Dzieckiem podszyty, ale nie infantylny (recenzja)
Mówiłem już o tym, ale takie treści należy ugruntować – Mada, warszawski raper kojarzony słusznie z duetem Zetenwupe i ekipą WCK, jest jak kompas. I to taki ulepszony, bo nawet bliskość konserw nie przeszkadza mu we wskazywaniu miejsc, gdzie akurat dzieje się hip-hop. Mada stał się częścią z rozmachem zaplanowanej celebracji „S.P.O.R.T.”, debiutu Tedego. Mada stał się częścią warszawskiego koncertu Barto Katta i Sydoza. Mada stał się częścią ważnego, zaangażowanego debiutu asthmy. Mada stał się częścią mixtape’u Braku Kultury, oddolnie działającego medium rapowego. I tak można w kółko, bo niezależnie od tego, czy to głęboki underground, czy mainstream, czy młodzi, czy starzy, niuchacz zawsze wytropi coś cennego.
„W zeszłym roku skończyłem trzecią dekadę swojego życia. Ten fakt, może nie bezpośrednio, ale pchnął mnie w zakamarki świadomości, do których wcześniej zaglądałem raczej sporadycznie. Pełen wątpliwości i pokory postanowiłem chociaż pobieżnie przestudiować swój stosunek do rodzicielstwa, więzów krwi i pochodzenia. Po drodze pieczołowicie dobrałem muzycznych kompanów niedoli, którzy zgodzili się wraz ze mną przeprowadzić Was przez ów strumień uczuć. Razem sprawnie odnaleźliśmy drogę do połączenia lekko konceptualnej treści i różnorodności serwowanych dźwięków” – napisał artysta dwa dni temu na swoim profilu facebookowym. Dziś zadebiutowało na streamingach czteroutworowe „Kolego bobasie”.
Wydawnictwo zaczyna się biciem serca i rozmytymi dźwiękami, a raper płynie z lejącym się bitem Mayora, konstruując piętrową, niby-zgraną, ale nie do końca oczywistą metaforę. Bo czy tytułowe „Moje dzieci” to nagrania, które zaczynają żyć niezależnie od ojca? Grunt, że śmieją się głupio, ale nie potrafią jeszcze kłamać.
„Unborn” to organiczny, wyściełany basem, grzechoczący perkusjonaliami, perlący się kilka dźwiękami gitary podkład Aruzo, w refrenie podbity chórkiem Ryfy Ri i Very Icon. Trochę list do nienarodzonego dziecka jak u 2paca, ale ze świadomością, że dziecka nie nakarmi się wydychanym powietrzem jak u Grammatik. Z tego, co mogło być ckliwym banałem, rodzi się całkiem poruszające, bezpretensjonalne wyznanie własnej niedojrzałości.
„Z drugiej strony” przynosi to, czego w polskiej dyskusji o rodzicielstwie często brakuje – wejście w cudze buty z odpowiednią ilością empatii. Raper angażuje emocjonalnie, choć mógłby tu wystylizować język na nieco starszy, za to Amatowsky znalazł złoty środek między miękkością kompozycji i konkretem żywo brzmiącego bębna.
„Kolego Bobasie” zamknięcie ma w niespodziewanym stylu, bo drugi bit Aruzo jest zupełnie inny. „Syn Marnotrawny” chrobocze, rzęzi, piętrzy bębny, energię ma rockową, styl nawijania bardziej szatkowany niż płynący. Mada zaczyna z Ostrego, poprawia Tede (zapomniana zwrotka z Hardkorowego Brzmienia, jednego z jego najlepszych), a słowo syn odsłania kolejne znaczenie, tym razem związane z rodzinnym miastem. WWA stolica funku, bang. I cuty na koniec.
Puenta od recenzenta? Proszę bardzo, reprezentuję hardo. Tak jak patriotyzm to dla mnie głównie proste czynności robione wokół siebie, a nie wielkie słowa rzucane na wiatr, tak kwintesencja hip-hopu kryje się dla mnie w tym, że pamiętasz, żeby dobrze opisać i przedstawić swoich producentów; że przypominasz klasyczne nagrania, odwołując się do nich poprzez swoją twórczość; że bezinteresownie, bez kalkulacji rzucisz odbiorcom epkę na patencie; że nie boisz się odsłonić. A że jest to w dodatku dobra epka, tym milej o tym pisać. Ale muszę już kończyć, spieszę się iść tam, gdzie wskaże Mada.