Gdzie dwa zdania, tam trzech raperów

Górny, Czajkowski i Graniecki razem to dla fanów polskiego rapu jak Carreras, Domingo i Pavarotti dla miłośników opery. Ich wspólny numer (promujący zbliżający się album „Mowa ciemna” tego pierwszego) stanowi dobry pretekst, by przyjrzeć się, czy rodzimi nawijacze mają coś z muszkieterów i dobrze radzą sobie we trzech. Ale zaczniemy oczywiście od wymienionych na wstępie (cała playlista zebrana jest pod tekstem).

donGURALesko x Ero x Tede – „W imię zasad”

W latach 90. popłynąć na bicie umiało z pięć osób. Tede i Gural byli wśród nich i to niebywałe, że wciąż utrzymują się na szczycie fali. Ero jest w rapowej grze trochę krócej, płyt ma mniej od kolegów, za to gościnnych występów jeszcze więcej. Jego rapowy prime trwa. „Przypomnę tylko, że panowie razem mają ponad 128 lat, a mimo to jest świeżo” – komentuje pod teledyskiem internauta i ma rację. Style znamy na pamięć, po tytule spodziewamy się festiwalu nawiązań do filmu Pasikowskiego, niby nic nowego, ale werwy jest po czubek nosa, podczas gdy młodzi puchną od blazy jeszcze przed debiutem. „Wchodzę taranem, baranem, Las Vegas Paranem” – zaczyna Gural. Kluczy do miast jego kompanii nie brakuje.

Eis x Pezet x Ten Typ Mes – „W szponach melanżu”

Kiedy ukazywało się „Gdzie jest Eis?”, żadna szkoła nie była w polskim rapie nowsza. Ba, na tym tle żadna nawet nie wydawała się nowa. Warszawski MC miał nie tylko inny styl, inne poczucie rytmu, on miał również zupełnie inną mentalność. Na ten niezatrzymywalny bit zaprosił Mesa, wówczas najbardziej przebojowego z młodych i Pezeta – mistrza stolicy w bezczelnym napiętrzaniu rymu. Tak brzmiała przyszłość, trójka raperów mogła pomachać przez okno znikającym w oddali ekspertom od dukania prawd objawionych pod skrzypce i pianina.

Janusz Walczuk x Szymi Szyms x Hodak – „Pierwszy raz”

Spotykają się tu przedstawiciele trzech największych sił w kwestii pchania młodego polskiego rapu w eter – SBM Labelu, QueQuality i Def Jam Poland. I jest to spotkanie poniekąd wymuszone, bo w ramach akcji wyszukiwania talentów Popkiller Młode Wilki. To jednak nie brzmi jak z targu nawijających niewolników – brzmi miękko (St. Elmo!), krągło, spójnie i nieprawdopodobnie nostalgicznie jak na tak młodych chłopaków. Po premierze dziwiłem się, że nie anektowano piosenki na ścieżkę dźwiękową jakiejś komedii romantycznej. W sumie nadal się dziwię.

Mata x Quebonafide x Malik Montana – „Papuga”

Trzy dni temu gruchnął news, że Malik Montana zdetronizował młodego Matczaka pod kątem miesięcznych wyświetleń na Spotify. Panowie mają ich wspólnie ponad 4 mln, a doliczając alter ego Maty, czyli Skute Bobo – prawie 5. Jeżeli z tą dwójką nagrywa Quebo, to wiadomo, że każdy młody księgowy w tym kraju musi czuć podniecenie. A jaki ich jest ich wspólny numer? Wyrazisty w każdym wejściu, z odpowiednio barwnym i szalonym wideoklipem, żeby rozprzestrzeniać się wirusowo. Niczego innego nie trzeba o „Papudze” wiedzieć.

Quebonafide x Kuban x Kuba Knap – „Żadnych zmartwień”

„Czegoś takiego nie grano nigdy” – pada na początku utworu. Mamy tu wizytówkę cloud rapu, w sam raz do powstawania z popiołów na zejściu, nie do opętańczego bujania łbem na koncercie. Gęste gitarowe mgły unoszące się nad bijącą w pogrzebowym tempie, zupełnie drugoplanową perkusją rozwiewa nieco Kuba Knap. On nie zrobił pierwszego miliona i nie pachnie Paco Rabanne jak Quebonafide, nie jest w swojej strefie komfortu jak Kuban, wpada do tej palarni cały nieokrzesany, wulgarny i prostolinijny. Do dzisiaj trwają dyskusje, czy kawałek potrzebował takiego przełamania i nie mógł się dalej słodko snuć.

Pono x Wilku WDZ x Ero „Instynkt”

No tak, facet z Zip Składu i Zipery, gość z Hemp Gru i Molesty, a do tego typ z JWP/BC. Jeszcze tylko dograć Wigora z Morwy i mamy kieszonkową wersję antologii warszawskiego rapu hardcore’owego do 2006 r. włącznie. Bit ze swoimi fanfarami jest panom trampoliną. Trzech raperów głowi się nad tym, jak zbudować pomnik swoim stylom, a przy okazji coś przekazać, by nie narazić się na zarzuty o pustosłowie. Górę bierze „Instynkt”, a druga, niedoceniana chyba płyta Poniedziałka ma swój punkt kulminacyjny.

Ras x Sokół x Oskar – „Duch”

Jak to kiedyś było u Molesty? „Za dalekie odloty, sam takie akcje miałem, daj spokój z takim stanem, daj spokój z takim stanem”. No właśnie. To o sztuce miejskiej degeneracji i znikania, rozpływania się, rozsypywania się. Pewno mało kto wie o tym tyle co Sokół i Oskar z PRO8L3Mu, ale dobrze, że wszystko ustawia Ras, bo nie wyszedł z tego kolejny „Napad na bankiet”, a numer o zdecydowanie innym ciężarze gatunkowym i innej intensywności. Jeden z nielicznych, który zapamiętamy z czwartego oficjalnego albumu Rasmentalismu.

Bisz x Małpa x Zeus – „Wrócę tu”

Na przełomie lat zerowych i dziesiątych nikt nie pracował w undergroundzie efektywniej niż Małpa, Bisz i Zeus. A był to czas rapowej smuty – beznadziejny koncertowo, słaby sprzedażowo. Cóż, przynajmniej ciężkie czasy rodzą zahartowane style. Zebranie tej trójki razem było mistrzowskim posunięciem promocyjnym białostockiego festiwalu Up To Date. Bisz był po „Wilku chodnikowym”, Zeus po „Nie żyje”, to dla nich czas triumfu oraz odruchowego mordowania bitów. Ale i Małpa nie jest w cieniu supremacji technicznej kolegów – precyzja słowa, a także linijki o Boot Camp Clik i patrolu zostają w głowie. Ten numer to ogień do teraz.

Wuzet x Ginger x Miły ATZ – „Metale ciężkie”

Nie tylko historia, ale i teraźniejszość polskiego grime’u w jednym numerze. Po wydanej przez polski Def Jam płycie Miłego z superproducentem Atutowym i wyczekiwanym, zeszłorocznym, zauważonym tu i tam longplayu Gingerowej ekipy Mordor Muzik można odnieść wrażenie, że Wuzet jest w tym zestawieniu najmniejszą gwiazdą. Nic bardziej mylnego, to właśnie autor mixtape’u „Dzieci basu” i „Własnego zdania” zdekodował brytyjski matrix i przetarł szlaki innym. Zresztą potem nikt aż tak dobrze nie poczuł tego anarchistycznego, szarpanego, odspawanego od bitu stylu.

Duże Pe x Emil Blef x Eldo – „Taktowani werblem sekund”

„Szukamy leku w mleku sufitu”? Naprawdę? Do wejścia Eldoki to hymn poetyckiego nadmiaru, niekontrolowanego, wybujałego liryzmu, Tadeusz Woźniak rapujący Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Prosto szydzić, ale po pierwsze, to echa tego, jak wyglądają lekcje języka polskiego w naszych szkołach, po drugie, panowie byli naprawdę młodzi i pełni uniesień, a po trzecie, zebrała się ekipa gotowa bronić swojej wrażliwości, stanąć w kontrze do prostackich, antysystemowych rymowanek. To utwór wpisany w historię polskiego hip-hopu alternatywnego.

A tutaj playlista z wszystkimi opisywanymi utworami: