O rapowaniu w tańcu
Gorące, letnie dni nie sprzyjają analizom. Szczerze mówiąc, sprzyjają głównie temu, by czekać, aż słońce litościwie zajdzie i będzie można ożyć wieczorem, np. tańcząc na imprezach. Ale może trochę analizy w tańcu? Przygotowana przez renomowany magazyn „Rolling Stone” lista 200 najwspanialszych tanecznych utworów wszech czasów (link pod tekstem) pozwala wyciągnąć kilka rapowych wniosków.
Dla wszystkich kozaków – inspiruj się…
To, co rzuca się w oczy w zestawieniu, to bardzo wysoka pozycja utworów takich jak „Good Times” Chic (3), „Trans-Europe Express” grupy Kraftwerk (12), „Get on the Good Foot” Jamesa Browna (15) czy „Apache” Incredible Bongo Band (31). Bez wątpienia to świetne kawałki, ale czy byłyby tak wysoko, gdyby nie ich życie po życiu? Linię basu Chic unieśmiertelnili m.in. Sugarhill Gang (niesłusznie uważane za pierwszy wydany hiphopowy numer „Rappers Delight”) i Grandmaster Flash. Na Kraftwerku Afrika Baambaata zbudował kluczowe dla electro „Planet Rock”, zaś bez Browna jego imprezy w południowym Bronksie nie wybrzmiałyby tak samo. „Apache” leży u podstaw hiphopowego DJ’ingu i mało który perkusyjny break samplowano częściej.
…i pozwól inspirować się innym
Po parkiecie znakomicie widać też, że muzyka jest procesem, nieustanną cyrkulacją dźwięków. Grandmaster Flash ewidentnie się inspirował? Cóż, gdyby nie on, nie powstałoby „West End Girls” brytyjskiego Pet Shop Boys (65. miejsce), w założeniu rapowy numer natchniony flashowym „The Message”. Kariera Doktora Dre nie zaistniałaby bez naprawdę bezceremonialnych sampli z George’a Clintona i Rogera Troutmana? Jasne, jednak gdyby Daft Punk nie słuchali w radiu jego g-funku, ich popisowe „Da Funk” (23) brzmiałoby inaczej, brakłoby mu gangsterskiej zadziorności. Bez hiphopowych breaków nie byłoby „Chemical Beats” The Chemical Brothers (32). I tak dalej. Pozwólmy energii krążyć.
Nie ma granic, nie ma zbyt ryzykownych pomysłów
Samplowany wokal Lorda Finesse z D.I.T.C., gościa znanego wyłącznie nieprzypadkowym odbiorcom rapu, w zderzeniu z surf-rockowym riffem. Chill Rob G z Flavor Unit cytowany przez niemieckich eurodance’owców. Reprezentanci uświadomionego, afrocentrycznego Native Tongues pakujący się w coś, od czego zaczął się hip-house. Tempo brytyjskiego drum’n’bassu konfrontowane z południowym rapem i azjatyckim instrumentarium. Nowojorska raperka w produkcji belgijskich electro-house’owców. Brzmi dziwnie? OK, a więc teraz opisywane utwory w kolejności i z miejscami na liście RS. 198. Fatboy Slim – „The Rockafeller Skank”. 188. Snap! – „The Power”. 106. Jungle Brothers – „I’ll House You”. 92. Missy Elliott – „Get Ur Freak On”. 46. Azealia Banks i Lazy Jay „212”.
Do tego przykład tegorocznego „Sticky” Drake’a (161), „Bank Rolls” Tate’a Kobanga (171) oraz remiks „Ride That Wave” DJ-a Frosty’ego i spółki (187) pokazuje, że lepiej pogrzebać w muzyce z Baltimore i New Jersey, zamiast tysięczny raz w Detroit, Atlancie i Miami.
Potrzeba determinacji
Co by było, gdyby panowie z The Coldcut dali się zbić z pantałyku producentowi Ericowi B, który narzekał, że Brytyjczycy chcą z niego i Rakima zrobić clownów? Nie byłoby remiksu „Paid in Full” (36), łączącego klasyków rapu z perkusjami z dziecięcych kreskówek i izraelską divą. Wydawnictwo Elektra nawet nie lubiło „Groove is in the Heart” Deee-Lite (37). Q-Tip z legendarnego A Tribe Called Quest do tego kawałka po prostu się wprosił (nic nadzwyczajnego, tak było np. z udziałem Ol’ Dirty Bastarda w „Ghetto Superstar” Prasa), słysząc go na koncercie. Z kolei La Roux żałowała, że przy „In for the Kill” (190) zabrakło jej odwagi. Remiks Skreama pokazał, że utwór nie potrzebuje ani prostego rytmu, ani Kanyego Westa.
Ranking Rolling Stone’a, z którego wysamplowałem 95 proc. informacji na potrzeby tego tekstu, znajduje się TUTAJ. Na miniaturce jest Lord Finesse (zdjęcie z jego oficjalnego profilu FB).