Rapuj z sąsiadką. Dana, Luna i alyona alyona stanęły na wysokości zadań

„Polska i Ukraina są sąsiednimi krajami i oba należą do grupy słowiańskiej – języki są podobne, tradycje i obyczaje również. Poszukując w nich muzycznych inspiracji, można zauważyć wiele zaskakujących podobieństw, ale także różnic – które wpływają na odrębność kultur i ich wyjątkowość. To znajdziemy w piosenkach DAGADANY, która przyczynia się do zacierania granic i budowania mostów w obu tych narodach (gdzie jak wiadomo, relacje pomiędzy krajami bywały różne i dynamiczne)” – czytam w biografii zespołu od początku łączącego etno, jazz, elektronikę, ale też nieobawiającego się odrobiny funky.

DAGADANA to obecnie kwartet, wcześniej był tercetem, natomiast – jak sama nazwa wskazuje – sednem są dwie kobiety: poznanianka Daga i lwowianka Dana (zdjęcie otwierające publikację jest autorstwa Dominiki Dyki). Ta pierwsza od początku śpiewała po polsku i obsługiwała elektronikę, druga to wokalistka (posługująca się ukraińskim, choć z czasem coraz językowo śmielsza) i pianistka. „Oddychamy tym samym powietrzem mimo tego, że urodziliśmy się gdzie indziej. Jesteśmy na tyle zżyte, że wiemy, co i kiedy która myśli. Ja wiem, kiedy ona jest zdenerwowana, czego nie wolno jej zabronić, gdzie należy ją naprostować. Ona czuje, że zaraz krzyknę, i umie zareagować” – mówiła mi w wywiadzie Daga, a właściwie Dagmara Gregorowicz. Szans na poznanie się na wylot artystki miały całe mnóstwo. Po premierze płyty „Maleńka” z 2010 r. (dwa lata po niezależnej epce „Wygadana”) tercet DAGADANA z etnojazzowej ciekawostki stał się muzycznym odkryciem, głośno komplementowanym przez Gabę Kulkę, Karima Matusewicza czy Adama Nowaka, sporo nagrywającym, jeszcze więcej koncertującym.

Gdzie tu rap? Na „Maleńkiej” właśnie. W utworze „Dagadana” miarowo (i klubowo) biją tłuste bębny, plami klawisz, szarpie bas, miękki bit rozdziera dęciak. Na to wszystko wpada Afrojax z właściwym sobie wisielczo-niestosownym poczuciem humoru i głośnym „elo”. Za pomocą wersów pokroju „Nie mam szans, ale mam kaca i ból głowy / nie biję rekordów, ale ciebie mogę pobić” realizuje obietnicę: „nie zachowam milczenia, zachowam się podle”. Gospodynie ograniczają się do powtarzanego jak w transie, zmysłowego refrenu, ale na płycie Afro Kolektywu „Połącz Kropki” (2008) Dana była bardziej rozgadana. Nic dziwnego, rymowała o Lwowie, i to w zastępstwie samego Łony.

AFROJAX: – Na debiut Dany i Dagi napisałem zwrotkę niejako siłą rzeczy, bo dzieliliśmy w tym czasie stanowisko i menedżera (Dagmara) i producenta (Remek). Siłą rzeczy wykonałem nawet tę zwrotkę na koncercie DAGADANY w Trójce – poza czasem antenowym co prawda – powiewając genitaliami przed nosem innego gościa koncertu, Adama Nowaka z Raz Dwa Trzy. Rewizyta Danki miała miejsca natomiast dlatego, że Łona mimo gorących zapewnień o wysiłkach nie nagrał szesnastki (zwrotka rapowa ma zwyczajowo 16 wersów – przyp. MF) o swoim mieście do planowanego „Warschau Breslau Stettin” i Danka uratowała nam dupę w ostatniej chwili, pisząc na kolanie i wykonując impresję o Lwowie; kawałek tym samym przemutował w „Warschau Breslau Lemberg”. Byłem jej, znaczy Dany, fanem już wcześniej, po owej kontrybucji stałem się niemal psychofanem. Nikt tak nie śpiewa jak ona.

