Ludzi budzić! Dlaczego płyta Pękatego i Smokina jest tak dobra?
Styl krwisty i surowy, co nie znaczy, że kanciasty. Wersy konkretne, bez lania wody czy pustosłowia. Pękaty jest na scenie ponad dwie dekady (w 2001 r. zakładał z Łysolem, późniejszym członkiem JWP/BC, zespół WWArstwa), ale nie tańczył tak, jak scena akurat grała, i nie zdziadział. Przeciwnie, choć zwrotów akcji brak, a niedokończonymi projektami można by wybrukować piekło, to w numerach nie czuć wypalenia czy zniechęcenia. Wręcz zyskują, bo nabierają lapidarności, mocy, ogląd staje się szerszy.
Raper jest warszawski, tak warszawski jak Kercelak i Zieleniak, ale „404 |2” nagrywał w Siedlcach. Tam jest ekipa pasjonatów pozwalająca mu się nie zamulić. Prykson Fisk to żywy pomnik tamtejszego hip-hopu i pisałem o nim często, bo od bardzo wielu lat gwarantuje stale wysoki poziom, znakomicie dobiera muzykę i zawsze dba o podaż nowych nagrań. Od Korsona zaczynam wyliczankę niedocenianych mistrzów ceremonii, o Bulbie nie zapominam, nominując didżejów roku. Renegaci Funku to nie jest byle jaka, dobrana pod kątem zadziorności nazwa ekipy, bo wyżej wymienieni udowodnili, że zwyczajnie mają się prawo tak przedstawiać. I producent Smokin jest z tego rozdania, z tego towarzystwa, choć referencje wystawi mu chętnie także Kuba Knap bądź Włodi.
Umowa jest prosta. Smokin daje podkłady inspirowane Alchemistem pod względem wysmakowanej ascezy, zaszumione, popętlone, pogłębione. Brutalne bębny, powódź basu, sample, których nigdy nie nazwiesz ładnymi i nie zanucisz, dźwięki potwornie długo wybrzmiewające, ciągnące się jak drony (nie, nie chodzi o te latające urządzenia). „Bity toporne, nie dla laika” – szufladkuje Pękaty, chyba trochę zbyt pochopnie i nie do końca sprawiedliwie. W porządku, jest w nich coś jaskiniowego, mrocznego i wilgotnego, niemniej więcej z architektury modernizmu – funkcjonalnej, pozbawionej ozdóbek, kolumienek, wieżyczek oraz kiczowatych barw. Ta muzyka zostawia sporo miejsca dla rapera, który nie chce się pogrążać w dekadencji.
A ten wie, co z tym miejscem zrobić. Donośny i pełny głos wlewa się w formę, dźwięczny i zaczepny wokal rozpycha się łokciami. Raper ma o czym mówić. To już nie jest wiek na buńczuczne wychwalanie swoich umiejętności. No dobra, to przecież hip-hop, jest tego trochę w najbardziej przebojowym „What’s my name?”, jednak dawkowane z przystającą do stażu powściągliwością. To już nie jest czas, by kręcić afery, jadąc z litanią ksywek tych, których nie szanujesz. Ale i pewność siebie, i pogardę dla słabego czuć na kilometr.
Masz dwie ręce, dwie nogi, zap…alaj / a nie się żalisz, że nie ma ćpania na galach – to celna diagnoza sceny rozkapryszonej i rozlazłej. Bo to, czego doświadczamy na „404 |2|”, zawsze ma swoje źródło w wielu latach życia, nie w pięciu minutach złudnej sławy będącej jego namiastką. Nikt z towarzystwa rapera się pracy nie boi. Nikt nie uwierzy w wirtualny blichtr. Problemy z psychą, chcą być jak Galacticos / a przed dziesiątym i tak wp****alasz bigos – tak tu jest. Może akurat nie u Ciebie, niemniej wtedy warto się rozejrzeć.
Pękaty nie chce pogodzić się z tym, co go otacza. Świat jest jego zdaniem w agonii, diagnozuje go jako miejsce pogubionych wartości, pomstując np. na to, że więcej empatii mamy dla karpi niż dzieci pozbawionych rodziców. Moje sprawozdania to już prawie myślozbrodnia – jedzie nieco nadużywanym już, wytartym Orwellem. Chce docierać do ludzkich, inwigilowanych pacynek na sznurkach rządów i kapitału (banków, mediów). Teraz jesteś szurem, jak chcesz ludzi budzić / CIA jest dumne, k…a, z twojej obłudy – stwierdza jadowicie. Rząd j…ć i się nie bać / jak pozwolisz, zabiorą ostatni kawałek chleba / katol, faszysta, pedał i lewak / w mediach jedyny cel, to tobie nienawiść sprzedać – dodaje.
Brzmi znajomo? W te właśnie struny uderzała niedawno opisywana Hedora. Jej twórcy, Prykson i Ńemy, są na tej płycie (w trzech utworach!), zbliżony jest ciężar bitów, zgadzają się powrzucane, dopełniające przekaz strzępki cytatów. Tworzy się tym samym prawdziwy obóz rewolucyjny, wspierany m.in. przez rapującego tu z aktorską emfazą Korsona, któremu chwila wystarczy, by połączyć tuszowaną watykańską pedofilię, subskrypcje u Phizera i ścielące się drzewa z Lasów Państwowych. Nawet Mada z WCK, w świetnych „Stopniach” zaczynający swoją zwrotkę zwyczajowym nawiązaniem (tym razem Tede), łapie klimat i nawija o bestiach z Wiejskiej.
Nie przepadam za podziałem na światłych, kumatych „nas” i zdalnie sterowanych „ich”. Nie lubię bagatelizowania pandemii, nie wierzę w monstrualny spisek, już bardziej w ludzki chaos, chory egoizm i chore apetyty grup oraz jednostek, niestanowiących jednak grającego na wyniszczenie, scementowanego, okalającego frontu. Ale zaproponowana na „404 |2|” wizja jest spójna, okrzepła, wyrazista, obroniona artystycznie. Dopełnia dobrą muzykę, dobry rap, nie ma w tym wcale udzielającej się nienawiści i zajadłości znanej z publicystyki politycznej w internetowych bańkach. Nie wolno brać wypowiedzi artystycznych w pełni dosłownie i jako instrukcji do życia. Zresztą tak szczerze, to jestem Pękatemu i spółce wdzięczny za podsycanie ognia sprzeciwu. Jest w tym troska o bliskich, wbrew pozorom nawet trochę wiary (w człowieka), nie ma za to gówniarskiej chęci zepsucia komuś balu. Jest gotowość poniesienia konsekwencji w związku z przekonaniami (mocne, godne preppersów „Czy jesteś gotów?”).
Owszem, to twarda płyta, i to do tego stopnia, że kiedy zawsze chętnie słyszana przeze mnie Fasola śpiewa w „Karmie”, mam wrażenie, że robi się za słonecznie, że tak nie wypada. Jednym z najulubieńszych momentów krążka są jednak wersy pokazujące, ile dla autora znaczy to rapowanie, że obniża ciśnienie jak proszki od kardiolożki / i podnosi zarazem jak ktoś niszczy język polski. Pękaty i Smokin umieją, ale też Pękatemu i Smokinowi zależy na czymś ponad ich kariery. Nijak się tego nie podrobi, niczym nie zrekompensuje. Mamy do czynienia ze ścisłą czołówką polskich rapowych albumów drugiej połowy 2022 r.