Dycha. Najlepsze rapy czerwca 22
W czerwcu główny bohater jest podwójny. Prykson Fisk (to ten z otwierającego kafla) na bicie okazuje się walcem. Zarówno wtedy, gdy zrzuca swoim głębokim głosem skrajnie różne skojarzenia jak bomby w „Guerilla Rap”, a obok na podkładzie à la Griselda Records meldują się Falcon Outlaw, Pękaty i Włodi, jak i kiedy obwieszcza, że nie znajdziesz grama prawdy w głosie głównego nurtu w antysystemowej Hedorze z Ńemym u boku. W „Benzynowych kałużach” bunt nie jest pluszowy, o nie.
O właśnie, Ńemy. Poznasz go po zduszonych, mocarnych bębnach, poznasz go po niepokojących zaśpiewach i oryginalnym pisaniu, a do tego wciąż umie zaskoczyć. Określiłem wyprodukowany przez niego „Szlagier” jako leciutkie electro z piękną gitarą. Ta muzyka pozwala pławić się Fabijańskiemu i fantastycznie powracającej Marice w autoironicznym blasku.
Dobrych, nieoczywistych duetów w czerwcu było więcej. Sarius nie śpiewa w „Bon Voyage” niczego ładnego, na niezatrzymywalnym trapie SoSpecial jest tak wredny i napastliwy, jak to współudział Słonia sugeruje. Mariusz mówi muzyka klaunów, Wojtek mówi zdychaj. U Intruza i Olivera Olsona jest bardziej ponuro. Może to ten grobowy fortepian, ale raczej wspomnienia zostające jak tatuaże. Kiedyś musiało boleć bardziej niż przy dziaraniu, a słuchaczowi pozwala się to poczuć. „Od pierwszej zwroty po grób” to cios nokautujący.
Nie ma się co cieszyć, Hans na bicie Folka przypomina precyzyjną, rozpędzoną narracją „Wisielca”, że prawda umiera pośród histerii. Kościey do wtóru nowoszkolnej, choć suto podlanej nostalgią muzyki Pstyka i Haema, konkluduje gorzko, że cały ten freak show to deep fake (od dwóch ostatnich słów refrenu kawałek bierze tytuł). I czuć, jak wrocławianina nam tu brakowało. Za Rauem Performance też można było zatęsknić. „Wzgórza mają oczy” to jego osobisty, zjadliwy, miejski dziennik informacyjny. Jest w tym coś punkowego – może w podkładzie, na pewno w nastawieniu do ludzkości.
Joda ma bit Atutowego, ale zamiast atakować listę na czasie na YouTube, atakuje w „Drodze buntu” słabość raperów. Jesteście głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia / staram się nie oceniać / tylko te otwarte głowy ponakłaniać do myślenia / jakie strzały w niebo? Twój poziom to gleba – wyrokuje. Bisz pakuje się na drillowy rytm, ale jak myślicie, że żar wygasł, żal mi was. Bisz to nie rapowa gwiazdka / co chwilę zabłysła, przespała sprawę i zgasła / to nie kariera, przestań – to walka – wyjaśnia w „Ulissesie”.
Jakieś przegapione perły z poprzedniego miesiąca? Na pewno, ale nic, co by przetrwało w mojej pamięci. Zatem bez przedłużenia – pod spodem komplet utworów.