To, co smutne, nazywa się dorosłość (recenzja)
Obliczalność i przewidywalność na dobre zagościły w polskim rapie. Jeżeli słuchasz dużo, to rzut oka na tytuły utworów i zestaw producentów w wielu, zbyt wielu przypadkach powie ci, co otrzymasz. I nie byłoby w tym nic strasznego, bo rapowanie od zawsze było dość rzemieślnicze, ale brakuje jakości. A my nad Wisłą (Wartą, Odrą, Bugiem i tak dalej) musimy zaskakiwać, tak jak nie możemy sobie pozwolić na teksty takie jak za oceanem. Jesteśmy na to za słabi wykonawczo.
Tylko z tym zaskakiwaniem różnie bywa. Jeżeli wypływa z naturalnej ewolucji, to dobrze. Gorzej jeśli to megalomania nakazująca się porywać z motyką na słońce. „Chcieć to móc” to kłamstwo, jeszcze trzeba umieć. Nie wszystko zamaskuje producent, tak jak i nie wszystko usprawiedliwisz szczerością. Ale nie będę psuł wykładem drugiego akapitu z rzędu, powiem tylko, że już pierwsze zetknięcie z wielkopolską ekipą NATURA2000 było czymś, co zapamiętałem.
Co konkretnie wbiło się w pamięć? Radość z działania razem wiązała się u nich z nieskrępowaniem, brakiem poczucia, że czegoś nie wolno, a czegoś nie wypada. Różne energie i style (naprawdę różne, nawet jeśli jeszcze szczątkowe, a nie jeden czy dwóch prowodyrów plus kopie oraz anonimy) do pary z alternatywnym sznytem pchały myśli w stronę BROCKHAMPTON. To porównanie skrajnie na wyrost, proszę nie traktować go dosłownie, bo już za nie przepraszam. Chodzi tylko o mgliste pojęcie.
Słuchasz pierwszego utworu i od razu leci drugi raz. Potem skaczesz po kolejnych. Nagle mija godzina. Ja miałem tak już przy „2000 Mixtape” z 2021 roku, jednak jeżeli NATURA kogoś nie porwie, to zrozumiem. Choć postęp z wydawnictwa na wydawnictwo (patrz zeszłoroczna „Luźna kmina”) jest bardzo duży, to i tak jeszcze wczesny etap. Za zakrętem czai się odsiewanie tych, którzy o muzyce myślą serio i mniej serio, kolektywnie i mniej kolektywnie (właśnie z drużyną pożegnał się barekprzestań, w akustycznym, gitarowym „Baj Baj” wyjaśniając, że doby nie trwają ośmiu dni), krzepnięcie styli, rozróżnienie na to, co nadaje się dla znajomych, co zaś dla wszystkich. Inna rzecz, że takie działania zmienią NATURĘ2000. Będzie lepsza, ale czy barwniejsza, czy zdoła zrekompensować ten entuzjazm właściwy nieprofesjonalnemu? Zawsze jest coś za coś.
Członek kolektywu, artysta nagrywający jako saburrakap, każe być dobrej myśli. Jego płyta „Powody przez które nienawidzę robić co kocham” ma ten niepohamowany polot i świeżość, wolna jest jednak od szaleństw, błazeństw (u N2000 czasem szczerze zabawnych!) i wrażenia obcowania z czymś amatorskim. To eklektyzm z pazurem, jednak nie „na hurra”, tylko przemyślany. To teksty nieredukowane do grepsów, takie, z których buduje się obraz autora. Mamy wartość emocjonalną, intelektualną i muzyczną. Mamy album.
Co tu się dzieje? Już w otwierających „Powidokach” dostajemy rap na styku poezji mówionej, dubowy oddech i syntezatory w duchu lat 80., do tego żadnej ucieczki od treści istotnych. Skok z kawiarnianego, jamowego „Skafandra”, gdzie tekst przypomina wyśpiewanie przechodzącego przez głowę potoku myśli, do charczącego, rozpędzonego „Dołka”, kawałka dwóch prędkości nasuwającego na myśl rave i hardbassowe imprezy, robi wrażenie. Zwłaszcza, że dźwignięte jest to i koncepcyjnie, i brzmieniowo.
Czy to klasyczne, tłuste bębny uzupełnione gitarą w „Spiole”, czy punk’n’bass „Nienawidzę” – są w tym ręce, nogi i przesłanie (np o obojętności tłumu „otumanionego tabletą” czy życiu w kłamstwie). Autor ogłaszał, że mocno – jak na siebie – się otworzył i „Czemu tak jest” pozwala zrozumieć powyższą deklarację. To ładna piosenka o „ogarnianiu łba”. Trochę smutne disco, trochę post-punk, trochę pop, z piękną konkluzją, że „chyba wszystko to, co smutne, nazywa się dorosłość”. A jeżeli ktoś chce więcej o saburrakapie dowiedzieć, to koniecznie biograficzny „Music box” (gościnnie barekprzestań), który stuka, klika i podzwania nowobitowo.
Kto sięgnie po „Powody przez które…” na portale streamingowe, ten dostanie epkę. Fizyczna płyta to już album, z pięcioma numerami więcej. Najoryginalniejsze rzeczy są w podstawie, im dalej, tym bliżej młodego trapu z jego nastrojowością, nosem do refrenów i modulowanymi na potęgę wokalami. Na szczególnie ciepłe słowo zasługuje minimalistyczne „Bez prądu, bo nagrany z Jeleniem! i KiemLem numer kojarzy się z polskim Sleaford Mods. A to zdecydowanie komplement.
Na koniec, poza jednoznaczną rekomendacją, trochę o póki co niewymienionych gościach. W „Spiole” poza Kminiem z N2000 melduje się Ananas, w „Nienawidzę” Koza i Peepz. To są bardzo dobre podpowiedzi odnośnie tego, po co najlepiej sięgnąć po tym krążku. Ananas jest z gnieźnieńskiego Kolektywu FALA, który w 2022 roku błysnął mixtape’em, a teraz wydał jego drugą część. To różne (jednak nie aż tak jak w Naturze) style i odmienne oblicza rapu zebrane w całkiem magnetyzującą całość. Peepz, najbardziej niedoceniony z towarzystwa Bump’12, na polski rap aż za kreatywny, właśnie wypuścił wraz z Igorillą płytę „Anomalie”. Koza po krążku z Kubą Więckiem i trapowej odysei na bitach Jordana nagrał z Barto Kattem ironiczną, postmodernistyczną, progresywną płytę brzmiącą jak nadesłana z przyszłości spustoszonej przez grzyby bardziej niż w „The Last of Us”. O części spróbuję napisać, niczego z tego nie powinno się jednak przegapić.