Na półmetku. Najlepsze jak na razie polskie rapowe płyty 2022 roku

Jaki jest jak dotąd ten rok w rodzimym rapie? Irytujący, wręcz frustrujący w kontekście wydarzeń i całej tej autopromocyjnej żenady, ale stabilny fonograficznie – wystarczy nie patrzeć, co zieje z nagłówków, by móc się nim cieszyć. Brakuje płyt wielkich, tzw. instant classics, niemniej albumów interesujących, solidnych, dokumentujących progres wyszło dosyć, bym musiał się w dziesiątce ograniczyć do longplayów ze słowami – A Fuzz Supreme i Ambro Fiszoski (bardzo udane epki), Ryfa Ri z Panamą (nowa epka połączona z zeszłoroczną w album) czy Barto Katt (fantastyczne instrumentale) muszą mi zatem wybaczyć.

Nie ma tu płyt wydanych po 30 czerwca (stąd np. nieobecność Hansa z Folkiem). Nie bawiłem się również w obiektywizowanie, więc choć Miły ATZ, donGURALesko czy 1988 to z pewnością jakość i krążki więcej niż dobre, ze wszech miar zasługują na szacunek, to najwyraźniej nie przeżyłem ich wystarczająco mocno. Zresztą zestawienie nijak nie wyczerpuje listy danych premier. Nie takie było założenie, a tłumaczą się ponoć winni. Zatem już bez zwłoki, zaczynajmy.

10. Intruz, „Owoce grzechu”

Opolanin to palący wyrzut sumienia dla polskich decydentów, król rapowego patologicznego reportażu i współczesna odsłona pozytywistycznego nowelisty w skórze lokalnego chłopaczka zarazem. Nie wiem, na ile żołnierzowi Step Records starczy pasji i wspomnień, ale póki co starcza. „Owoce grzechu” mogłyby brzmieć lepiej, za to przynoszą postęp w kwestii spójności materiału i selekcji utworów. Wiele tu magnetyzuje, wręcz poraża, prawie nic już nie odstrasza.

9. Klarenz, „Wolne sondy”

Obok tej nowej szkoły jak weteran misji u harcerzy – sytuuje się na scenie rapowej Klarenz. Jego zaawansowane warsztatowo lamentacje stanowią kronikę osobistego rozczarowania, żali poubieranych w drwinę i sarkazm. Raper jest tak szczery, że aż jest to krępujące, ale u nikogo innego nie znajdziemy tyle znoju dorosłego życia. Gęsto tu od melodii i słów. Wachlarze świeżych styli rapowych i producenckich służą rozprawianiu o pracy, zmęczeniu, konsumpcji i wegetacji. Rzecz skrajnie autorska.

8. Koza, „Amok”

Koza zawsze umiał zrobić zamieszanie. Ale „Amok” to coś więcej niż efekciarskie połączenie Woody’ego Allena z młodym Eminemem. Choć zarzucenie pomostów między Memphis a starożytnym Rzymem, Atlantą a antycznymi Atenami wydawało się cyrkową sztuczką, to płyta nie jest wcale błazeńska, jest dobrze wykombinowana, bardzo dobrze napisana, a do tego świetnie wyprodukowana przez Jordana. To dla wszystkich niedowiarków przekonanych, że trap w 2022 r. niczym ich nie zaciekawi.

7. Meek, Oh Why?, „Offline”

Na scenie rapowej większość rzeczy jest zrobiona z myślą, że ma być tak gorące, żeby parzyć. Płyty pchają się na talerz i piszczą o widelec. Meek, Oh Why? wydaje się nie startować w tym wyścigu. To znaczy każdy jest pierwszy, żeby obwieszczać, że nie startuje, ale krakus rzeczywiście tak brzmi. „Offline” to dorosła, nienachalna, bardzo muzyczna płyta. Wystudzona, dogłębnie przemyślana, z ładnymi, nastrojowymi piosenkami, którym finezyjna produkcja ujmuje banału.

