Ty mówisz wakacje, ja mówię Trill Pem
Czego potrzebuje dobry wakacyjny album rapowy? Na pewno nie wersów, które zmieniają życie i przykuwają uwagę aż za bardzo. Obejdzie się bez basu z przedsionka piekieł i dziwnych dźwięków, z którymi balibyśmy się zostać sam na sam w domku na odludziu. Przydałaby się natomiast świeża, przebojowa produkcja, bezbłędna realizacja na więcej niż szkolne cztery, a do tego swobodny, równy raper. Dodajmy rozsądny czas trwania, ożywiających gości i… mamy to!
Wszystkie te kryteria spełnia „NOWOMOWA” Trill Pema, piąta płyta rapera z Radzionkowa. Od razu wiadomo, czemu została wydana w samym środku urlopowego zamieszania. Pierwszoplanową rolę odgrywają tu producenci, którzy prowadzą przez nostalgiczny, senny trap, afrotrapową dżunglę, rage beat z jerseyową wstawką, drill, reggaeton czy nawet klasyczny hip-hop (to na sam koniec). Jest kolorowo, dynamicznie, z uderzeniem. Jakby ktoś chciał przedstawić laikowi jedną płytą, co się teraz dzieje w rapie, albo po prostu potrzebował przekroju przez rytmy, to może być dobry wybór.
Jak nie prosta melodia syntetycznych dęciaków, to chwytliwy, kilkudźwiękowy motyw klawiszowy. Nie licząc sonicznej magmy w zduszonym „Berzerku”, dominują perkusje wyciągnięte naprzód z dużą liczbą clapów. Nie licząc skrzypiącego, nacierającego basem „South Side”, wszystko okazuje się raczej przystępne i to nie tylko dla fanów nowego rapu. A w tym wszystkim Trill, ze spokojem wynikającym z pewności siebie, ale bez szarpania cię za ucho celem pokazania, jaki to nie jest wyluzowany.
Może imponować wystudzenie tego flow do pary z głosem, który nie ucieka wysoko w miauczenia i skowyty, jest pod kontrolą. Nie ma tego, co najbardziej szkodzi takiemu repertuarowi – wrażenia obcowania z wykonawcą, który chce tak bardzo, że starłby swój album na papkę i nakarmił nim słuchaczy łyżeczką. Nie ma ścisku, sylaby mają oddech. Dla niektórych twórca może być za monotonny (na pierwszy rzut ucha, bo patentów ma całkiem sporo, choć czasem naprawdę długo trzyma się jednego), ale bardzo lubię to uczucie, że wchodzi na bit nie jak pchła, żeby sobie poskakać, a jak raper, żeby miarowo go rozwalcować, kłaść rymy na werble niczym kafelki. Robota ma być zrobiona, zadanie wykonane, podciągasz rękawy i pracujesz. Dobre, rzemieślnicze podejście podbite poczuciem rytmu i tą konieczną szczyptą bezczelności.
Trill Pem sprawdza się też jako nośnik melodii na zwrotkach i na refrenach. I to nie jest śpiewający MC, to jest właśnie śpiewne, dobrze dostosowane do utworów flow bez irytującego piania. Dostajemy partię niezapomnianych refrenów, i to różnorodnych, bo „Blok” i „0 to hero” są bardzo muzyczne, ale już „Jestem Trill” wykonane na pełnej blazie, stylowo zamamrotane. Takie „Elementy rapu” i „Zjazd” wydają się gdzieś pomiędzy. A w kolejce czeka jeszcze „Sqqrwiel”, gdzie pierwszoplanową rolę odgrywają dopowiedzi oraz prowadzący do refrenu bridge.
Tak jak Trill trafił z bitami (ze szczególnym wskazaniem na Worka, HUTa i Jezzy’ego C), tak trafił z gośćmi. Skupię się na tych, którzy zwrócili moją uwagę. Meggie bierze flow gospodarza, podbija go dwujęzyczną gadką. Pablo Novacci oddaje cały klimat małomiasteczkowego trapu sprzed dekady, bez którego Pema pewno by nie było. Gural koresponduje charyzmą, jest tą wartością dodaną, która zmienia dobry numer w przebój. Siles pokazuje, co znaczy połączyć mumble, kontrolę rytmu i dobrze napisane wersy.
No właśnie, wersy. Nic prostszego niż przybić raperowi ignorancję, seksizm i konsumpcjonizm, ale taka jest konwencja, bez dystansu ani rusz. A jeżeli już go złapiesz, do tego pogodzisz z tym, że przekaz dla tego typa, to żeby go nie fotografować, jak je, to można się cieszyć. Chociażby przechwałkami pokroju Shadowban, mam beef z Instagramem / przez to, że moje DM-y stały się Pornhubem (całe „Elementy rapu” pisane są sprytnie i z pomysłem) albo flexem / dripem / swagiem / szpanem /przewózką (niepotrzebne skreślić, zależnie od pokolenia) płynącym z wersów pokroju Buty fitują z podłogą aż parzy. Koniec płyty jest nieco poważniejszy, a że raper wcale na tym nie traci, jest szansa, że czeka nas ciekawa ewolucja. Póki co mamy najlepszą młodą ścieżkę (t)rapową do kanikuły od „Skanu myśli” Young Igiego.