Żadnej amatorszczyzny. IVOlucja w trzech aktach
Podczas gdy dziewczyny na scenie desperacko przekonują, że wszyscy chcą być jak one, reżyserując się przy tym ponad miarę, IVO postawiła na bycie sobą. I na umiejętności. Ostatnio dostaliśmy od niej trzy różne single flirtujące – między innymi – z hip-hopem, ale wcześniej działo się dużo, dużo więcej. Wielokrotnie nagradzana artystka jest absolwentką wokalistyki jazzowej na Akademii Muzycznej, finalistką telewizyjnego show „Must Be The Music”, ma też na koncie występ na opolskim festiwalu i dwie płyty.
„Fantastyczny wokal – to słyszymy, ale masz też dużo smaku harmonicznego” – skomentował Adam Sztaba, gdy IVO wykonała cover „Only girl” Rihanny, równocześnie akompaniując sobie na fortepianie. „Iwona precyzyjnie porusza się pomiędzy rejestrami, eksponując szeroką skalę głosu, umiejętnie frazuje, wyśmienicie czuje wszelkie jazzowe niuanse” – pisała po debiutanckim, autorskim longplayu „Kolor szlachetności” recenzentka Anna Komendzińska.
Jazz to jedno, rhytm and blues drugie, ale gdzie jest hip-hop? W projekcie #pomojemu, w ramach którego artystka zinterpretowała swoje ulubione rapowe kawałki. Dzięki aprobacie chłopaków z PRO8L3Mu, Bisza oraz Kacpra HTA i Gibbsa w streamingu znalazły się kolejno „Interpol”, „Poświęcić wszystko” i „Iluzja”. Nietrudno było zżyć się z tą estetyką, bo sama zainteresowana nigdy nie była fanką rozbuchanego liryzmu, doceniając w miejskiej muzyce „szczerość przekazu bez wyszukanych słów” i „prosty komunikat”.
„Dotarłam do miejsca, z którego jestem. Niczego z wtedy się nie wstydzę, ale dzisiaj mam zgodę ze sobą. Mam dla Was nowe kawałki, którymi tak bardzo chcę się już podzielić” – napisała w lutym na swoim facebookowym profilu IVO. Początkiem marca zagrała w Warszawie koncert, który gościnną obecnością zaszczycili Bisz i wokalistka Fasola, towarzyszył jej zaś dwuosobowy zespół w składzie Mateusz Jechna i Kevin Mielewczyk. Pierwszy z panów znany jest lepiej jako producent St. Elmo (na jego bitach śmigali m.in. Gonix, Blu Mantic, Hodak czy Janusz Walczuk).
To Elmo wespół z IVO wyprodukowali trzy wspomniane na wstępie single. Poznali się na sesji nagraniowej pewnej młodej wokalistki. „Jak usłyszałem, jak Iwona jej podśpiewuje, to wyłapałem w jej głosie to, co podoba mi się u wokalistek, których sam słucham. Bardzo przypomniała mi Mary J. Blige” – przyznał twórca. Po takim komplemencie nie pozostaje nic innego jak tylko zacieśnić współpracę.
Pierwszy uderzył „fuEGO” ze swoim kołaczącym, metalicznym reggaetonowym rytmem. Reggaeton wydaje się czasem najprymitywniejszą muzyką na świecie – no nie tym razem. IVO na mikrofonie zachowuje się jak mistrzyni ceremonii, bardzo pewna siebie, może nawet trochę wyzywająca. Przekonuje adwersarza, że ma jego dupę na muszce i że gdy nikt nie patrzy, do jej braggi tańczy, a marzenia o płytkach każe realizować w… Paradyż Ceramice. Takie wersy wykonywać należy wyłącznie brawurowo, na szczęście zapewnienie głosem rozpalam ogień jest tu stwierdzeniem faktu, nie czczą przechwałką.
Drugi w kolejności czekał – na dzień dziecka – utwór „Kiedyś to było”. To obudowany syntezatorami pop sprzed dekad i nic dziwnego, dawka nostalgii jest końska, choć rżeć nikt raczej nie będzie. Nie pozwala na to ani miękki groove kojarzący się z Prince’em lat 80., ani pięknie podbite wokale, ani plastyczność wersów podsuwających obrazki pokroju turkusowego dresu czy popcornu wyżeranego do ostatniego spalonego ziarna. Do tego refren został stworzony z trzech spośród podsuniętych przez internautów, a potem wylosowanych słów.
Najnowszy jest „Równy z równym”. Kilkudźwiękowa, chwytliwa melodia pętlona na trapowym bicie ze zbasowaną stopą i zagęszczonym hi-hatem by wystarczyła, ale kompozycja rozlewa się szeroko, tworząc przestrzeń na to, by elegancko położyć bardzo chwytliwy hook. Do tego dochodzi rapowane wejście. „Jest to ważny dla mnie numer, ponieważ po długiej absencji odważyłem się stanąć ponownie za mikrofonem i jestem z tej zwroteczki bardzo dumny” – pisał po premierze St. Elmo. Na szacunek zasługuje to, że twórcy bardzo dobrze się nawzajem wysłuchali i przeprowadzają rozmowę na jeden z najtrudniejszych na świecie tematów. Ja tam nawet pisząc te słowa, nucę pod nosem Ty kochasz mnie na zabój jak tego psa / pozwalasz mi na wszystko, potem nie chcesz znać.
Trzy numery zostawiają z apetytem na więcej. I będzie więcej, bo jak się dowiaduję, w planach jest wypuszczać wyłącznie autorski materiał, kooperować z uznanymi artystami ze środowiska rapowego w tym kraju i grać dużo koncertów m.in. na festiwalach. Tym pierwszym będzie wrześniowy Yass! Festival w Cieszynie.