6. Kobik, „Zerodwana Boyz”

Że jak coś jest w polskim rapie świeże, to w takim razie musi być durne, niechlujne i bez własnych patentów? No to chyba nie słyszeliście Kobika. Na podstawie tego, kogo do numerów zaprasza i kogo produkuje, można by przygotowywać listy trendów. Słychać, że ktoś tu jest na bieżąco z muzyką, nie tylko tą nad Wisłą. I zawsze jest gotów pokazać, że w numerach liczą się melodie i refreny, ale nijak nie wyklucza się to z porządnym, błyskotliwym, starannym pisaniem. Mocna synteza globalnego z lokalnym.

5. Borixon, „Mixed Music Arts”

Nie do przecenienia jest ten luz, który kieleckiemu pionierowi z pierwszego rapowego pokolenia daje ogromne doświadczenie i prowadzenie kariery w pełnej zgodzie ze sobą. Twórca nie wyrzekł się klasycznego hip-hopu, ale też nigdy nie obraził na nowy. Jego styl lepi się do całego przekroju elektronicznych bitów, prostolinijne nie miesza się z prostackim i wszystko to składa się na płytę niezwykle lekką i przyjemną w słuchaniu. Nikt tu się na sukces nie napinał, sam przyszedł.

4. Dwa Sławy, „Z Archiwum X2”

Wcześniej rap był dla Dwóch Sławów testem na językową inteligencję, środkiem odmładzającym i platformą standupową. Konwencją, z której korzystali, z mnóstwem autoironii w zanadrzu. Teraz łódzki duet ma chyba mniej złudzeń i chęci udowadniania czegokolwiek, więcej lat, ale też rozumiejącego producenta. Mniej tu popisu, co nie oznacza, że mniej polotu. Na pewno więcej muzyki. Do żadnej płyty Sławów nie chciało się tak wracać bez skakania po utworach, żadna nie mówiła tyle o twórcach.

3. Zero, „Journal Des Savants”

Rozwiązując narracyjne węzły krakowskiego rapera, trafia się do Dargera, Burroughsa i Nervala, odkrywa Zontka, przypomina o Wölflim i Weyerze, zgłębia Popol Vuh. Do tego Zero nie odsyła ot tak, łączy referencje na osobistym gruncie, cementuje rapem, śpiewem i deklamacją. Twórca nauczył się podawać trudne treści prostym językiem – w rapie, który stara się być mądry jest zwykle odwrotnie. Ale ten album się nie stara. Po prostu mądry jest. I zyskuje z każdym przesłuchaniem.

2. Jerzyk Krzyżyk, „Serce”

Punkty odniesienia dla Jerzyka to Zdechły Osa i WaluśKraksaKryzys. Punkty zaczepiania dla Jerzyka to Ćpaj Stajl i Tektonika. Punkt zwrotny dla Jerzyka to producent Urbański, wyjadacz umiejący narwańca ukierunkować. Rezultatem jest łobuzerska bohema, gitarowy trap przygodowy, zblokowana wrażliwość. Dawno bardzo chwytliwe nie było tak wyraziste, krzywe nie było tak proste, zepsute tyle nie naprawiało. Krzyżyka na tym nie postawisz.

1.Maro, „Rejects”

Świat nie ma dla Marka Walaszka granic. Sztuka też ich nie ma. Nawet czas nie jest dla niego specjalnie ważny, bo na „Rejects” przeszłość splata się z teraźniejszością i przyszłością w wielu aspektach – od gościnnych występów po wizję. Ten popkulturowy mash-up nie robiłby takiego wrażenia, gdyby nie jakość wykonania (Maro to producent, ale też specjalista od realizacji, brzmienia i studyjnych rozwiązań), rozmach zrealizowanych założeń i wrażenie, że szara eminencja sceny bawi się, spełniając dziecięce marzenia. Więcej o płycie TUTAJ.

ZESTAW 20 UTWORÓW Z OPISYWANYCH ALBUMÓW: