Dziesięć rapowych epek z 2022 roku, które trzeba znać

Jeżeli dla kogoś termin EP nie jest czytelny, to jest to taki „mały album”. Jego definicja ewoluowała, bywa różna zależnie od kraju i lat, o których mówimy, ale „nie dłużej niż pół godziny” wydaje się, szczerze mówiąc, obecnie kluczowym kryterium. „Epka” jest ważna dla hip-hopu, podobnie jak on wiąże się z winylem, wpisała się w gatunek mnóstwem ważnych wydawnictw. Również w Polsce – od „EP” Grammatika, przez „Modę na epkę (Najebawszy)” Smarka, „Gorączkę w parku igieł Jimsona, „Trójkąt Warszawski” Taco Hemingwaya, „C30-C39” PRO8L3Mu, aż po „Śpiewnik domowy” Łony i Webbera.

Format ma się w doskonale, w potopie płyt rapowych chce się czegoś więcej niż singiel i w 2022 r. nad Wisłą lepiej działo się właśnie na epkach niż „długograjach”. Jeżeli w tekście nie ma Białasa, Szczyla z Magierą, Skorupa z Jazz Gang Beats, to nie znaczy, że zapomniałem albo uważam te pozycje za słabe. Przeciwnie, po prostu inne zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie. Te najbardziej niezwykłe (co nie znaczy, że najlepsze) wypowiedzi artystyczne trwały do pół godziny, a – prócz niżej wymienionych – dowodem w sprawie może być chociażby hałaśliwe, narkotyczne „Pluto” Tonfy, Kidd mierzący się z Kendrickiem Lamarem na „Good Kidd, S.M.A.L.L city” albo lewicująca, intelektualizująca susk ze slotkąkotką123 na „zmiennych zakłócających”. Dość wstępu, dziesięć bardzo dobrych materiałów czeka.

To nie autor w czasie przygotowań do tekstu, choć przyznaję, podobny. Tak naprawdę to zwycięzca podsumowania (fot. Emikae)

10. Bocconi, „Bocconi”

Oto on, Bocconi, młody mężczyzna z nadwagą gotów kraść serca mamusiek. Z Beaty, jej męża Zygmunta i głównego bohatera tworzy się ciekawy trójkąt niewarszawski, z którym można było iść w stronę farsy czy nawet tragedii, ale skończyło się na wesoło. Bocconi (wcześniej Paweł Bokun, wydawany przez QueQuality, Asfalt i wybrany do akcji Popkiller Młode Wilki), stawia na pastisz amerykańskiego głównego nurtu w bitach i flow, bardzo sprawnie bawi się słowem, przeplatając rymy i puenty, dawkuje bez umiaru specyficzne poczucie humoru. Śmiechu, a zarazem szacunku warte. I uwaga na październikowy dodatek: „Bocconi (gold)”.

9. Ambro Fiszoski x Sekta, „Lewiatan”

Całe to krążenie wokół śmierci, demonów i ognia, które uprawia na „Lewiatanie” Ambro Fiszoski z Sektą, nasuwa na myśl pogrążenie się w muzykę metalową i literaturę fantastyczną bardziej niż jakieś doznania metafizyczne, ale bardzo dobrze się tego słucha. Należy docenić wczucie w rolę i pewność siebie, treść nieoczywistą i wbrew pozorom osobistą, elektronikę wyrazistą, przy tym różnorodną, przegryzioną gitarą, zaś krzyk na naszym poletku rzadko kiedy brzmi aż tak dobrze. I jeszcze to, że Fiszoski idzie tyloma drogami naraz, że nigdy nie wiesz, gdzie dojdzie. Pogratulować Brain Dead Familii werbunku. [rozmowę z Ambro przeczytasz TUTAJ]

8. Mada x Misza, „Ciśnienie Umiarkowane”

Warszawski specjalista od płci przeciwnej, biegły w sztuce hiphopowego nawiązania i jasno dowodzący, że to, co knajackie i osiedlowe, da się łączyć z tym, co literackie. A obok niego dobry duch Gniezna, koneser brytyjskich, basowych łamańców i klasycznego rapu, tym razem w roli produkującego mistrza ceremonii. Jak wyszło? Inaczej niż do tej pory, bezpretensjonalnie i różnorodnie. Chaos jest kontrolowany, Mada dobrze wie, co znaczy „zamknąć klamrą oś utworu i oś albumu”. [Epka omówiona kawałek po kawałku TUTAJ]

7. Vix.N, „Mustang”

Kategoria zbrodniczo niedocenieni: Vixen. Nie każdy wybór singlowy i nie każda forma promocji się mu sprawdziła, ale jeżeli chodzi o melodyjne flow, zgrabny refren i bezpretensjonalny, uroczy wers spod igły, to niewielu może stawać w szranki. „Mustang” przesuwa wiejskiego chłopaka z Czańca na pozycje bliskie Yelawolfa i sorry Sarius, ale nikt nie był bliżej. A chemia z Bonsonem każe wierzyć we wspólny projekt.

