Urb: Trzeba tak długo udawać, aż zacznie się udawać
Przedstawiając Urba jako producenta, trzeba oczywiście powiedzieć o fundamentach opolskiego rapu – Dinalu, a potem Okolicznym Elemencie. Nie można zapomnieć o Niewidzialnej Nerce, Te-Trisie, Belmondawg i Kamilu Pivocie. Prościej jednak ująć to plastycznie – gdzie innym tonie, tam Urbowi płynie, gdzie Urb ma Amerykę, tam inni to Szwajcarię, w dodatku kaszubską.
Twórca nie rozpieszcza swoich fanów, dla tego gratką jest wydany nakładem Blunted Astronaut beat tape „Basic Batch”. Z tej okazji wywiad, być może chaotyczny i – dziwnym nie jest – nasączony specyficznym opolskim poczuciem humoru. Lokowanie produktów E-mu SP-1200, I Love My Polish Heritage Group oraz Antoni Piechniczek jest bezpłatne i wynika wyłącznie z winy rozmówcy. Słowo „instygują” istnieje naprawdę.
Produkowany w dużej mierze przez Ciebie Dinal był symbolem dla pokolenia zasłuchanego w kolorowe woski JuNouMi i czekającego na płytę Brudnych Serc na Wigilię. Owszem, pojawiałeś się potem tu i ówdzie, raz na krążku schaftera, innym razem w undergroundzie, ale trudno nie mieć wrażenia, że pod szyldem Urb dało się robić więcej i regularniej. Nie lubisz iść za ciosem czy to proza życia?
URB: Proza życia, mój czas jest u mnie na końcu szeregu.
„Basic Batch” świetnie się słucha. Co twoim zdaniem sprawia, że beat tape działa jak album, a nie paczka bezpańskich podkładów posłanych raperom do wyboru?
URB: Nie wiem, nie mam pojęcia. Może formuła jest we mnie tak zakorzeniona, że nie potrafię jej już skodyfikować? Na początku materiału była godzina, którą musiałem ściąć do około 30-40 minut, żeby przyjęła to kaseta. Potem do miksu poszło jeszcze parę minut mniej, a później wypadł z tego jeszcze jeden bit, o którym po roku od nagrania pod niego kawałka przypomniał sobie raper i stwierdził, że Nie no, jednak super. Kolejność utworów na taśmie układałem pół żywy w Berlinie, słuchając miksu, żeby już mieć to za sobą i iść spać.
Kiedyś, jak nagrywałem kasety dla kolegów do walkmana albo do auta, jedyną zasadą było rozpocząć sztosem, dobić większym, a trzeci numer był już wyciszający i potem jakoś to leciało. Tym trzecim był przeważnie „Mind sex” Dead Prez i były to kasety pod lufkę czy jointa, nie będę kłamał. Ale tu po prostu rzuciłem to „tak o”.
Czy tytuły utworów to wyłącznie żarty bądź kwestie sytuacyjne, czy też mają do czegoś odesłać, uruchomić konkretne skojarzenia? Bardzo mnie na przykład ciekawi geneza „Polish Jibberish” wraz z podtytułem – „Beats Busia Be Bumpin in her Maluch”.
URB: Tytuły miały być po angielsku, więc po szybkim przyswojeniu tego języka, usiadłem do telefonu w autobusie. Nie telefonu autobusowego, bo takich chyba w Warszawie nie ma (w metrze są alarmowe – przyp. Flint), ale mojego, żeby ktoś nie zaznajomiony ze zbiorkomem nie miał głupich pomysłów. Połowę pisałem jadąc w 180, a drugą po przesiadce do 162 . Co do „Polish Jibberish” od paru dni próbuje sobie przypomnieć, jaką akcję sobie wymyśliłem. Ogólnie dużo siedzę na Facebooku na I Love My Polish Heritage Group i tam chciałem podpromować kasetę, choć już nie pamiętam jak. Wiem za to, że z tej grupy dowiedziałem się o istnieniu słowa „Busia” u amerykańskich Polaków.
Ogólnie trudno mi wytłumaczyć, o co chodzi z tą społecznością, mogę powiedzieć, że tworzą ją ludzie ze Stanów z polskimi korzeniami i Polacy z Polski, którzy… nie chcę użyć słowa „trollują”, więc niech będzie, że mocno instygują i bywa śmiesznie. Podsumowując, tytuły nie maja jakiejś głębszej studni, jak mawiał trener Piechniczek pytany o różnice między piłką nożną a koszykową: głupi się zastanawia, mądry na******ala.