I nikt nie rapuje jak alyona alyona, 30-latka z ukraińskiej prowincji, bazarowa sprzedawczyni, sprzątaczka i przedszkolanka, kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi i której bać się należy, gdy chwyta za mikrofon. „Włączyliśmy jej kawałek i już po kilku pierwszych wersach wiedzieliśmy, że musimy ją mieć na naszej płycie. To, skąd była, nie miało tu nic do rzeczy. Jej techniczne umiejętności, osobowość, naturalność sprawiły, że zakochaliśmy się w tym, co robi” – mówił mi Szogun, który wraz z Bartoszem Tkaczem i Tym Typem Mesem dopięli swego, choć kosztowało ich to rok intensywnych starań. Na żeniącym awangardę z nową szkołą rapu projekcie Biały Tunel z 2020 r. znajdziemy utwór „Ostatni raz”, w którym Ukrainka daje popis rapowego flow. Niebanalny tekst z wierszami wychodzącymi z pól, setkami pożegnań i tysiącami prawd w sercu kłamstwa zdradza pozarapowe ambicje. I alyona rzeczywiście takie ma, zarówno w kwestii liryki, jak i prozy.

Kiedy w 2021 r. Wdowa, Ryfa Ri i Rena organizowały pospolite ruszenie rapujących dziewczyn w kawałku „Cypher”, zagraniczna artystka nie odmówiła i – jak słyszę od pierwszej z dziewczyn – nie wiązało się z to z żadną organizacyjną gehenną. WRR nagrało pilota utworu, Ryfa koordynowała proces nagrywania i voilà, jest. Pani Savranenko okazuje się rozpędzona, rozsierdzona, idealna pod względem rytmicznym (czego o wszystkich występujących w utworze Polkach powiedzieć niestety nie można). A tekst? WRR uruchomiło kontakty, żeby zapoznać się z jego tłumaczeniem. Jest o walce, o jedności, o pseudoznawcach i tym, że rap będzie wiecznie żywy. Klasyka.

Pisarz i muzyk Konstanty Usenko szanuję alyonę alyonę za pracę z młodzieżą, bezpretensjonalną twórczość i posługiwanie się językiem ukraińskim (w odróżnieniu od np. Gribów, do których na chwilę wrócimy), Mes za to, że „dodaje sił dziewczynom z innego kanonu piękna niż „siłownia/instagram”, a Dana Vynnytska za potrzebny Ukrainie „łyk świeżego powietrza”, na każdym polu kultury pompowanego jej zdaniem właśnie przez kobiety. Ja dodam do zasadnej listy zalet jeszcze jedną – wszechstronność.

Twórczyni zaangażowana, nieraz poetycka, pasowałaby bardziej do hip-hopu świadomego i alternatywnego. Tymczasem na płycie alyony, wydanym przez polski oddział Def Jam krążku „Galas”, melduje się Żabson – raper celebryta, modniś i hedonista. I utwór „Dym” gra. Sprawdza się pomysł, bit, krzyczany styl od połowy zwrotki Żaby. Raper zbiera pochwały Polaków, sąsiedzi się rewanżują. „Zajebista muza, nie znałem tego Żabsona. Po prostu wyjebał tu ze swoim rapcorem. Generalnie dobry kierunek, że ukraińscy muzycy zaczęli robić featy (skrót od „featuringi”, chodzi o gościnne występy – przyp. MF) z polskimi, zwłaszcza teraz raperzy – i to najlepszy kawał so far wśród wszystkich ukraińsko-polskich tracków. Pozdro z Kijowa, Polacy” – czytam nie bez satysfakcji w jednym z popularniejszych komentarzy.

