Powstania śląskie (1996-2010). O tym, jak rapowe południe łączyło siły
Kaliber 44 postanowił uczcić swoje 30-lecie koncertami, ale także utworem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby kawałek nie nazywał się „Czarny Śląsk”. A przecież zarówno Fokus z Rahimem, jak i Abradab z Joką przez większość swoich karier raczej stronili od epatowania godką czy industrialnymi krajobrazami.
Ten ostatni zresztą, jak kiedyś zastrzegł, trzyma się polszczyzny. Druga sprawa, to że K44 jako formacja była raczej osobnym fenomenem niż częścią sceny. Owszem, na trzeciej płycie miały miejsce kooperacje z warszawskim duetem WSZ & CNE, ale tak poza tym zebranie wszystkich członków zespołu w jednym kawałku wydawało się wystarczająco trudne. A teraz nie dość, że Kaliber i Pokahontaz razem, to jeszcze GrubSon i Eprom (pamiętany również jako Sztigar Bonko).
Na kalibrowym debiucie, wciąż dyskutowanej „Księdze tajemniczej” z 1996 r., znajduje się jednak dzieło zbiorowe, do tego programowe. „Psychodela” to blisko sześć minut teatralnego, romantycznego i nadekspresyjnego psychorapu, czyli autonomicznego bytu w hiphopowym państwie. Na pokładzie Kaliber z Magikiem, 3-X-Klan z Rahimem i Jajonasz. Ten sam Jajonasz, który (z Magiem zresztą) pojawi się w opublikowanych w 1998 r. na dołączanej do magazynu „Klan” płycie w „Reprezentowicach” Centrali Katowice razem z Ganem i Krizem (tworzyli zespół Głębia Głów), Kubkiem, Małym, Skuterem, improwizującym Łodzianinem i DJ-em Siserem. To było podwórkowe, amatorskie i cholernie pociągające, coś jak 3H w Warszawie. Do dziś broni się za sprawą luzu i słyszalnej przyjemności rapowania. Wers K-ce nie tylko mroczne dyrdymały / lecz także hip-hop prawdziwy, doskonały okazał się zaś gwoździem do psychorapowej trumny.
Najstarsi gorole nie pamiętają, czy scena wyrażała się poprzez składanki dlatego, że śląskie (i zagłębiackie) ekipy nie nagrywały płyt, czy też dlatego, że jak już coś nagrały, to trafiało na kompilacje, płyty producenckie bądź mixtape’y i nie zdołały przez to zebrać pełnych, autorskich materiałów. Nieważne, „Usta miast kast” z 2000 r. pokazywały potencjał, tożsamość i dużo uwędzonego w dymie, abstrakcyjnego rapu z lokalną dominantą. „Witam na majq” Jajonasza, Fokusa, Basa i Dene, na bicie tego pierwszego, to ozdoba wydawnictwa. Tak jak „Za mikrofonami” Hasta, Fokusa i Dene to perła w koronie „Ekspedycji” IGS-a (2000), na pierwszym miejscu muzyka, dopiero na drugim producenta bitów. To brzmienie wyróżnia się do dziś.
Wracając do tamtych czasów początku nowej dekady, nie można nie wspomnieć Dziewiętnastego Południka. Zaczęło się od numeru „Dziewiętnasty” – 10 osób na 10 m kw. prowizorycznego studia na Paderewie (Osiedle Paderewskiego w Katowicach), wśród nich Hastu i Fokus. Takie rzeczy to jednak w czeluściach Soundclouda. Dlatego decyduję się na innego „Dziewiętnastego”, z wydanej oficjalnie (Blend, 2001) płyty „Własnym torem”. Przez ponad sześć minut na mikrofonie przewijają się reprezentanci Emcefalografu, Kooperacji, EBS, Paragrafu KCK, a nawet Pokahontaz. Ma to urok, choć prosty funkowy sampling i podkręcone tempo nie każdemu służy – trochę raperów goni się z bitem tak, że zapomina się jakkolwiek pokazać, nagrywane w domowych warunkach kobiece wokale zestarzały się niedobrze, jak zresztą w większości nagrań z tamtych lat.
