Dostrzegając piękno w Rowie
Z rapem jak z nauką geometrii – to może być stara szkoła, nowa szkoła, ale jeżeli mówimy o lekcji z klasą, to muszą być linijki. Za dużo słów jest w tej muzyce, żeby się nimi nie bawić. Dlatego recenzje tak często przypominają poławianie wersów. Dobra puenta, szybkie skojarzenie, sprawna aluzja czy lekko wbita szpilka zawsze będą cenne w arsenale MC, mistrza ceremonii.
Oczywiście wiele narracji oklapnie, jeśli przekształcić je w szarady, wiele utworów wymaga, by trzymać się prostego, mówionego języka, ale tam, gdzie jest miejsce na żart, na wychwalanie swoich umiejętności, czy pojawia się bitewna chęć, żeby komuś dopiec, tam można się popisać. Z natężenia błyskotliwych gier słów zasłynęły Dwa Sławy (wciąż w formie), potem objawił się Młody Dzban, teraz najgorętszymi specjalistami od linijek wydają się panowie z ekipy Rów Babicze.
To twór enigmatyczny, twarze raperów są zasłonięte i każdy musi sobie ocenić, ile w tym pastiszu, ile szydery, ile relacji z naznaczonego używkami czy niepowodzeniami życia. Rów Babicze nie jest dla każdego – bez krzywdy można go określić jako wulgarny, knajacki, seksistowski, trudno o numer bez wzmianki o masturbacji i alkoholu, zaś głosy nie są ani zbyt wyraźne, ani specjalnie miłe dla ucha. Ale choć jest duża szansa, że Michał Rusinek nie zaczyna swojego dnia od Rowu, to znajdziemy więcej niż 69 powodów na językową sprawność chłopaków. Wyłuskam na zachętę dziesiątkę. Taką lżejszą, która nie powinna zranić zbyt wielu uczuć.
Jesteś zerem, chciałbym to odwrócić, nie potrafię / piję kawę, mleko rozlane, too latte
(z dopiero co opublikowanego utworu „Bułeczka z szyneczką”)
Atak na nie wiadomo kogo, nazywany także strzałem w powietrze, to jedna z podstawowych konstrukcji retorycznych w rapie. Sami zainteresowani chętnie by tu pewno podstawili wiele ksywek, więc po co się rozdrabniać i wymieniać tylko jedną. Logika podpowiada, że odwrócone zero daje zero. Zmysł językowy wyostrza się przy „to latte / too late”, bo to najlepsza gra słów w tym roku. Latte wiadomo, mleczny deser kawowy, a jak mleko się rozleje, to jest za późno. Fantastycznie wykombinowane.
Dzisiaj czuję się jak U zwykłe, wiesz co / otworzyłem się na ludzi, odkąd nie żyje pod kreską
(z utworu „Patokuropatwa”)
Punchline typograficzny, w który uzbrojony powinien być każdy nauczyciel tłumaczący pociechom U i Ó. I dwa bardzo różne, ale dopasowane do siebie związki frazeologiczne w drugim wersie. Koronkowa robota.
Dobry z niego był chłopak, a lubił zakręcić kołem / Mieli być bracia Hazard, a wyszli bracia Golec
(z utworu „Gar żuru”)
Twórcy opowiadają o hazardziście, kręcenie kołem to nic innego niż ruletka. Tu wszystko jest jasne, potem zaczyna się kombinowanie z wieloznacznością słów. Bracia Hazard to piłkarze – jeden z nich, Eden, pokazał, co znaczy błysnąć, dobrze się ustawić i nie przepracować. W Realu Madryt prościej było liczyć mu kilogramy niż bramki, był bowiem przykuty do ławki. W wieku 32 lat przeszedł na emeryturę. Być golcem znaczy niczego nie mieć, z kolei bracia Golec są twarzami przaśnego folkloru rodem z telewizyjnego sylwestra. To może być przy okazji prztyczek w stronę Bedoesa, który z obciachowymi góralami muzycznie współpracował. Rów Babicze chętnie takie rozdaje, zwłaszcza takim raperom.