O co ci chodzi, gdy produkujesz? Kiedy uważasz, że twój bit jest dobry (poza tym, że zapewne nigdy)
URB: Nigdy. Jakbym to powiedział w I Love My Polish Heritage Group, uderzyłeś gwóźdź centralnie (choć tłumacząc dosłownie powinno być „prawo na” ) w głowę. Mój bit jest dobry, jeśli mnie czymś zaskoczył, w sensie, że Wow, to ja to zrobiłem?. Czyli najczęściej wtedy, gdy wyjdzie poza schematy. Pomaga w tym częste żonglowanie bitmaszynami. Maszyna, na której powstały bity na „Basic batch” zabrała mnie z powrotem do późnych 90., kiedy jeszcze nie wiedziałem do końca, jak robić bity, ale już wiedziałem, jakie chcę robić. I to jest twórczo zawsze najlepszy okres, gdy nie wiesz jak, więc kombinujesz. Nagle mam coś, co jest bardziej ograniczone niż te stare kompy z trackerami, na których się zaczynało, ale w przeciwieństwie do nich, czego byś w to nie wrzucił, to brzmi pięknie i od razu inspiruje cię brzmieniem. To ogólnie śmieszna sprawa z tymi bitmaszynami, których używali ludzie inspirujący mnie i mi podobnych, nie do końca z aparycji. Nagle czujesz się, jakbyś znał kody do oszukiwania w grach komputerowych, bo trafia do ciebie, że jak na stare SP-1200 albo stare MPC samplujesz bębny z płyty, to nawalają naprawdę mocno i wszystko od razu się lepi.
A wracając do pytania – o nic mi nie chodzi, gdy siadam do produkowania, to nie chcę wtedy myśleć, chcę, żeby żeby inne rzeczy mnie pobolały. A jak już wymęczę bit, to musi poleżeć trochę, żebym wrócił i stwierdził czy jest spoko.
Producent odnoszący w Polsce tak zwany sukces – ile w tym znaczy talent, ile sprzęt, ile fart, ile znajomości? I czy te proporcje na przestrzeni lat w twoim odczuciu się zmieniają?
URB: Nie mam pojęcia, trzeba by spytać o to tych odnoszących sukcesy producentów. To jak w życiu – i mówię to z podziwem, bo sam nie umiem, a bym chciał – trzeba tak długo udawać, aż się zacznie udawać. Nie wspomniałeś też o najważniejszej części układanki, jedynej, która ma tak naprawdę znaczenie: ludziom musi się podobać, najlepiej bez rozkładania tego na czynniki, tylko normalnie, jak trener Piechniczek przykazał.
Kaseta, z okazji której jest ten wywiad, jest z kolei straszną przewózką typu „zobacz, co ja robię na SP 1200; a co ty robisz ze swoim życiem?”. Założyłem sobie, że będę robił na tej bitmaszynie swoje bity, a nie ona będzie mną robić ten swój bit, który każdy zna. W moim osobistym sukcesie polegającym na tym, że ktoś tego chce słuchać, sprzęt gra jednak dużą rolę. Mam przy jego obsłudze takie nawyki, że to od razu brzmi dobrze. Ten sukces to samozadowolenie, żadna kariera.
Aaaaaby współpracować z Urbem, co trzeba mieć jako raper (poza tym, że pieniądze)? I gdzie Cię teraz usłyszymy?
URB: Nie trzeba współpracować, można sobie kupić bit, wystarczy nie być jakimś naziolem czy… nie wiem, nie zdarzyło mi się chyba jeszcze nie spać przez to, że sprzedałem komuś bit (bo to funduje moje hobby, sprzęty, płyty, czasem czynsz). Trzeba trafić na dobry moment, w którym akurat coś robię, w zeszłym roku sprzedawałem rzeczy z 2016 nawet. Parę z nich wzięło rok temu dwóch chłopaków, nie wiem w końcu, kiedy to wyjdzie, ale bity fajne. Pivot od pięciu lat nagrywa nową płytę, ma wyjść w tym roku. Z faktu, że to tyle trwa, przynajmniej półtora roku to moja wina. W ogóle ostatnio szukałem mojego amerykańskiego tax id (odpowiednik naszego NIP – przyp. Flint) dla Spotify i trafiłem w historii moje skrzynki mailowej tak daleko, że odkryłem zapisy rozmów z 2006/2007 roku, w których młodociani talibani rapu mi tłumaczą dlaczego płacenie za bity jest haram. Jeden nawet do dziś nagrywa i wydaje płyty.