I te rzeczy się dzieją naprawdę tu – spójrzmy tylko na zaanonsowany uprzednio przez Def Jam remix utworu „Góry”. Z jednej strony Kalush, grupa z Iwano-Frankiwska (jak opisywane wcześniej Hryndżoły), i współpracująca z nią już wcześniej alyona alyona, z drugiej – nasi najlepiej radzący sobie z melodiami raperzy: odruchowo wyprzedzający trendy Gedz i Skip, reprezentant młodego, choć już zasłużonego dla świeżego, rodzimego r’n’b duetu Miętha.

– Miałem tylko zinterpretować refren po polsku. Po usłyszeniu numeru refren sam się napisał, a ja niedługo później już dogrywałem wokale – wspomina Skip. Nastrojowy, folkujący numer nie brzmi jak kolejne odfajkowane zlecenie, zgrabnie prowadzi „od nagłówków po didaskalia, od narodzin po epitafia” i może szkoda, że Kalush przegrał z Aliną Pash (swoją drogą, fantastyczną) bój o tegoroczną Eurowizję. Chociaż w obecnej sytuacji konkurs nie ma żadnego znaczenia.

Znaczenie – zwłaszcza w kontekście demografii – ma co innego. Połączenie ukraińsko-polskie to dobry pomysł z ogromnym potencjałem marketingowym. Współpraca trapera (nie chodzi rzecz jasna o myślistwo, ale o trap – młody, popowy rap z dużą ilością synkop, brzmień z Rolanda TR-808 i podśpiewywania modulowanego filtrem autotune) White’a 2115 z electropopową wokalistką Luną to zderzenie milionowych wyświetleń i kilkusettysięcznej rzeszy obserwujących po obu stronach. Za kooperacją stoi trzeci na świecie producent sportowych ciuchów i butów, muzykę przygotował Magiera, producent od 20 lat królujący na polskiej scenie hiphopowej, na teledysk świetnie się patrzy. Lata 80. płynnie łączą się z 90., krzyczano-łkana nawijka Polaka z sennym, eterycznym wokale Ukrainki. To działa.

Chciałem na koniec pofantazjować np. o tym, jak fajnie byłoby usłyszeć (i popularne w Polsce!) Griby z kimś od nas. „To największe do tej pory zwycięstwo radosnej wiksy i stylowego dresiarstwa rodem z Anglii nad brudną geopolityką” – pisał o kijowskiej grupie Usenko. Chociaż Griby to przeszłosć, nowe wcielenie nazywa się Grebz, to i tak łobuzerski bass mógłby zabrzmieć świetnie np. z Mordor Muzik albo Lowpassem. A tak zostaje tylko wykonany przez Szenastego i Pavulo remix hitowego (przekroczone 250 mln wyświetleń) „Tayet Lod” na kanale wytwórni Quebonafide, QueQuality.

Nie wypada jednak tak kończyć, zwłaszcza gdy Luna, która w połowie grudnia dziękowała jeszcze ludziom w Moskwie za gorące przyjęcie, pisze na swoim Facebooku: „Głównym celem świrów jest zniszczenie komunikacji między nami. Wróg boi się naszej jedności i rozumie, że przegrywa również wojnę informacyjną. Będziemy stawiać opór i zwyciężymy, bo łączą nas nie telefony i telewizja, ale niewidzialna nić prawdy i chęć życia na naszej rodzimej ziemi! Chwała Ukrainie!”; gdy alyona alyona cztery dni po rosyjskim ataku postuje o Rosji mordującej kobiety i dzieci, niszczącej historyczną spuściznę i donosi, że jej ludzie zajęci są obroną i dementowaniem propagandy, prosi zarazem o humanitarną i militarną pomoc. Wpisując alyona alyona bądź Kalush w wyszukiwarce YouTube, zamiast zachęcającego obrazka wyskoczy informacja, że kiedy ty sobie oglądasz, ludzie giną. DAGADANA zlicytowała swojego jedynego Fryderyka. Są rzeczy ważniejsze od muzyki.