6. Mosa.Tech, „REFLEKTOREM”

„Jak się jarasz Moleheadem, Kozą i Tonfą, to wyobraź sobie to wszystko wrzucone w blender. Z techwearowa zajawką” – polecał mi kolega z redakcji Brak Kultury i co jak co, ale takich rekomendacji się nie lekceważy. A jak jeszcze zacząłem guglować i doczytałem, że to „posthumanizm w pełnej krasie”, to byłem kupiony. Na „Reflektorem” słyszę cyberpunk, słyszę echa witch house’u, skojarzenia z tym, co na styku elektroniki i muzyki miejskiej robi kolektyw Czeluść, są w pełni uprawnione. Na pochwałę zasługują też wokale, zwykle w awangardowych nagraniach udziwnione, w formie ścieku świadomości. Tu są świadome, plastyczne, poruszające i pomagają budować niesamowity klimat, a nie sabotują go. Moc.

5. Igorilla x Faiver, „A Fuzz Supreme”

Igor Seider, Igorilla czy Ignor – to jeden facet, który zaczął od funku i rapu, szedł przez rocka, elektronikę i doszedł… wciąż idzie, zapowiedział właśnie m.in. płytę inspirowaną malarstwem eksperymentalnym. Gość jest zainteresowany wszystkim, słyszał wszystko, widział wszystko i to znać po jego twórczości, do tego flow ma wolne od kanciastości właściwej starszemu polskiemu rapowi. Brzmienie rezydującego w Antwerpii Faivera też jest ponadlokalne. Obiecywano „beastieboysową bezczelność, brudny sound i syntezatorowe jazdy”, twierdzono, że „jazz i rap łączą się z punkiem w chorym locie”. I wiecie co? W końcu ktoś nas nie okłamał. [Pełna recenzja TUTAJ]

4. Ziomcy, „HHARMIDERR”

Co by było, gdyby wziąć właściwą młodemu rapowi swobodę w wyrażaniu emocji i zdolność tworzenia gęstego, neurotycznego klimatu, po czym zderzyć ją z bardziej klasyczną, samplowaną, twardą w kwestii bębna produkcją oraz pisaniem ciążącym ku efektownym linijkom? Dzięki toruńskim Ziomcom nie trzeba się na szczęście nad tym zastanawiać. Bardzo wciągająca sprawa jak na tak niezobowiązujący materiał. I chwała za to, że społeczność ważniejsza od ego poszczególnych raperów.

3. Hedora, „Eighty Seven”

Prykson Fisk pełną gotowość bojową zgłaszał z początkiem 2022 r. na psychodelicznej epce na bitach IFS. Ńemy tak wyprodukował płytę Sebastiana Fabijańskiego, że na aktora od razu zaczęto patrzeć łaskawiej (przynajmniej do kolejnej inby). Połączenie tej dwójki w ramach Hedory rokowało dobrze, wypadło jeszcze lepiej. Antysystemowe nawijanie rzadko wcześniej miało tyle finezji i tak konkretną podbudowę zarazem. Przy tak dobrze wykonanej i pomyślanej, pełnej smaczków i niuansów muzyce pięści same zaciskają się do buntu. [Pełna recenzja TUTAJ]

2. Różni artyści, „JuNouMi vol. 5”

Każda z serii winylowych epek wydawanych przez Groha okazywała się wydarzeniem. Było zatem trochę strachu, czy piąta część na 20-lecie dorówna. Nawet więcej, niż dorównała – jeżeli odłożyć na bok sentymenty, to lepszej nie było. Znakomici producenci (Expo 2000, Metro, Envee, Teielte, Urb, Webber, Patr00, Emapea), świetni didżeje (Romek, Twister, Lazy1, Kebs, Taśmy), a wśród raperów m.in. Łona, Miły ATZ, Miodu i Ras mordujący tu dwuwersem: To nie numer w stylu zgredzik wspomina, bo ja, suko, jestem filmem, to bilety do kina.

1. Konarski, „Unicorn 8”

Przyszłość, którą odmalował PRO8L3M, jest jak z komiksu, filmu czy gry. Ktoś może i będzie tak żyć, ale nie tzw. zwykli ludzie. Tymczasem przyszłość kreślona przez Konarskiego jest ewidentnie z sąsiedztwa. I rodzi się teraz, pośród jazgoczących filmików na TikToku, morza ofert e-commerce i pasionych algorytmów. Członek Fillomatic ma nie tylko nieoczywiste bity od nieoczywistych ludzi, ale jest do tego powściągliwy w komentarzach i ma zjadliwe poczucie humoru. Zbawienne. [Recenzję Konarskiego i innych Fillomatów przeczytasz TUTAJ]

ZESTAW 20 UTWORÓW Z OPISYWANYCH EPEK: