Jak obsługiwać amerykańskiego króla? Kanon Pusha T, część I

Przeglądam recenzje nowego albumu Pusha T, 45-letniego rapera z Wirginii, chociaż z góry wiem, że będą dobre, i w pełni zdaję sobie sprawę z tego, co dziennikarze napiszą. Absolutna kontrola – zarówno płynięcia po podkładach, jak i przekazu? Oczywiście. Połączenie warsztatowych umiejętności z jadowicie złowrogim nastawieniem? Jasna sprawa. Przez 20 lat kariery pisze jedynie ostrzej, jest bardziej skrupulatny w tym, jak opowiada? No raczej.

Poletko, które uprawia Pusha, to coke rap, kokainowy rap. To nie brzmi dobrze. Kojarzy się z tym zachłystywaniem się przemocą rozpuszczonego bachora, który może nie załapał się na black metal, za to obejrzał „Człowieka z blizną” o parę razy za dużo. I widać, że normalni ludzie mają problem z fascynowaniem się czymś tak niemoralnym, w dodatku bez cienia przekonania, że to tylko taka kreacja porządnego gościa. Tak, Pusha jest reżyserem, głównym aktorem i scenografem w teatrze białego proszku. Ale tak jak pimp nie jest w pełni odpowiednikiem naszego alfonsa, tak pusher nie przekłada się na naszego chama sprzedającego małolatom pod szkołą używki, a kokaina nie jest zwykłą używką. Tu robi za coś pomiędzy fantazmatem a absolutem. Chodzi o znacznie więcej niż pieniądze, wiele więcej niż przestępstwo.

Mógłbym i może powinienem samodzielnie kreślić ten fenomen, począwszy od zespołu Clipse i zimnego, metodycznego rozpracowywania najgorętszych wtedy pokładów Neptunes aż do artystycznego zabójstwa Drake’a i absolutnej dominacji w swojej – nomen omen – działce. Ale jest taki gość, nazywa się Tymek Pasierbiak. Pisywał jeszcze do „Ślizgu”, gdy ten był jeszcze Pusha T mediów rapowych, administrował najpopularniejsze w swoim czasie forum rapowe. Pojawiał się w radiu, z powodzeniem działa w reklamie. Dla mnie to przede wszystkim dwunożny, osobisty newsletter dotyczący pewnego wymiatacza z Wirginii.

Najnowszy album Pusha T nazywa się „It’s Almost Dry” i miał premierę 22 kwietnia

Z rozbawieniem przeglądam archiwa komunikatora. Jesień 2011: „Ale fajne płyty powychodziły teraz: Pusha T, Mac Miller, ASAP Rocky”. Wiosna 2013: „Number of the boards ma wk…iający ten bit, ale Pusha jest tam niesamowity. Takie linie, że whoa”. Lato 2014, po koncercie: „Pusha bardzo fajnie, o dziwo, ma energię, dobrego hypemana, deejay’a, ktory skreczuje, refreny sa bangerami”. Jesień 2015: „Pusha T został szefem GOOD Music. no różnie to może być, niektórzy się obawiają, że jest zbyt jednotorowy na szef sublabelu. 2018: „Pusha odpowiedział Drake’owi i  w…ił się w niego z całej epy”. 2019: „Jaki Pusha ma przelot ostatnio: Anderson Paak –> Goldlink –> Benny the Butcher –> Freddie Gibbs. I wszędzie mordercza forma”.

No więc Tymek stworzy Wam dwuczęściowy, 16-utworowy kanon „Puszatego” i wyjaśni niczym redakcja HNHH, że choć arytsta nie jest poetą jak Kendrick Lamar i Nas, nie jest gigantyczną postacią jak Rick Ross czy Jay-Z, to rapuje skrajnie nieprzyjemne rzeczy w rewelacyjny dla ucha sposób. A dlaczego nie puściłem Kendricka przodem? Znowu oddam głos HNHH: „Gdzie Lamar często zadziwia fanów każdym nowym występem i płytą, dostarczając niespodziewane flow czy intonację, Pusha T jest dokładnym przeciwieństwem: wiemy dokładnie, czego się spodziewać, słysząc każde yuugh, które wyprzedza jego wersy. Jesteśmy tak pewni, że dostaniemy to, czego oczekujemy, jak on pewny jest swojego brzmienia – nikt nie każe mu podpinać się pod rap trendy, pchać się w niepotrzebne innowacje, bo swoje robi z przekonaniem, pewnością, na stałym poziomie, zgodnie ze statusem, jaki ma w branży. To głos ukształtowany przez ulicę, głośne, rytmiczne bity i przewózka króla meliny sprawia, że w nieskończoność dostarcza najlepszą rozrywkę”. Jeszcze jakieś pytania, czy możemy zacząć na dobre? Oddaję zatem głos do studia.

