współpracę, jaką nawiąże z zaproszonym raperem. Czy artyści będą w stanie wzajemnie wyciągnąć z siebie swoje najlepsze cechy, czy pójdą może na jakiś zaskakujący, niesymetryczny kompromis, czy dwa plus dwa da w tym przypadku więcej niż cztery? To jest właśnie najbardziej ekscytujące. Świetnym przykładem są ostatnie płyty Nasa. Hit-Boy jest sprawnym, rzetelnym beatmakerem, ale absolutnie nie jest niczyim ulubieńcem. A jednak na przestrzeni paru albumów rozszyfrował i napisał instrukcję obsługi Nasira Jonesa, zaś sam Nasir Jones przeżywa właśnie renesans swojej kariery. Ironicznie, bo to przecież właśnie jego legendarny „Illmatic” zapoczątkował dekady temu erę „im więcej producentów na albumie, tym lepiej”.

Dużo emocji mogą wywołać ci, których na waszych listach nie ma, a dołożyli przecież starań, żeby być dosłownie wszędzie – Kanye West i Drake. Wielu baczniej obserwujących scenę będzie mieć wam za złe nieobecność Polo G. Jest w tym trochę przekory?
CHOJNY: Polo G… Słuchałem praktycznie każdego albumu i dalej kompletnie nie rozumiem, dlaczego ze wszystkich Lil Durków, Lil Baby’ych itd. parę redakcji właśnie jego upatrzyło sobie jako najważniejszą postać młodego mainstreamu.

OFFCHECK: Szanuj dzieło, nie artystę. Polo G jest najbardziej utalentowanym wokalnie raperem młodego pokolenia. Jego głos to miód na uszy. Przy tym jest bardzo dobrym nawijaczem, lecz niestety zbyt rzadko z tego korzysta (dobrze to słychać w „GNF”). „Hall Of Fame” ma kilka bardzo dobrych momentów, jak świetny singiel „GANG GANG” z Lil Waynem. Tylko że całość trwa prawie godzinę i głównie wypełniona jest cukierkowo mainstreamowymi zapychaczami, takimi samymi jak na kilkuset podobnych materiałów z 2021 r. Na koniec słuchacz nie czuje, że odbył fajną muzyczną podróż, tylko ulgę, że nareszcie koniec tego nijakiego dzieła. Dokładnie tak samo jest z materiałami Drake oraz Kanye Westa. Miała być przejażdżka lambo po autostradzie, a wyszedł PKS do Grójca.

CHOJNY: Weź, nic mnie tak nie zmęczyło w 2021 r. jak to, co działo się przed premierami „Dondy” i „Certified Lover Boya”. Wielkie spektakle na stadionach, porównywanie sobie wzajemnie wielkości billboardów czy repostowane w nieskończoność screeny z domniemanych potyczek raperów na prywatne wiadomości. A wszystko po premierze spuentowane wielkim „pogodzeniem się” milionera z miliarderem, cóż za niespodzianka. Oba albumy trafiłyby do mojej topki roku, gdybym tylko był fizycznie i psychicznie w stanie przesłuchać ich na jednym posiedzeniu. Nie byłem w stanie i to nie tylko ze względu na ich absurdalne długości. Nikt raczej nie obrazi się na moją przekorę – twardy fanbase Kanyego już dawno uznał, że pozbawione ślepego fanatyzmu opinie i tak się nie liczą. Już przed premierą wiedzieli, że Ye wydaje swój najlepszy album od dekady – co zresztą mówią przy okazji każdego jego nowego projektu. Z Drakiem chyba nie ma żadnej kontrowersji. Odnoszę wrażenie, że cały świat niemal jednogłośnie przyznał, że „CLB” jest najgorszym materiałem w karierze Kanadyjczyka.

OFFCHECK: Tak, West, Drake, a nawet Polo G dołożyli starań, żeby być wszędzie, ale na koniec zabrakło ich talentów w najbardziej istotnym miejscu – na albumie. Kanadyjczyka tak ruszyło sumienie, że ostatecznie wycofał się z Grammy. Przy czym to też nie jest tak, że mainstream jest z zasady kiepski. Doja Cat, Tyler the Creator, BROCKHAMPTON jakoś potrafili wydać jakościowe materiały. Lil Nas X wypuścił debiut, który można pochwalić. Nas to nadal bardzo rozpoznawalna postać. Wystarczy tylko chcieć.

