Łona. Po pierwsze dla Sławów, po drugie nie dla pieniędzy

Powiedz mi, z kim współpracujesz, a powiem ci, kim jesteś? W takim razie Łona jest zdecydowanie kimś. A na pytanie, czy unika kolegów i koleżanek z branży, należy wstępnie odpowiedzieć – nie.

2021 nie był łaskawy zaszczycić nas nową płytą Adama „Łony” Zielińskiego. Cóż, nie ma większych powodów do narzekań, bo wydany w 2020 „Śpiewnik domowy” był tak naszpikowany sensami i aluzjami, że zasługuje, by do niego wracać z tęsknoty, choć to przecież tylko minialbum. Poza tym szczecinianin pod koniec zeszłego roku przypomniał o sobie zarówno w numerze z Mihaszim (wcześniej Michał Kisiel), gdzie z dużą dawką autoironii beształ pochopne oceny i stereotypy, jak i zwrotką szarżującą w pospolitym rapowym ruszeniu kierowanym przez VNM-a, gwiazdorsko i międzypokoleniowo obsadzonym „De Nekst Best mixtape vol.2”. W komedii omyłek opisał – spoiler alert – trudną sztukę palenia scenografii. Zapachniało rodzimą branżą filmową.

Ale jest też już numer tegoroczny! Opublikowanie listy utworów nowego krążka Dwóch Sławów stało się małym wydarzeniem, zwłaszcza w gronie 30+ – Gruby Mielzky, Bonson, JWP/BC, Bisz, zapomniane Polskie Karate (projekt jednej świetnej płyty stworzony przez Wygę z Afrontów i Igorillę z Mamy Selity na funkujących bitach Metro). Najbardziej czekano jednak na kawałek „Wstępnie nie” z gościnnym udziałem Łonsona. Dwa Sławy śmieją się równie często, co gorzko, a lista nawiązań jest tak długa, że przypomina egzamin z popkultury. To dla artysty ze Szczecina strefa komfortu. Można było też liczyć na utwór dobrze najodowany – jeden ze Sławów przeprowadził się do Gdyni, gdzie na pełnym luzie buja odkrycie ostatnich lat, kolektyw Undadasea. Ma w piosence przedstawiciela w postaci Persa.

„Wstępnie nie” nie zawiodło – ma groove właściwy Undzie (choć podrzucony przez Returnersów), gęstość charakterystyczną dla DS (i, co za tym idzie, jest wielorazowy) i przewrotność nagrań Łony. Ale przy okazji powróciła dyskusja, że ten Adam Bogumił Zieliński to sceniczny odludek, że dogrywa się rzadko, jakby swoich wersów strzegł jak skarby, a koledzy i koleżanki po fachu byli niegodni. Można tylko gdybać, skąd ten stereotyp. Być może jeszcze z czasów, gdy dogranie się komuś było o wiele trudniejsze, zwłaszcza dla szczecinianina, któremu daleko wszędzie poza Berlinem. Łony próżno szukać na długo decydujących o obliczach sceny składankach Volta, DJ-a 600 V – niby były bardzo warszawskie, ale katowicki Kaliber 44, białostocki PIH czy kieleckie Wzgórze Ya-Pa-3 jakoś trafiło. Łona nie nagrywał też z innymi przedstawicielami fali świetnych, zmieniających scenę debiutów Asfalt Records – nie ma numeru z Fiszem i O.S.T.R.-em.

(fotografie z oficjalnego profilu Łony i Webbera)

W izolacji Szczecina coś jest, bo kiedyś Projektanci, a potem Głowa PMM i Sobota wraz z połową miasta o zwrotki prosić się nie musieli. No dobra, to trochę po starej znajomości – Projektantów (wraz z Głową i Wężem zresztą) współtworzył Rymek, który wcześniej, jeszcze w latach 90., był z Łonsonem w stylowym, piekielnie niedocenionym zespole Wiele CT, a później długo podbijał erudycyjnego kompana na koncertach, awansując tym samym rolę hypemana na niespotykany wcześniej poziom. A reszta domniemań? Wizyt u Volta nie było, za to inny superproducent epoki (który właśnie wraca!), O$ka, ma z Adamem radosny utwór o złotej rybce, jeden z jego klasyków. Gdy zaczęła się ukazywać producencka seria „Kodex”, symboliczna zmiana warty podczas której 600V ustąpił miejsca wrocławskiemu duetowi WhiteHouse – Zieliński tam był i z właściwym sobie wdziękiem przypominał, że zawsze jest piękny dzień, by zadzwonić.

Łona zameldował się w all-starowym „Bez Granic” Pyskatego, wpisał w eklektyczne szaleństwa pana Mesa i w alkoholowe peregrynacje Te-Trisa, dwukrotnie przeciął szlak z piszącym krwią (i – stety bądź niestety – innymi wydzielinami również) Afrojaxem, spotkał się z Biszem, drugim etatowym intelektualistą sceny hiphopowej, na producenckiej płycie OERa. Poczekał, aż Vienio z Molesty dojrzeje, żeby pogadać z nim sobie o religii, znalazł czas na (dosłownie) parę bardzo wymownych słów autoparafrazy dla Taco Hemingwaya, zgłosił weto z Rahimem i Fokusem, pochylił się scenicznie nad taksówkarskim losem, wziął udział w artterapii w ośrodku w Babigoszczy, na czym bardzo skorzystał Jesz. Wystarczającym magnesem był dla niego kolorowy winyl JuNouMi, szansa wykonania socrealistycznego wiersza i dialogu z Agnieszką Osiecką, ale też składanka Hirka Wrony, gdzie wraz z łodzianką Lilu pokazał się chyba z najbardziej lirycznej strony w swojej karierze. Wygląda zatem na to, że Łona nie stroni, nie izoluje się ostentacyjnie. Współpracuje, trzeba umieć faceta tylko zaciekawić i wysmażyć naprawdę dobry podkład (o tym, jak Adam, przyzwyczajony do jakości producenckiej Webbera, potrafi kaprysić, krążą anegdoty). I tego polskiemu rapowi w nowym roku życzę. Żeby był wystarczająco frapujący dla Łony. Z resztą sobie poradzimy.

A na deser jeszcze playlista. Łona gościnnie x 30.