Kochajmy się! Dwanaście jęknięć Soulpete’a

To o lubelaku, co to żadnemu samplowi nie przepuści i wcale raperów nie potrzebuje. Oto „Porn fiction” bez fikcji.

Piotr „Soulpete” Gędek nie musi być przedstawiany w publikacjach adresowanych do hiphopowych odbiorców. Przez 15 lat dotychczasowej producenckiej aktywności okazał się irytująco bezbłędny. Szybko dał też znać, że interesuje go działalność niezależna, a jego ambicje są ponadlokalne – na pełnowymiarowym debiucie z 2014 r. nie było żadnego polskiego rapera, za to znalazło się parę sław z amerykańskiego undergroundu. Choć Piotr pochodzi z Lublina, gdzie nigdy nie było prężnej rapowej sceny i profesjonalnej wydawniczej infrastruktury, więc kontakty nawiązywało się trudniej, to nie przeszkodziło mu później w dopięciu współprac z artystami z samego rodzimego szczytu – O.S.T.R.-em czy Quebonafide. BonSoulem – duetem tworzonym ze szczecińskim raperem Bonsonem – zainteresował się Asfalt Records, a Almost Famous – to BonSoul z dodatkiem Laikike1’a i gtarowych brzmień – Def Jam.

Soulpete nie lubi się nudzić. Choć szkoła Nowego Jorku i Detroit pchnęła go ku ciętym samplom, wyrazistym bębnom oraz estetyce lo-fi i właśnie takie brzmienia zapewniły my seryjne wygrane w corocznych plebiscytach rapowych społeczności, potrafił odbić do elektroniki albo w większą abstrakcję. Nigdy za to nie interesowała go droga Atutowego i Lanka, rola nadwornego producenta dużych oficyn. Stawał chętnie za raperami dobrymi, choć na większą skalę niedocenionymi (Te-Tris, Erking, Laikike1, Karwel), remiksował, kombinował. Właśnie wydał „Porn fiction”, następcę „Noir fiction”, a więc krótkiej, przede wszystkim instrumentalnej, mocno skonceptualizowanej formy.

Porno w walentynki? Pachnie mało dojrzałą, grubymi nićmi szytą przekorą. Przekora, owszem, jest, ale służy czemu innemu, niż można by początkowo sądzić. Królowa miękkiej erotyki Marsha Jordan, od której swój tytuł wzięła chyba najbardziej zapamiętywalna kompozycja na albumie (ten świdrujący sampel nasuwający ma myśl theremin jest niesamowity), powiedziała kiedyś o twardym porno: „Widziałem trochę zapowiedzi i to jak film medyczny, nic nie jest pozostawione wyobraźni”. I polskiemu producentowi przyświeca ta myśl – żadna testosteronowa ścieżka dźwiękowa do pracy tłoka, a twórczość wolna, oleista, „rozwzdychana”, niemal magiczna. Pezet ma w dyskografii „Muzykę klasyczną” i „Muzykę poważną”, Zeus „Muzykę ofensywną”, Dwa Sławy „Muzykę kozacką”, a to jest… Muzyka parująca. Żadna tam bezsenność na Reeperbahn, raczej sen nocy letniej. I to czujny, bo numery potrafią zepsuć bachanalia, a my czujemy się, jakby namiętność miała swój mroczny rewers.

„Noir fiction” za pomocą strzępków dialogów opowiadało historię. Tym razem odbiorca nie musi układać sobie w głowie liniowej fabuły z puzzli. Erotyka to nie kryminał, liczy się klimat. To na niego postawił producent, grzebiąc w ścieżkach dźwiękowych filmów klasy B. Praca była ciężka, na sto odsłuchanych utworów przypadała jedna przystająca do przedsięwzięcia próbka. Z tytułów mrugają Sylvia Kristel (niezapomniana dla całego pokolenia odtwórczyni roli Emanuelle, która niestety 10 lat temu przegrała walkę z nowotworem), Marianne Dupont, Ric Lutze bądź Angela Carnon, ludzie przeżywający okres największego aktorskiego prosperity w latach 70. To złota era funku, dobry czas dla soulu i w tym nie ma przypadku, oj nie.

