Don Kichot 2.0. Po felietonie naczelnego Popkillera

Przeczytałem właśnie felieton Mateusza Natalego, redaktora naczelnego Popkillera. Dlaczego się tym chwalę? Bo rzadko mam okazję. Debaty w branży hiphopowej niemal nie ma, bo odbiorca woli zdecydowanie krótkie filmiki na social media, więc w sumie i po co taką sztukę dla sztuki praktykować. Jak już zatem przydarzy się tekst, od którego można się odbić, z którym można popolemizować, to grzech nie wykorzystać okazji.

Zwłaszcza że „Popek”, obecnie ograniczony do ośmiu wywiadów i dziesięciu recenzji w roku (stan na 2023), to nie jest jakieś tam medium. Wykonał mnóstwo ciężkiej pracy jeszcze przed drugim polskim rapowym boomem lat 10. Do dziś ma swoje nagrody i własną akcję wspierania talentów, głośne echa dawnej opiniotwórczości.

Niestety od felietonu Mateusza, zatytułowanego Kryj się! „Obrońcy rapu” strzelają na oślep, dostali Łona i Ryfa, a więc tak, jak dziś tytułować trzeba, odbić się nie jest łatwo. Autor, powołując się na niewymienionych ekspertów pytających na profilach rapowych, irytuje się tym, że z błotem zmieszany został Łona i chwalona przez niego (Łonę) Ryfa, że ktoś nie docenia roli Trzeciego Wymiaru i umiejętności Otsochodzi. Tu Natali dochodzi do wniosku, że najgłośniej krzyczą ci, którzy najmniej wiedzą. Po czym sugeruje, za co kogo szanować i czego z premier posłuchać.

Próba analizy niechęci do zagłaskiwanego Łony mogłaby być ciekawa. Pamiętam, gdy w czasach, gdy warszawskie kopie Mobb Deep i Group Home najgłośniej wrzeszczały, że Fisz kseruje Mos Defa, jeden z „uliczników” darł się (na melodię Tedego z Borixonem) na imprezie, że „Łona jest zwykłą szmatą”. Bolał twardogłowych rap „studencki”, żartobliwy, przede wszystkim jednak bolało to, że jeżeli poważne media rap chwaliły, to zwykle ten fiszowo-łonowy (przepraszam za niefortunną zbitkę), zupełnie przemilczając, traktując protekcjonalnie albo nieznośnie socjologizując ten „uliczny”. Teraz to już mniej aktualne. O co może zatem chodzić? O zwykłą przekorę, w kontrze do tych wszystkich (zasłużonych!) laudacji? O klasistowskie bycie wykształciuchem, bo Łona to prawnik i erudyta, u którego w domu czytało się więcej niż ponaglenia Providenta i folder Biedronki, a on nawet za to nie przeprosił? O to, że raper ośmiela się wypowiadać w kwestiach światopoglądowych?

Niechęć do Ryfy jest jeszcze ciekawsza. Mateusz zauważa, że Łonie za komplementowanie jej (kosztem mężczyzn!) dostało się od „simpów”. No i właśnie, czy to nie jest tak, że za większością rzuconych „simpów” kryje się jakiś incel? Dlaczego młodzi sfrustrowani mężczyźni tak nienawidzą kobiet, zwłaszcza tych, które nie chcą myśleć, ubierać się, mówić tak, jak ich zdaniem powinny? Był czas, że co drugi wywiad z Wdową (a mój każdy) był na ten temat. A wtedy władza nie kazała się wstydzić, że coś widziałeś, wiesz i masz, była też mniej restrykcyjna odnośnie do tego, co kobiety mogą robić ze swoimi ciałami.

Gdybam tu sobie dość śmiało, choć wolałbym, żeby gdybał na ten temat Natali. Oczywiście o ile miałby powód. Trochę głosów anonów i jeden post na Instagramie Ryfy, że ją hejtują, a ona im się właśnie odgryza, to jeszcze nie jest temat. Dlaczego stary dziennikarski wyga daje się nabierać na to, że ktoś udaje, że nie wie, kim jest Łona? I czemu to ma służyć? Temu, że ci, do których słowa są adresowane, napiszą „nie zesraj się”, „OK, boomer” i zapytają sarkastycznie: „Pierwszy dzień w internecie?”.

Dyskutować trzeba. Ale czasem, jak pokazało „Warto rozmawiać”, nie warto rozmawiać. Jeżeli ktoś sugeruje, że Ryfa, Łona, Otsochodzi i Trzeci Wymiar nie umieją rapować, wystarczy wzruszyć ramionami, bo tu nie ma o czym deliberować. Pierwsza zasada – nie karm trolla. Druga zasada – nie karm trolla. Trzecie zasada – trochę empatii. Komuś ciężko wstawało się do szkoły w listopadzie, Konfederacja nie wywróciła stolika, nikt nie płaci za listę osiągnięć na Steamie, a Ukraińcy zabierają pracę, zwłaszcza tym, którzy nigdy nie myśleli o podjęciu jakiejkolwiek, bo czekają, aż zwolni się stanowisko Elona Muska. A tu ci raper po czterdziestce bab każe słuchać. No nwm, przecież można się zirytować.

Mamy za sobą naprawdę świetny miesiąc, gdzie bardzo udane albumy dostarczyli nam w Polsce Łona, Barto Katt, Gibbs czy Waima, a w Stanach m.in. Rexx Life Raj, King Crooked x Joell Ortiz, Trae Tha Truth, Paul Wall x Termanology czy z klimatów okołorapowych Terrace Martin & Alex Isley oraz Nneka – pisze Mateusz. Być może nikt nie powiedział mu, że może o tym napisać bez bycia sprowokowanym przez trolla i bez tego porażającego wniosku, że ignorancja jest najgłośniejsza. Z płyty Łony, Koniecznego i Krupy pięć wniosków wysnuł Bartek Woynicz i chwła mu za to. O ile autorzy poprawnie oznaczali tagi, Ryfa ma na Popkillerze w 2023 r. jeden news, w kontekście DJ-a Decksa. O płycie Barto Katta przeczytamy, że jest zadowolony z tego projektu, a ja nie mam powodów, by mu nie wierzyć, to jedno z dwóch zdań poświęconych „Sookie” w większym przeglądzie premier Kamila Wnęka.

Hmm, trolle jedno, niemniej gdyby częściej i obszerniej „oprowadzać” po twórczości artystów, być może lepiej by było z rozumieniem ich czy świadomością tego, jak dobrze i jak długo działają? Czy rolą osoby piszącej o muzyce nie powinno być analizowanie jej, tłumaczenie postronnym słuchaczom, dlaczego szacunek się należy? Oczywiście teraz będzie to pisanie sobie a muzom, znaki słane w próżnię, bo rapowe media zrobiły wiele, by odzwyczaić słuchaczy od takich treści. Nie mają prawa liczyć, że czytelnik, który przychodzi po te ploty co wszędzie, zostanie dłużej i będzie coś sobą prezentować. Ale to jak z black face’em. Ci, którzy wiedzą, wściekają się, że odtwórcy malują twarze na czarno w jakiejś rozrywce czwartej kategorii. Z wyjaśnianiem, dlaczego to może być odbierane jako niewłaściwe, jakoś już gorzej.

Jest jeszcze jedna sprawa. Czy to, że fani Kizo i Łony, Otsochodzi i Trzeciego Wymiaru niespecjalnie się dogadują, nie wynika z tego, że słuchają skrajnie innej muzyki, którą opłacało się wrzucać do jednego worka np. po to, żeby sobie w spokoju monetyzować pięćdziesięciolecie hip-hopu? Czy ich niechęć nie jest bardziej naturalna niż to, że się dogadają? Pisałem trylion razy, że jeżeli dla kogoś to samo miejsce jest haremem, a dla kogoś innego świątynią, to skoczą sobie do gardeł. Tak, kiedyś też były śpiewne style, były spódniczki, była zabawa wizerunkiem, ale nie porównujmy Bone Thugs-N-Harmony do Lil Peepa, LL Cool J’a do Drake’a albo Kool Keitha do Lil Uzi Verta. I nie przenośmy tego na nasz grunt. Nie mamy tej muzycznej ciągłości, tej specyfiki lokalnych scen. Toruń nie stał się stolicą polskiego crunku, bo dodawano kodeinę do pierniczków.

Ale to już temat na zupełnie inny felieton, którego na Popkillerze zapewne nie przeczytam, bo ktoś zawsze coś powie w internecie, żeby Mateusz mógł się odpalić w całej swojej pozytywno-koncyliacyjnej krasie. To taki Don Kichot 2.0 – nie dość, że walczy z wiatrakami, to sam je jeszcze stawia.