Ambro Fiszoski: Nie boję się mroku, bo zawsze byłem w cieniu (wywiad)
Wywiad z undergroundowym twórcą Ambro Fiszoskim powinien znaleźć się tu zaraz po tym, jak umieściłem jego nagrania w ramach przeglądu najciekawszych rapowych rzeczy w Polsce w 2021 r. Ale zwlekałem, świadom, że warto chwilę poczekać, bo ten facet czymś mnie zaskoczy. I tak właśnie było, najpierw wyskoczył z dziwnymi bluesami Krajówy, zaś wczoraj ogłosił, że dołączył do Brain Dead Familii, ekipy Słonia, jednego z najpopularniejszych polskich raperów. Wraz z informacją pojawił się utwór głód, zapowiedź albumu.
No, teraz już nie ma powodu, żeby zwlekać. Pytam więc o dokonania, tożsamość, asocjacje, metafizykę i abstrakcję. Artysta nie tylko się nie wymiguje, ale odpowiada wyczerpująco, zdradzając filozoficzne zacięcie. Nadchodzący album staje się z automatu jedną z najciekawszych pozycji na horyzoncie. Również dlatego, że kiedy Fiszoski patrzy za siebie, może z dumą powiedzieć, że nudno nigdy nie było. I nadal nie jest.
Raper – to na pewno nie wystarcza i nie jest do końca trafne. Artysta interdyscyplinarny – to z kolei wydaje się snobistyczne. A szaleniec brzmi zbyt pejoratywnie;) Jak najlepiej cię przedstawić, co cię definiuje?
AMBRO FISZOSKI: „Szaleniec” w moich uszach nie brzmi pejoratywnie. Z trzech zwrotów w twoim zestawieniu najbardziej mi się podoba, bo wydaje mi się najbliższy prawdzie. Już jakiś czas temu skutecznie wyleczyłem się z potrzeby nazywania pewnych rzeczy, by czuć, że mam nad nimi kontrolę. Etykiety stosuję jako skróty myślowe, aby rozmawiając o czymś, zbliżyć się do tego, ale nie staram się absolutnie skrystalizować tego istoty, bo to niemożliwe. Jeśli powiem „kolor czerwony”, to ja zobaczę krwistoczerwony, a ty możesz zobaczyć karmazynowy. Jedyną definicją, o jakiej mogę pomyśleć, jest dla mnie uczucie wywołane poprzez słuchanie mojego utworu. Jeśli krzyczałem, być może byłem dla ciebie nienawiścią. Jeśli śpiewałem, być może byłem reminiscencją. To jest definicja niezależna ode mnie i tak powinno pozostać. To, w jaki sposób ja się postrzegam, jest ostatecznie ważne tylko dla mnie.
Funkcjonujesz w chmurze pojęć, ksywek, asocjacji. Bektu, Palewave, Uroczysko, Korozja, Krajówa. To potrzeba zmiany otoczenia, pokazywania różnych oblicz czy eksperyment jako proces, który miota tobą po gatunkach, po ludziach?
AMBRO FISZOSKI: Kolektywy Bektu i Palewave kładą podwaliny pod to, jaką muzykę robię teraz. Dalej jestem ich częścią. Ta sama sprawa tyczy się Korozji. To wszystko jest siatką znajomości, zestawieniem nieprzespanych nocy, wspólnymi muzycznymi ambicjami. Analogicznie do życia podróżniczego, byłem trochę tu, trochę tam, wszędzie się czegoś nauczyłem i coś zrozumiałem.
Uroczysko jest moim tworem, który jeszcze na tym etapie nie może być nazywany labelem, ale chcę, żeby ostatecznie w takiej formie funkcjonował. Krajówa to zespół, którego jestem częścią, obok Kacpra Siliwy Śliwy i Maksa SEKTY Lubińskiego. Można to uznać za próbę nadania jakiegoś szyldu muzyce, która rodzi się z fuzji naszej trójki. Tu też nie szukamy gatunku na siłę, to jest Krajówa i tyle.
Różne brzmienia są efektem najbardziej inspirującej mnie rzeczy we wszechświecie – kontrastu. Zestawienie kompletnie różnych rzeczy to dla mnie spektrum życia. Nie znam nic większego niż wszystko, co jest pomiędzy narodzinami a śmiercią. To się odbija w muzyce. Jednego dnia „rozjebałbyś każdego”, a drugiego nie będziesz chciał wystawić palca spod pierzyny.
Eksperyment to jedno z moich ulubionych słów, wszystko, co robię, traktuję jako eksperyment.
Metafizyka i abstrakcja to pojęcia, które rzadko da się przybić twórcy związanemu z rapem. A po twoim zeszłorocznym „Ziarnie naiwności” same się narzucały. Nie miałeś obaw, nurkując w ten mroczny ocean?
AMBRO FISZOSKI: Jedyne obawy, jakie miałem, były zdroworozsądkowe. Wynikające z kalkulacji. Jeśli nikt nie będzie tego słuchał, to nie będę miał gdzie tego grać, więc nie włożę nic do gara. Jednak z drugiej strony to dla mnie zawsze była loteria, więc machnąłem na to ręką. To była wtedy jedyna muzyka, jaką mogłem szczerze robić i się pod tym podpisać, być z niej dumny, nawet jeśli moje umiejętności postprodukcji pozostawiały wiele do życzenia. „Ziarno” było mroczne, bo byłem w takim punkcie, w zasadzie dalej jestem, musiałem dać temu upust. Nie boję się kompletnie mroku, bo zawsze byłem w cieniu. Co się zaś tyczy metafizyki i abstrakcji, to kwestia należąca do odbiorcy. Na pewno chciałem pozostać muzycznie w duchu „magicznym”, może trochę fantastycznym, ale każde słowo jest odbiciem czegoś, co jest dla mnie rzeczywiste, nawet jeśli było tylko moją myślą, moim wnioskiem. Jak wspomniałem jednak wcześniej, to, czym te słowa są dla mnie, co ja miałem na myśli, pisząc to wszystko, nie miało już znaczenia, kiedy dotarło do twoich uszu.
Prawdę mówiąc tylko dlatego, że Słoń zaproponował, że możemy pogadać (z końcem wakacji w 2021), i pewne ustalenia wynikły z tej rozmowy, pojawiło się „Ziarno Naiwności”, „600 Baniek”, „Głód” i bardzo niedługo wyjdzie LP pod szyldem BDF. Jest duże prawdopodobieństwo, że muzyka zeszłaby na drugi plan, gdyby nie ta rozmowa. Nie sądzę, żebym był w stanie przestać tworzyć, bo to kocham i to dla mnie „zapis gry”, ale próbowałbym coś diametralnie zmienić w swoim życiu, bo dotykało mnie szaleństwo jak z definicji. Czułem, że robię to samo, i oczekiwałem innych rezultatów. Jedyne, co mogę powiedzieć w ramach podsumowania, to AVE BDF.
Inspirowałeś się rapem, metalem, jazzem, bluesem i zwykle było to w jakiś sposób słychać. Aż strach zapytać, co fascynuje cię w tej chwili? Wnioskując z połączenia sił z Brain Dead Familią, powinieneś słuchać horrorcore’u i kupować właśnie na Allegro sztuczną krew.
AMBRO FISZOSKI: Dalej inspiruję się każdą z tych odnóg. Horrorcore to niekoniecznie moja bajka, ale w gruncie rzeczy powinien wywoływać podobne odczucia u słuchacza co metal. Przynajmniej jeśli spojrzeć na to „na szybko”, z przymrużeniem oka. Moja muzyka się zasadniczo nie zmieni, pewnie dalej będzie nie wiadomo jaka. Jest jednak pewna tendencja, którą z całą stanowczością stwierdzam. Im dalej idę w „ciemne brzmienia”, tym bardziej mi się to podoba. Na ten moment nie widzę z tej spirali drogi powrotnej (#NIN). Nawet jeśli przy okazji będą się pojawiały utwory o pozytywnym brzmieniu, te wyjątki raczej potwierdzą regułę.
„Nie rozumiesz, gdzie my się rodzimy, ani tego, co mówimy, ani czemu to robimy” – rzucasz w „Głodzie”. Jak nierozumiejący mogą zrozumieć?
AMBRO FISZOSKI: Pytanie brzmi – po co mają to zrozumieć? Mówiąc te słowa, konstytuuję fakt, że nikt nie jest w twojej głowie, więc ostatecznie nie będzie wiedział, co w ogóle myślisz. Sugeruję tu bardziej, że kiedy słuchasz tych słów, one przedstawiają Twoją perspektywę, jakbyś to ty je myślał. Efektem tego łańcucha ma być wniosek, że to jest ważne dla ciebie – gdzie się urodziłeś, co mówisz i czemu to robisz. Że nie ma sensu się obracać na innych i szukać akceptacji, bo prawdziwa galaktyka jest w tobie.