Uwaga, złodzieje!
Waldemar Kasta u Nullizmatyka i Filipka w utworze „Boom Bap” (klip ukazał się dosłownie parę dni temu, z niego pochodzi kadr otwierający publikację) zademonstrował, co znaczy ukraść numer. Wszyscy prężą muskuły, przepychają się w linijkach, popisują umiejętnościami, a wrocławianin wchodzi jak do siebie, mówiąc młodym: „hej, to brzmienie basu i bębna to dla was powiew przeszłości, ale ja się na tym wychowałem, to mój ekosystem”. Terkoczą i współbrzmią mu sylaby, siadają porównania, nie jest ani chwilę za długo, po prostu salut dla hip-hopu dwoma palcami do czapki. I do tego pretekst, by cofać się stopniowo aż do lat 90. w poszukiwaniu innych przykładów zawłaszczenia utworu.
Sokół u Jana-Rapowanie uratował jeden z najbardziej chwytliwych bitów 2022 r., bo Janek go przegadał i swoje wejście przekombinował, a Paluch poleciał na autopilocie. Tymczasem warszawiak w „Kluczach do miasta” od początku bierze lekki, melodyjny podkład ciężkim głosem, zaś w wersie Ulubiony raper twojej mamy? K…a, nie dziwne! jest tyle świadomości własnego statusu, dystansu i nieudawanej pewności siebie, że czerwony dywan sam się burmistrzom rozwija.
Ras u Barto Katta podjął się w „99’skargach” Barto Katta kradzieży szczególnie zuchwałej, bo w 2021 ukradł gospodarzowi numer, który ten sam wyprodukował, i to jeszcze mając za świadka dobrze dysponowanego Miłego ATZ. Współzałożyciel Rasmentalismu zachwycił tyleż bezlitosną, co trzeźwą diagnozą w dobie narastającej paniki. Nie sięgnął po jedne zbyteczne słowo, dając świadectwo swojej językowej inteligencji. Tak się rapuje!
Rogal DDL u Kobika to nawet nie jest gościnny występ. Awangardowy ulicznik zrobił sobie u krakusa one man show, zabierając blisko półtorej minuty z pokazanego w 2018 r. „Wiem, wiem”. W swojej monodramie jest sarkastyczny, ostry jak brzytwa, sam sposób artykułowania słów może wywołać ciarki na plecach. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety – rzuca Rogal, a kamera pokazuje książkę Swietłany Aleksijewicz. Twój rap nic z człowieka – kończy myśl. To jest koniec gry.
Bisz u Ńemego mógł być po prostu Biszem, co zwykle i tak oznacza popłoch w szeregach zapraszających. Ale on „Know-How” w 2017 r. rozniósł i nie wiem, czy to nie jest najsprytniejsza zwrotka w historii polskiego rapu. Gry słów na poziomie Serwuję ciało, krew / mmm Szarapowa (msza rapowa) to jakiś kosmos. A zakończenie zwrotki punchline’em z zastosowaniem poczwórnego rymu? To trzeba usłyszeć – tylko uprzedzam, kiedy ja zaczynam, to kończę godzinę później.
Ero u Onara niczym nikogo nie zdziwił. Utwory, w których zadał bobu zapraszającym, wybiera się drogą losową, raz układałem nawet (z dużym trudem) ranking kawałków, w którym ta sztuka się nie udała. W „Szeleście” z 2016 r. reanimować trzeba było bit z muzeum warszawskiego rapu, przeskoczyć obydwu nie w ciemię bitych reprezentantów Płomienia 81. Udało się i gra wszystko: timing, nawiązania, ta łacińska sentencja wpleciona na poczekaniu, budowanie sobie pomnika i niezapomniane jest taka opcja, ręka myję rękę / i jak robisz tutaj obciach, to ręka bije szczękę.
Zeus u Chady to przypadek szczególny. Nieżyjący już warszawiak rapuje na wolnym podkładzie Donatana miarowo, na werbel, jak kiedyś. Gdy wchodzi łodzianin, ma się wrażenie, że jest gościem z innych czasów. Manipuluje tempem gadki. Nie trzyma się kurczowo bitu. Bawi się rozłożeniem akcentów. Przeplata rym. I absolutnie nic z tego nie dzieje się kosztem przemyślanego, osobistego tekstu. Zderzenie odmiennych szkół nawijania rzadko objawia się w tak wyrazistej postaci jak w „Nie chcę być tacy jak oni” z 2014 r.
Dwa Sławy u Polskiego Karate pokazują, że tzw. featuring to nie tylko kurtuazyjna wizyta u ziomków, a szansa, żeby zmienić swój status. Wcześniej Astek i Rado Radosny mogli być rozczarowani tym, jak przyjmowana jest ich twórczość, bo pomimo doświadczenia w undergroundzie, nieprzeciętnej błyskotliwości tekstów, humoru i pomysłu na siebie byli tymi przegapianymi. „W 3 dupy” z 2013 r. zapewnili skoncentrowaną dawkę szalonych skojarzeń, komizmu i czysto rapowych umiejętności.
Joka u Miuosha mógł w 2012 r. rzucić porcją sloganów i komunałów. W końcu tytuł to „Reprezent”, a formuła – „chwal miejsce, z którego jesteś”. Tymczasem członek Kalibra 44 odbija się w wersach od hitu Lady Pank, śmieje ze stereotypów, konstruuje unikalne metafory (słoń w śląskim zoo!) i wszystko to mieści się w spójnej, osobistej opowieści. Właściwie to Miuosh wystąpił gościnnie w swoim utworze.
Tede u Hardkorowego Brzmienia okazał bardzo wiele szacunku kolegom ze starych czasów, mimo że w 2007 r. stara szkoła była już w Polsce gruchotana upadkiem pierwszego rapowego boomu. Oddał im bowiem jedną ze swoich najlepszych zwrotek. „Tu się wychowałem” pokazuje, że Jacek Graniecki czuje puls Warszawy jak mało kto, rozumie to miasto, zna je od podszewki, umie na nie patrzeć. Przebicie w słuchawkach pod Pałacem, ciężkie powietrze w metrze – jak to wszystko jest w punkt.
Vienio u Wzgórza Ya-Pa-3 przypomina, że kielecki zespół pionierów miał do gości pecha i szczęście zarazem. Szczęście, bo Kaliber 44, Warszafski Deszcz, Molesta, JedenSiedem czy Jajonasz byli u nich w życiowej formie. Pecha, bo błyszczeli kosztem zapraszających. Wieńczysław był w „Co ważne a co ważne nie jest” szczególny. Nie wiem, czy w 1999 r. jakieś wersy rozbrzmiały z siłą większą niż Nieważne, co się mówi w jakimś wielkim biurze / ważniejsze rzeczy przeczytasz na służewieckim murze. W moim odczuciu nie, a to tylko ukoronowanie świetnej zwrotki.