Gdzie są w tym wszystkim dziewczyny? Po 2020, gdy błyszczała Noname, Sa-Roc, Rapsody, Megan Thee Stallion, Young M.A. i Armani Ceasar, a nad potęgą amerykańskiego kobiecego rapu rozpisywano się od „Forbesa” po NPR, w 2021 r. jest dziwnie cicho. W waszych zestawieniach to tylko jedna pozycja u Igora – Bktherula.
OFFCHECK: To chyba bardziej kwestia timingu. Rok 2020 rozpieścił fanów kobiecego rapu. Oprócz niektórych pań, które wymieniłeś, swoje albumy wydały jeszcze chociażby BbyMutha, Princess Nokia, Rico Nasty, City Girls, Che Noir, DeJ Loaf, a po drugiej stronie Atlantyku FLOHIO. I w większości są to świetne materiały. Panie w 2021 r. zrobiły sobie przerwę i dobrze, bo wydawanie płyt co rok to przekleństwo obecnych czasów.

CHOJNY: Zjawiskowa Doja Cat poszła już zupełnie w pop r&b z okazyjnie zarapowaną zwrotką, a grudniowych epek Tierry Whack nie zdążyłem jeszcze przetrawić. Poza tym faktycznie nie było albumów do wyróżnienia. Tylko że hip-hop to wciąż muzyka stojąca bardziej singlami niż płytami, a fantastycznych singli rapujących pań nie brakowało. Maliibu Mitch, City Girls, Saweetie, Charmaine, Flo Milli, Lakeyah, Coi Leray i mógłbym jeszcze wymieniać. Dziewczyny tworzą bardzo silny i barwny ruch, bawią się future funkiem, house’em, nowoorleańskim bounce’em, kalifornijskim hyphy, przewrotnie interpretują klasyki Afriki Bambaaty i 2 Live Crew. Missy Elliott, Trina i reszta mogą patrzeć na to z dumą. Może i moje top 30 albumów wygląda jak niezły „sausage fest”, ale gdybym układał klubową listę hiphopowych piosenek z 2021 r., to siła kobiet byłaby naprawdę dostrzegalna.

OFFCHECK: OK, na mojej liście jest jeden kobiecy album, ale warto wspomnieć, że na ośmiu kolejnych panie dają gościnne zwrotki, co jeszcze niedawno nie było normą. Doja Cat, Tierra Whack, Young M.A., Tommy Genesis, Lakeyah oraz BbyMutha (prawdziwa Big Mommy) wydały solidne materiały, które z czystym sumieniem można polecić do sprawdzenia. Do akcji XXL Freshmen zaproszono rekordowe cztery raperki. Nikt już się nie boi stawiać na panie. Dodając do tego, że kobiety są bogatsze emocjonalnie, ich głowy są pełne głębszych przemyśleń i trosk oraz naturalnie są bardziej utalentowane wokalnie, to ich udział w rapowym rynku musi rosnąć. Punkt bazowy jest nadal nisko, także słowa o potędze uważam za lekko przesadzone, bo jednak męski rap ma sporą przewagę skali. Ale z roku na rok to się będzie coraz bardziej zmieniało i regularnie będą wypływać kolejne utalentowane, charyzmatyczne dziewczyny.

Najbardziej przegapione amerykańskie wydawnictwa 2021 r. to? Oczywiście odpowiedź proszę krótko uzasadnić.
CHOJNY: Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to „Dope Game Stupid” Bruiser Wolfa. Wprawdzie z dobrymi znajomymi z Soulbowl, Braku Kultury i Popkillera zrobiliśmy sporo, by spopularyzować w Polsce zeszłoroczną aktywność wytwórni Danny’ego Browna, ale w Stanach wciąż chłopaki wykręcają prześmieszne liczby. No a album Wilka to cudowna wizytówka Bruiser Brigade Records. Radosna i bardzo funkująca twórczość człowieka z bagażem rozmaitych doświadczeń, łączącego w sobie style takich oryginałów jak Cee Lo Green, E40 i Suga Free – oraz humor, którego pozazdrościć mu mogliby najbardziej wartościowi stand-uperzy.

OFFCHECK: Nie będę się powtarzać z Bruiser Brigade, zatem albumem, który najbardziej spełnia taką definicję, jest Van Buren Records „Bad For Press”. Od pierwszego odsłuchu zakochałem się w tym materiale. Kapitalna kolektywna energia przywołująca od razu skojarzenie z BROCKHAMPTON, ale takim stricte rapowym.