– Połączyłem tu swoją wrażliwość Madlibowską z brudem Alchemista – przyznaje sam Piotr, choć jak to u niego, nigdy nie wiesz, ile w tym ironii. W kontekście tego, co słyszymy, brzmi to sensownie ze względu na to, że to muzyka z jednej strony instynktowna, z drugiej klaustrofobiczna. A co więcej, te odniesienia jasno pokazują, że to nie jest żadna twórczość ze skansenu. I Madliba, i Ala sporo było w muzycznych rankingach i podsumowaniach 2021 r.

– Nie ma w tym klucza czy też stałej, niezmiennej. Kilka lat temu ciąłem na potęgę soulowe utwory, aż z czasem zacząłem dostrzegać „magię” w tych mniej oczywistych i czasem dziwacznych dźwiękach. Może dlatego, że z każdym rokiem robię się większym dziadem i bardziej przemawia do mnie jazz i smutny blues. A tak już poważniej, to chodzi o obraz, jaki tworzę sobie w głowie PRZED wydaniem płyty. W przypadku „Noir Fiction” widziałem tam historię kryminalną połączoną z romansem, ale bez happy endu. Dlatego mroczny klimat łączy się z lekką nostalgią. „Porn Fiction” z założenia miało być duszne, bębny powoli sunąć, a sample masować głowę, ale też nieść ze sobą jakiś niepokój. Dlatego ciężko wyobrazić sobie tutaj sample, jakie możesz spotkać na BonSoulu czy Almost Famous. Nie trzymam się jednego gatunku i jednej stylistyki, dlatego wybór sampli zależy od klimatu i mojego nastawiania. Jednego dnia dany utwór może być mi zupełnie obojętny, a za miesiąc usłyszę w nim dźwięki, które chcę wykorzystać, a których nie dostrzegałem wcześniej – wyjaśnia w dłuższej wypowiedzi Soulpete.

Odpowiedź ma na wszystko, a ta na pytanie o to, czemu nie nazwał płyty „Erotic fiction”, jest do tego zabawna. Mówi, że wtedy musiałby zaprosić tylko Ero (członek JWP/BC i autor „Eroizmu”, jednej z najlepszych hiphopowych płyt 2021), co zresztą planuje, ale jeszcze nie teraz. Tym razem namówił do kooperacji Bryndala, Barto Katta, Miłego ATZ i DJ-a Te. „Gary Graver”, jedyny wokalny numer, jest w porządku. Bryndal gra wieloznacznościami słów, Barto specyficznym humorem, Miły łączy popkulturowe kropki i tworzy nieoczywiste odniesienia. Na tym albumie wolałbym nie mieć jednak nikogo z nich, łącznie ze skreczującym komercyjne r’n’b didżejem. Dlaczego? Bo to jak pokazanie potwora w filmie grozy. Jak mówiła Marsha Jordan – swoją drogą wnuczka pastora dorastająca we wspólnocie duchownej na południu Stanów i postać widoczna w kadrze ilustrującym ten tekst – pewne rzeczy lepiej pozostawić wyobraźni.

Ten potwór na koniec to celowo. Kto odczytał pierwsze litery tytułów czterech ostatnich utworów, ten może się domyśleć, że to filmy grozy będą punktem wyjścia dla kolejnej „fikcji”. Kryminał z erotyką łączy romans, co wskazał nam sam autor. Od obydwu do horroru czasem zaledwie krok – pokazuje to lista dokonań pań i panów ujętych w tytułach „Porn Fiction”, często łączących w swojej pracy obydwie estetyki. Być może więc bohaterowie tej części jeszcze wrócą z cytowanymi kwestiami o nieco innej naturze. Soulpete zdążył na walentynki, czy zdąży na Halloween?

To się okaże, tymczasem album kupisz TUTAJ, a odsłuchasz poniżej.