Emikae: Beznadzieja sytuacji Grzegorza Przemyka zrobiła na mnie wrażenie
Kiedy w 2020 r. dwóch radomian, Emikae i Pehu, wydawało niezależnie płytę „Exp.”, pisałem: „Słuchanie warto zacząć od poświęconego zamordowanemu Grzegorzowi Przemykowi, ejtisowego Grześka, mocnego storytellingu z kontrowersyjnym (sam nie wiem, czy uwielbiam, czy nienawidzę) udziałem Grubego Józka”.
W 2023 r. duet raczył przypomnieć utwór z okazji wypadającej 14 maja 40. rocznicy śmierci Grzegorza. Refren zamieniono na recytację, kawałek dostał animowaną oprawę i nadal świetnie się broni jako jeden z nielicznych przykładów rapów traktujących o historii, których nie podyktował ministerialny grant. Więcej w wywiadzie powie raper Emikae.
Skąd pomysł powrotu do zakatowania Przemyka zamiast, dajmy na to, utworu którejś z niedawnych ofiar organów represji?
EMIKAE: Prosta sprawa. Przeczytałem książkę Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” i beznadzieja sytuacji, w której Przemyk się znalazł, zrobiła na mnie duże wrażenie. Fakt, że są świeższe sprawy o podobnym wydźwięku, jak ta Igora Stachowiaka, choćby i może jakbym przeczytał o nim, zamiast o Grześku, to numer by się nazywał „Igor”. Jednakowoż przeczytałem o Grzegorzu, a dodatkowo doszedł jeden czynnik, o którym jeszcze będzie okazja wspomnieć.
Podejrzewam, że tym czynnikiem jest produkcja. Co sprawiło, że muzycznie nie poszło to w patos jak zazwyczaj, tylko mamy sythwave’owe opakowanie?
To, że Pehu zrobił w ramach ćwiczeń swój pierwszy synthwave’owy bit. I wysłał mi go, choć tylko po to, żebym się na jego temat wypowiedział. Traf chciał, że zrobił to akurat w momencie, gdy byłem świeżo pod wrażeniem książki Łazarewicza, co okazało się bezpośrednim motywem do napisania numeru. Zwyczajnie coś kliknęło, skleiło się: sprawa z lat 80., podkład naśladujący brzmienie tamtych lat. Swoją drogą, Pehu bardzo nie chciał puszczać go na płytę. Zmienił zdanie dopiero, gdy usłyszał wokale.
W oryginalnej wersji wokale były bogatsze, bo dochodził jeszcze refren. Czemu zawdzięczamy nową wersję, już bez refrenu Józka?
Dobry kolega Peha Szymon Skoczylas wysłał swojemu z kolei znajomemu Hubertowi Stadnickiemu naszą płytę. Tak się złożyło, że Hubert jest rocznikowo bliski Grzegorzowi i kręcił się w tym samym towarzystwie. Bardzo poruszył go ten numer i chciał zrobić coś, żeby dotarł do większej liczby osób. W związku z tym, że Hubert pracuje często z aktorami głosowymi, zaproponował, żeby poeksperymentować i zaprosić lektora, by ten wyrecytował fragmenty wierszy Grzegorza, tak jak to sprytnie zrobił Gruby Józek w oryginale, ale w bardziej stonowany sposób. Tak też się stało, Kamil Pruban zrobił równie świetną robotę co Józek.
A Józek nie poczuł się urażony?
To jest chodzące dobro i wyrozumiałość, do tego ego w szczątkowych ilościach. Zadzwoniłem, przedstawiłem sprawę i odniosłem wrażenie, że nie muszę go unikać, jak wpadnę na Święto Ławki (coroczny plenerowy koncert grupy WCK – do której wlicza się Józek i ich goście – przyp. Flint).
Jak wyglądały prace nad teledyskiem?
Wspomniani Hubert z Szymonem skrzyknęli jeszcze dwóch ludzi z branży, Tomka Kozerę i Pawła Jóźwika. Razem zaczęliśmy kombinować, jak to pokazać. Padł pomysł animacji, panowie szybko zaproponowali osoby się tym zajmujące, wybraliśmy Joannę Kucharską-Borowską. Trochę okroiliśmy jej autorską, choć stworzoną na kanwie naszego roboczego pokazu slajdów, wizję, bo animacja była bogatsza, ale tęższe od nas głowy stwierdziły, że odwraca uwagę od numeru. Podejrzewam, że przy archiwaliach było trochę latania, kiedy patrzę na to, ile to trwało. Zajmowali się tym jednak profesjonaliści. Ani się nam nie żalili, ani nie chwalili.
Czy raperzy powinni więcej czerpać z historii współczesnej i na co zwracać wtedy uwagę?
Nie wiem i… nie wiem. Ja tylko wiem, co ja powinienem, ale jeśli ktoś by chciał się za tego typu tematy łapać, to mógłbym poradzić, żeby omijał patos szerokim łukiem.