Śląsk mógł trochę zamulać, no ale nie Gliwice. Pod szyldem Autonomia na płycie „Niezależni” (2002) zebrało się nieco artystów (i artystek), ale sednem jest duet Koligacja GieKa (Majkel i Khedzay) i kwartet Eskapada (Jurand, Keczap, Siwy, Skorup). Utwór „My ponad to”, produkowany przez z ochotą samplującego bajki i opowiadającego zabawne historie Króla Maciusia I, będzie najlepszą wizytówką. Swoją drogą, połączenie Koligacja-Eska dokonało się na nielegalu tych pierwszych jeszcze w 2000 r. i powtórzy się w 2003 na oficjalnie wydanym już (Blend Records) albumie „Kuriozum”. „Koleżanki” to klasyczny rap tamtej epoki – sporo terkotania sylabami, niekoniecznie ważny temat i cóż, sporo monotonii w nawijce i podkładzie.
Z Silesią nie poradził sobie ani RRX, ani Gigant, ani Blend. Jasne stało się, że Śląsk potrzebuje własnej oficyny, działającej na miejscu, z pełnym zrozumieniem materii. Tę rolę odegrało utożsamiane przede wszystkim z Rahimem, niezależne MaxFloRec. Na pierwszy ogień poszedł w 2006 r. Projektor, zespół Miuosha i Puq’a – warto sprawdzić przebojowe, choć zarazem antysystemowe „Pauki za pauki” z Rahimem, MoraLem i Niq-ą, elektroniczny, powstający z grobu psychorap w wersji 2.0. Najbardziej śląska wydaje się 3oda Kru w składzie Bu, Jot (nie mylić z tym wrocławskim), Metrowy, GrubSon, drużyna tak bezpretensjonalna i bezceremonialna, że aż przaśna, sceniczne perpetuum mobile. Tu rekomenduję „Dzieńdobry” ze Skorupem i popisową zwrotką Majkela – cham i prostak, a.k.a. Pan Riposta, bierze kiście liści Kalibra i bit dla bydła, co gdy gra, strąca z zydla. Jest pozamiatane.
Dobrym podsumowaniem pierwszych lat działalności MaxFloRec jest wydane na winylowej siódemce, na siedmiolecie aktywności, „Si” (2011). Za siedmioma kominami, za siedmioma szybami siedem cudów świata zwanych Ślązakami – rapuje Rahim, zapowiadając czwartą insurekcję. Wyzwolona przez bit DiNO energia buzuje, podkręcona refrenem GrubSona i skreczem BRK. Rozpędzony, niezatrzymywalny Bu (jeden z najbardziej pracowitych i najbardziej niedocenianych na Śląsku), Skorup, którego My som stąd wybrzmiewa potężnie, a do tego jeszcze Bob One i Majkel w roli gwarantów niezawodności. Sprawdza się wszystko, łącznie z kampowym, wojennym wideoklipem.
Trzeba przyznać, że „brudne południe” w nowe dziesięciolecie wchodziło z impetem. „Czarne Złoto to powrót pionierów śląskiego rapu w wielkim stylu! Jajonasz, występujący obecnie jako Lukatricks, razem z Gano, HST i Fokusem przygotowali prawdziwą ucztę dla fanów hip-hopu w jego najlepszym wydaniu” – chwaliło się w 2010 r. GOPSIDE, wówczas nowy i – jak się okazało – bardzo nietrwały byt na scenie. Miał być charakterystyczny, południowy styl produkcji oraz odważne i celne puenty raperów. To się udało, podobnie jak rozminąć z koniunkturą czy rozmyć tożsamość przez całe mnóstwo gości. Nic to, przynajmniej sporo utworów przetrwało próbę czasu. Największy pazur ma chyba „Trzeba wziąć” z popisem Joki i solowy utwór HST, „Nienawiść”. Za najbardziej reprezentatywny i pasujący do publikacji uznaję jednak „Triumf”. Ekipa zebrała się w nim spora: Mata (nie, nie ten), Świtał, Jajonasz, Gano, MoraL (ten lekki, śpiewny styl – to mógł być polski Nelly), Fokus i Hastu. Zaczyna Jajo, na własnym bicie, który nadal brzmi fly, trochę tłumaczy się ze zwłoki. Potem wjeżdża reszta, spośród której nie przepadło chyba tylko stare smoczysko z Paktofoniki. Tak to bywa.
Już jutro kolejna porcja współprac brudnego południa. Playlista z opisywanymi utworami tutaj: