Eskaubei: Możemy zachować wewnętrzną i zewnętrzną autonomię (wywiad)

Eskaubei to nie tylko nestor podkarpackiej sceny hiphopowej, ale również nasz odpowiednik Guru, główny architekt zbliżenia środowiska rapowego z jazzowym. Niedawno wydał wespół z Tomek Nowak Quartet płytę „Tyrmand to Jazz”, jest też zaangażowany we wsparcie dla napadniętego sąsiada. Rozmawiamy o tym, jak to jest gadać i myśleć Leopoldem w obecnych jazzach, patrzeć na Ukrainę z perspektywy nieodległego Rzeszowa. Odnosimy się również do Fryderyków.

„Tyrmand to jazz” znalazł się w pierwszej piątce winylowego zestawienia sprzedażowego. Zaraz gracie na Erze Jazzu w Poznaniu. Widzę, że projekt z Piotrem Lemańczykiem jest w drodze. Nic, tylko Ci gratulować, gdyby nie szkopuł – przewartościowująca wszystko wojna, w mieście tak bliskim granicy z Ukrainą pewno szczególnie odczuwalna.
BARTŁOMIEJ „ESKAUBEI” SKUBISZ: Rzeczywiście nie chcę i nie mam prawa narzekać na sprawy zawodowe. Wiele udało się zrobić, uwzględniając również czas pandemii, choć funkcjonowanie na scenie i aktywne koncertowanie jest coraz trudniejsze. Odbiór winyla „Tyrmand to Jazz” dał mi dużą satysfakcję, podobnie sam fakt ukazana się płyty pod szyldem wydawnictwa JuNouMi. Świetnie współpracuje mi się z jego szefem Grohem. Dało nam to możliwość dotarcia do nowej grupy słuchaczy.

Z Piotrem Lemańczykiem nagraliśmy już w zasadzie dwie płyty. Jedna jest akustyczna, nazywa się „Late Night Poems 2”, i powstała z udziałem Michała Szkila, Tomka Nowaka i Dawida Fortuny. Ostatnio zajmowała nas Skubisz / Lemańczyk Cooperation – elektryczny skład bez instrumentu harmonicznego. Kompozycje Piotra na sześciostrunową gitarę basową plus często przetworzona trąbka Tomka Nowaka i bębny Grzegorza Pałki. Nie potrafię sklasyfikować tego, co nagraliśmy, ale jest to coś dobrego i coś innego. Oba albumy powinny ukazać się w tym roku. W tym momencie jestem sobie w stanie to wyobrazić, jeszcze dwa tygodnie temu – nie.

Pewnie jak większość z nas przez wojnę chodziłem przez wiele dni do tyłu i wszystkie sprawy wydawały mi się błahe. Rzeczywiście z Rzeszowa nie mamy daleko na Ukrainę, ci ludzie żyli wśród nas, a teraz będą żyć w jeszcze większym wymiarze. Zdarzyło mi się spędzić trzy wieczory na granicy i pomogło mi to uświadomić sobie skalę tego wszystkiego. Jestem zbudowany zaangażowaniem w pomoc wielu moich przyjaciół i znajomych. Z drugiej strony samoloty non stop latają nad Rzeszowem, który stał się nagle centrum logistycznym i strategicznym. Tysiące amerykańskich żołnierzy, baterie rakiet rozstawione na lotnisku w Jasionce. Dziwny, ciężki czas, który nie pozostaje bez wpływu na mental i samopoczucie.

I na ten dziwny, ciężki czas zaleciłbyś pochylenie się nad Tyrmandem? Proceente, jeden z twoich gości, dwa lata temu za pomocą Leopolda zarzucił pomost między Polską stalinowską a pisowską. Teraz trzeba by chyba szukać nieco innych analogii. Na pewno współczesnych Merynosów nie brakuje, za to Edwinów Kolanko i Jakubów Wirusów jakoś mniej.
Zdecydowanie mniej. Choć kolejne przykłady pokazują, że rzetelne dziennikarstwo nadal ma sens i może mieć wpływ na rzeczywistość. Mnie, abstrahując od ewoluujących poglądów Tyrmanda czy prób zawłaszczania go przez różne środowiska, fascynuje przede wszystkim jego nieugięta, konsekwentna, nieoportunistyczna postawa życiowa. Nie przez przypadek doszukujemy się w Edwinie Kolanko alter ego Tyrmanda. Kiedy się prześledzi jego życiorys, szczególnie ten wojenny i powojenny, spędzony w stalinowskiej Polsce, może on dawać pewne wskazówki do życia w czasach teraźniejszych. Każdy może próbować prowadzić swój mały sabotaż, pomagać na miarę możliwości czy zachowywać wewnętrzną i zewnętrzną autonomię.

Jak przygotowywaliście się do tej płyty? Słychać, że z jednej strony starasz się Tyrmanda opowiedzieć, oprowadzić po jego twórczości, a z drugiej spojrzeć jego oczami, założyć jego buty. Domyślam się, że dorobek i biografię znasz na wyrywki, ale tu do treści trzeba jeszcze dobrać adekwatną muzykę.
To jest właśnie ciekawa kwestia. Starałem się opowiedzieć kolegom z zespołu treść wybranych książek Tyrmanda, obrazowo i emocjonalnie oddać ich klimat. Każdy z nich, niezależnie od siebie, choć ze wzajemną pomocą, skomponował jeden utwór i na próbie okazało się, że jakimś przedziwnym trafem logicznie pasują do konkretnych książek. W „Gdzie jest Zły?” mamy echa podwórkowego walczyka, w „Filipie” absurdalną beztroskę przecinającą się z częścią przywodzącą na myśl bombardowanie, w „Nic na pewno” melancholię i klimat powojennego Darłowa, a w „Dzienniku” pewną duszność i mrok. Za to niezwykle cenię Kubę Płużka, Alana Wykpisza, Tomka Nowaka i Maksymiliana Olszewskiego. Są znakomici w swoim fachu. Oczywiście wszystko to zagrało z tekstem, cutami Krime-a i świetnymi występami gości. To się po prostu stało.

Autorem oprawy graficznej jest Kamil „Jakuza” Jaczyński, dobrze znany w branży rapowej specjalista od PR i marketingu

Jak ci się podobają tegoroczne jazzowe i rapowe nominacje dla Fryderyków? I do której kategorii byś waszą płytę zgłosił? Niby tytuł odpowiada na to pytanie, niemniej to wcale nie jest takie oczywiste.
Przyznam szczerze, że nie mam zamiaru oceniać tych nominacji, ponieważ nie przykładam do nich większej wagi. Cieszę się z docenienia świetnej płyty Szczyla! Z tego, co pamiętam, tylko dwie pierwsze nasze płyty były zgłaszane do Fryderyków. Przywykłem do tego, że w zasadzie nie ma dla mnie kategorii ani w hip-hopie, ani w jazzie. Obecnie, patrząc na ostatnie rzeczy, które nagrywam, widziałbym się chyba w kategorii „Piosenka poetycka i literacka”, ale czy coś, co nie jest zaśpiewane, tylko powiedziane, można nazwać piosenką? Przyjąłem, że moją karmą jest funkcjonowanie gdzieś na obrzeżach gatunków. Wydaję mi się też, że z powodu otwierania się na spoken word i poezję oraz moich wewnętrznych rozterek konsekwentnie schodzę w coraz większą (mniejszą?) niszę. Tak to teraz czuję. Zazwyczaj współpracuję też ze wspaniałymi muzykami, ale tymi pozostającymi trochę w cieniu. Taki mamy klimat. Slow grind.

Ostatnie miesiące to wiele współprac rapowych Kuby Więcka. Czarnemu HiFi udało się domknąć numer z Mikołajem Trzaską. Myślisz, że ludzie jazzu rozumieją się z ludźmi rapu coraz lepiej i że odegrałeś w tym swoją rolę? A może po prostu podziały gatunkowe nie mają jakiegokolwiek sensu?
Z mojej perspektywy, kiedy tylko zacząłem współpracować z jazzmanami, od razu poczułem zrozumienie i brak dzielenia na kategorie. Traktowali mnie jak jednego z nich, a hip-hop zdawali się rozumieć często lepiej niż sami hiphopowcy, głównie dzięki świadomości korzeni, backgroundu itd. Cieszę się, że międzygatunkowych połączeń jest coraz więcej. Myślę, że każdy podejmujący taką współpracę ma ku temu swoje przesłanki. Faktem jest jednak, że szczególnie nasz pierwszy album Eskaubei & Tomek Nowak Quartet, „Będzie Dobrze”, wydany w 2015 r. przez For Tune, oraz konsekwentna praca koncertowa i fonograficzna pokazały, że ma to sens, być może przypomniały ludziom o tego typu fuzjach. Ja już wsiąkłem w to kompletnie. Pracuję co prawda z Krime-m i Bolanem nad hiphopową epką, ale ostatnie lata to koncertowe projekty z Agą Zaryan, Michałem Urbaniakiem czy Bernardem Maseli oraz sporo nagrań z Tomkiem Nowakiem, Piotrem Lemańczykiem czy Vitoldem Rekiem, no i oczywiście z EiTNQ. Bez fałszywej skromności uważam, że jestem głównym inicjatorem i uczestnikiem tego typu działań na polskiej scenie i chyba właśnie z tym chciałbym być kojarzony.

Do 20 marca (godz.17) można licytować „Tyrmand to Jazz” w ramach akcji „Winyl dla Ukrainy”. 8 kwietnia Eskaubei i Tomek Nowak Quartet wystąpią w poznańskim CK Zamek w ramach cyklu Era Jazzu. Dochód z biletów-cegiełek przeznaczony będzie na ukraińskie potrzeby. Zdjęcie otwierające publikację wykonał Patryk Kaflowski.