Bonjour / opluł mnie żul / opluł mnie w brzuch
(z utworu „Paryż2021”)
Mógłbym tu napomknąć o kontekście, o zapatrzeniu naszego ulicznego rapu na scenę francuską i smutne utwory na samplach pianin i smyczków. Wspomnieć, jak żartownisie zmienili „Nie bój się zmiany na lepsze” WWO i Soundkail w „Nie bój się plamy na swetrze”. Ale zacytowana, cudownie abstrakcyjna fraza, podana znienacka, na „dzień dobry”, to jest 10/10 bez kontekstu. Mógłbym mieć to ustawione jako budzik, czytane głosem Rafała Trzaskowskiego.
Wychodzę nocą, to słońce przeprasza mnie za zajście
(z utworu „Raz na wozie”)
Tam jest jeszcze rym do „przespałem szansę”, ale wers doskonale radzi sobie samodzielnie, co też raczej bywa rzadkością niż regułą – we wszystkich rankingach linijek podaje się dublety. Mamy tu ingerencję w stały związek frazeologiczny, bo przeprasza się za najście. Mamy wykorzystaną wieloznaczność słowa „zajście”. I to ożywione, przepraszające słońce jest najsympatyczniejszym słońcem od czasu „Terere” zespołu T.
Ta panna jakaś niezdecydowana raczej / raz się żegna, raz wita jak Rafał pa cześć
(z utworu „Jeden c**j”)
Te wersy brzmią, jakby były na licencji Dwóch Sławów, bo to humor, który łodzianie lubią. Sedno żartu tkwi w tym, że „Rafał pa cześć” brzmi dokładnie jak „Rafał Pacześ”, najpopularniejszy komik według rankingu stand-uperów portalu standupedia.pl, i tak jakoś wyszło, że przy okazji łodzianin. Sporo występuje, więc się wita i żegna. Wszystko się zgadza, choć przy ludzkim niezdecydowaniu często nie jest do śmiechu.
Dobrze się bawię, przy tym bujam karki / sen na jawie, chociaż to nie branża IT
(z utworu „Biszkopcik”)
Branża Technologii Informacyjnej została przywołana, bo jawa to rzeczywistość, ale Java to język programowania. Razem z tym podanym w refrenie dowcipem idzie w parze szelest brody pocierającej o koszulkę Metalliki, ale to gra w kontekście, kiedy patrzysz na typów w kominiarkach i wyławiasz tę akurat frazę z fekalno-genitalnego otoczenia. O bujaniu karków w polskim rapie było nieraz, do aktywności związanej z tylną częścią szyi donGURALesko namawiał jeszcze w 2005 r. Dlaczego nie „bujam karkami”? Raperzy nie odmieniają przez przypadki, to przypadki odmieniają przez raperów. Sikam szampan, dawno nie robiłem biceps i tak dalej.
Jak lewy sierp uderzyła mi do głowy / ledwo z tego wyszedłem, o mały włos łonowy
(z utworu „Se ide”)
Związki frazeologiczne skaczą przez siebie z takim zapałem, że aż przypomniał mi się WF na korytarzach podstawówki. A na koniec jest jak z polskim rapem w październiku 2023, udało się miękko wylądować na łonie.
Rosół ma mrugać – czaisz ten kuchenny slang? / W międzyczasie pokrojonych warzyw dorzuć sobie garść / Cebulę, pora, natkę – byle nie za wiele / ty sprzedałeś na psach matkę, k…a, p…ony seler
(z utworu „Obiadek”)
Rosół mruga, bo ma oka – to pamiątka po staropolszczyźnie. Ale zostawmy go, bo ten niewinny raport z pitraszenia gotuje się nagle w ogniu prawilności, a seler staje się sellerem, czyli sprzedawcą, w dodatku matki. Sprzedać występuje w znaczeniu zadenuncjować, rzecz jasna. Co to jest za pomysł, jaki to jest zwrot akcji. Ktoś powie, że to wszystko suchary. Odpowiem, że to lembasy niezbędne w drodze do Krainy Cienia.
Syn Adama, Ewy / Ty żula i mewy
(z utworu „Szumy w deklu”)
W siedem słów i trzydzieści znaków z Biblii do Władysławowa. Chamsko, ale też plastycznie i abstrakcyjnie. I dobrze działa w kontekście, bo przecież w utworze nawet z refrenu szumi las, szumi morze, szumi dekiel.