CHOJNY: Z innych wartych odnotowania: Pink Siifu i jego „‚GUMBO!” – młody reprezentant głębokiej alternatywy piszący laurkę dla szeroko pojętego dirty southu. Warto sięgnąć po jakikolwiek album wydany w 2021 r. przez wspomnianego RXK Nephew. To niezwykle interesujący muzyczny brutalista łączący trap, industrial, detroit techno, generalnie wszystko ze wszystkim. Rzuca rzeczami w ścianę i patrzy, czy się przyklejają, a zaskakująco dużo z nich się klei. Fascynująca siła, fascynująca postać. Należy śledzić, za dekadę może stać się tak kultowy jak dzisiaj Chief Keef.

OFFCHECK: LUCKI nagrał bardzo dobry trapowy mainstream-ready album na świetnych bitach F1LTHY’ego, ale jak patrzę na wyświetlenia, to są raczej słabe. No i Wiki. Facet wydał dwa kapitalne albumy, które zachwycają lekkością nawijki gospodarza (ciekawe, jak by wyglądał na bitach Cardo) oraz produkcjami – zarówno na spokojnych obrazach Navy Blue, jak i szalonych perkusjach NAHa.

CHOJNY TOP 30:

30. Moneybagg Yo – „A Gangsta’s Pain”, 29. Mach-Hommy – „Balens Cho (Hot Candles)”, 28. Wiki & NAH – „Telephonebooth”, 27. Jay Worthy, T.F. & Budgie – „The Ballad Of A Dopehead”, 26. Evidence – „Unlearning Vol.1”, 25. Mavi – „End of the Earth”, 24. BROCKHAMPTON – „RoadRunner: New Light, New Machine”, 23. Paris Texas – „BOY ANONYMOUS”, 22. Your Old Droog – „TIME”, 21. McKinley Dixon – „For My Mama And Anyone Who Look Like Her”, 20. Ka – „A Martyr’s Reward”, 19. Boldy James & The Alchemist – „Bo Jackson”, 18. RXK Nephew – „Slitherman Activated”, 17. Big Boi & Sleepy Brown – „Big Sleepover”, 16. Conway the Machine & Big Ghost Ltd – „If It Bleeds It Can be Killed”, 15. Tyler, the Creator – „CALL ME IF YOU GET LOST”, 14. MIKE – „Disco!”, 13. Wiki & Navy Blue – „Half God”, 12. LUCKI/F1LTHY – „WAKE UP LUCKI”, 11. The Alchemist – „This Thing of Ours 1 & 2”, 10. Nas – „King’s Disease II”, 9. Yelawolf & DJ Muggs – „Mile Zero”, 8. Westside Gunn – „Hitler Wears Hermes 8: Side B”, 7. Nas – „Magic”, 6. Jim Jones & Harry Fraud – „The Fraud Department”, 5. Armand Hammer & The Alchemist – „Haram”, 4. Pink Siifu – „GUMBO!”, 3. Westside Gunn – „HWH 8: Sincerely, Adolf”, 2. Bruiser Wolf – „Dope Game Stupid”, 1. Mach-Hommy – „Pray for Haiti”

OFFCHECK TOP 30:

30. Amine – „TWOPOINTFIVE”, 29. Mick Jenkins – „Elephant In The Room”, 28. Conway The Machine – „La Maquina”, 27. Duke Deuce – „Duke Nukem”, 26. The Alchemist – „This Thing Of Ours (1 & 2)”, 25. Nas – „King’s Disease II”, 24. Wiki/Navy Blue – „Half God”, 23. Payroll Giovanni – „Giovanni’s Way”, 22. Jim Jones & Harry Fraud – „The Fraud Department”, 21. Bktherula – „LOVE BLACK”, 20. RXK Nephew – „Slitherman Activated”, 19. Van Buren Records -„Bad For Press”, 18. Thouxanbanfauni – „Time Of My Life”, 17. Young Nudy – „Rich Shooter”, 16. Yeat – „Up 2 Me”, 15. Maxo Kream – „Weight Of The World”, 14. BROCKHAMPTON – „Roadrunner: New Light, New Machine”, 13. Rome Streetz/DJ Muggs – „Death & The Magician”, 12. LUCKI/F1LTHY – „WAKE UP LUCKI”, 11. Wiki & NAH – „Telephonebooth”, 10. Westside Gunn -„HWH 8 (Side A & B)”, 9. Bruiser Wolf – „Dope Game Stupid”, 8. Pink Siifu -„GUMBO!”, 7. Pierre Bourne – „The Life Of Pierre 5”, 6. Tyler, the Creator – „CALL ME IF YOU GET LOST”, 5. Armand Hammer & The Alchemist „Haram”, 4. Chief Keef – „4NEM”, 3. Mach-Hommy – „Pray For Haiti”, 2. Boldy James & The Alchemist – „Bo Jackson”, 1. JPEGMafia – „LP!”