1: Clipse – Grindin

TYMEK PASIERBIAK: Dilerski hymn, który na lata zdefiniował styl The Clipse, duetu współtworzonego przez Pusha T ze starszym bratem Malicem. Energia coke-rapu przełożona na zimny, minimalistyczny bit The Neptunes. Duet Pharrella Williamsa i Chada Hugo był początkowo, nomen omen, pusherem rapowych dokonań rapera z Wirginii. Już wtedy mogliśmy poznać miłość bohatera dzisiejszego zestawienia do linijek z podwójnym znaczeniem.

2: Kanye West ft. Pusha T – Runaway

TYMEK PASIERBIAK: Tak jak na przełomie wieków Pusha kurczowo trzymał się Pharrella, tak dekadę później dołączył do obozu innego wizjonera – Kanyego Westa. I chociaż nie jest to najlepszy owoc ich współpracy, to hymn wszystkich dupków tego świata niewątpliwie sprawił, że Pusha zyskał rozpoznawalność wśród publiki, do której wcześniej nie miał jak dotrzeć. Jego cwaniacki głos idealnie przełamuje tu wokoderowe wycie gospodarza.

3: Pusha T – Story Of Adidon

TYMEK PASIERBIAK: Patrząc na popularność Pusha T i Drake’a, beef (zwyczajowy w rapie pojedynek na utwory – przyp. MF) między nimi nie miał żadnego sensu. Drizzy wykręca liczby, Pusha jest doceniany, ale tej sławy nie wypada porównywać. Na szczęście takie pojedynki rządzą się swoimi prawami. Thorton uruchomił tryb „surgical summer”, w którym każda linijka trafiała z chirurgiczną precyzją w czułe punkty wymuskanego Kanadyjczyka. Kolejne nacięcia to m.in. przekazanie światu informacji o ukrywanym przez Drake’a synu z gwiazdą porno oraz wytknięcie tego, że w nowej roli powtarza błędy swojego ojca, który opuścił rodzinę.

4: Pusha T ft. Tyler, the Creator – Trouble On My Mind

TYMEK PASIERBIAK: Numer dedykowany wszystkim krytykom niedowierzającym w możliwość znalezienia chemii w połączeniu światów hipsterów i uliczników. A te światy reprezentowali Pusha i niespodziewany Tyler, the Creator. Raperzy prześcigają się w gangsterskim bragga (przechwałkach – przyp. MF) – jeden bardziej na poważnie, drugi z przymrużeniem oka. Można? Można.

5: Pusha T – Puppets (Succession remix)

TYMEK PASIERBIAK: Pusha nie boi się crossoverów z popkulturą – słyszeliśmy go na soundtracku do „Igrzysk Śmierci”, a ostatnio nagrał utwór na potrzeby serialu animowanego ze świata gry „League Of Legends”. Gdzieś w międzyczasie pokazał swoją miłość do serialu „Sukcesja”. Nicholas Britell, kompozytor jednego z najbardziej charakterystycznych otwarć serialowych ostatnich lat, specjalnie przearanżował muzykę dla rapera.

6: McDonald’s ft. Pusha T, Pharrell, Justin Timberlake – I’m Lovin It Jingle

TYMEK PASIERBIAK: Legenda niesie, że… Dobra, nie ma sensu w to wchodzić, bo nigdy nie dowiemy się, kto był prawdziwym autorem tekstu do „I’m lovin’ it”. Fakt jest taki, że Pusha T zarapował w jingle’u zwrotkę, a reklamę dopełnił Justin Timberlake. Z europejskiej perspektywy to ciekawostka, jednak w Stanach to hasło z różnymi wersjami melodyjki rządziło przez 13 lat.

7: Pusha T – If You Know You Know

TYMEK PASIERBIAK: Znacie tę historię, kiedy support kradnie cały festiwalowy wieczór? Mniej więcej tak można potraktować premierę „Daytony” w serii wydawnictw Kanyego Westa. Już wcześniej chemia między produkcjami ye a rapem Pushy mocno waliła po zatokach, ale dopiero tutaj dawała dłuższy haj. Wspólnie wypracowali bardzo surowy styl, a najlepiej oddaje go pierwsze 30 sekund otwierającego utworu. Pusha T i hi-haty zapraszają w podróż przez białe szczyty Wyoming.

8: Yogi ft. Pusha T – Burial

TYMEK PASIERBIAK: Wchodzimy w sekcję „kontrowersje”. Kokainowy don w wersji EDM (Electronic Dance Music – przyp. MF)? Ehe. Witają nas radiowe clapy, a w refrenie dostajemy uderzenie potwornymi wiertarami, które od kilku lat powinny już nikomu do niczego nie służyć (jakby wcześniej było inaczej). Właśnie po takich utworach najłatwiej zrozumieć magnetyzm Pushy – mimo wszystko chce się tu usłyszeć każdy wers. Takich romansów z elektroniką było więcej, choćby przyjemniejsze w ogólnym odbiorze „Machine Gun” z Chase & Status, jednak w naszym podsumowaniu nie szukamy najprostszych rozwiązań.

CIĄG DALSZY NASTĄPI