Brzmienie czempionów. Recenzja projektu HVNCWOTY

Współpraca Barto Katta i Soulpete’a, a więc twórców z absolutnej czołówki producenckiej ostatnich lat, sprawia, że jesteśmy bliżej Jayliba i Madvillain niż kiedykolwiek. W latach 2003-04, kiedy na świat wyszły kooperacje Madliba z – nieżyjącymi już niestety – Jayem Dee i MF Doomem, to było dla tych bardziej alternatywnie nastawionych słuchaczy jak trzęsienie ziemi.

Czy polski duet kimkolwiek wstrząśnie? To zupełnie inne czasy, ale też owoc ich wspólnej pracy wydaje się mniej wymagający przy konsumpcji. Dochodzi ciekawie skomponowana lista świetnie dysponowanych gości. Projekt HVNCWOTY, jedna z dzisiejszych premier (obok np. Szczyla z Magierą), jest nie do przegapienia.

Żeby na wstępie rozwiać wątpliwości – produkuje jedynie Pete, Barto nawija, a więc mój tytuł trochę z przekory, bo wzorzec jest z „Madvillainy”, nie z „Champion Sound”. Przed przesłuchaniem powiedziałbym „szkoda”, teraz tak nie uważam. Kto śledzi twórczość lubelaka, ten spodziewał się wysmakowanego samplingu i oszczędnych bębnów tworzących krągłą, płynącą jak nic innego całość. Nie zawiedzie się, takie zorientowane na feeling bity też tu są. Rozwibrowany, miękki jazzik pozbawiony nachalnego, przetłuszczonego bębna wita nas na otwarciu. „Flanki” nie leją się jak woda, leją się jak miód. Wolniutkie, fantastycznie rozplanowane przestrzennie, zbudowane na ciepłym pianinie „Nienawidzę chodzić po lekarzach” przedstawia Piotra jako arystokratę podkładu. „Albo rybki, albo akwarium” – jako króla samplowania gitar i wokali. Wszystko to bardzo ładne, do tego nie bez charakteru.

Widzimy tu jednak również inne, nieeksponowane singlami oblicze Soulpete’a. „Concertina” to prawie Mobb Deep, griseldowy „Odmęt” też ma tę zwichrowaną, klawiszową próbkę borującą czaszkę i dużo wspaniałego, mięsistego dołu. „Plot Twist”, „Skaza” i „Bez kagańca” są niczym pójście na wojnę, muzyka jest wroga, zeschizowana, na pozór chaotyczna, bębnów nie sposób zlekceważyć, bo bywają jak bomby, intensywne sample bywają z kolei jak narzędzia tortur, całość tworzy szeroko rozciągnięty front. Dzieło wieńczą skrecze DJ-a Te. Jest niemiło.

„HVNCWOTY” to też dobra okazja, by spojrzeć na Barto Katta w oderwaniu od jego szalonej, nieprzewidywalnej produkcji. To zawsze był raper z flow, umiał popłynąć, niemniej traktowało się te wokale jak kolejną dobrze zestrojoną, właściwie zlepioną z innymi ścieżkę. Możliwości artykulacyjne tworzą z Barto rapera charakterystycznego (na tej zasadzie co „aktor charakterystyczny”), on sam mógłby być wyczulony na unikanie określonych, demaskujących zbitek, mam jednak poczucie, że rzadko wcześniej pisał rzeczy tak ważne i tak emocjonujące. Tekst nigdy na tym projekcie nie bierze góry nad muzyką (no, może poza sielskim, ilustracyjnym „Junakiem”, gdzie dobra opowieść przecięta jest dobrym refrenem), ale bywa równoważny. I to jest komplement.

Tak, Barto Katt wzrusza, gdy mówi, że po bracie można mieć ciuchy oraz immunitet na osiedlu i przeprasza mamę, że w książce nie pisał ołówkiem, albo kiedy chce puścić ziomkowi przelew, żeby chociaż miał na chleb. Jest bystry w krótkich konkluzjach, jak wtedy gdy informuje, że jedną bańkę zrobi, a z drugiej wyjdzie, czy stwierdza o rapie, że ta muza nie dziadzieje, coś jak twarz Gwen Stefani, a do tego potrafi udźwignąć całościowo – „Nienawidzę chodzić po lekarzach” to jedne z najlepszych podejść do tematu miłości w polskim rapie. Jeżeli coś źle zrozumiałem, nie wyprowadzajcie mnie, proszę, z błędu.

I jeszcze goście, przemyślani i dobrze wkomponowani. Laikike1 i Barto pokazują w „Bez kagańca” na bolesnych przykładach, co znaczy naturalistycznie obrazować i aż dobrze, że Nawaj pozwala złapać oddech, wychylić łeb z tej czernuchy. W „Skazie” wszystko się gospodarzowi zgadza – zagęści rym, przyspieszy, grzmotnie punchline’em, niemniej Miodu jest tak ostry i tak wprost, że bierze sobie numer. Z „Plot Twistu” zapamiętujemy głównie puentę Bobera, aż zacytuję: Jak nagrałem pierwszy numer, to wyp…oliłem / i gdzie dzisiaj u młodzieży taka mądrość / jak zakola masz od rapu, zmieniasz perspektywę / i już wolisz tylko bujać głową, zamiast kłapać mordą. Rywalizację na błyskotliwość i świeżość metafory wygrywa w „Motywatorze finansowym” Rau Performance, we „Flankach” najlepiej opowiada Dizkret. Zresztą to nie MMA, tu zwycięzcą jest odbiorca.

Udały się huncwotom „HVNCWOTY”. Soulpete, równie dobry jako Dr Jekyll i Mr Hyde, kiedy ucho głaszcze i gdy za nie szarpie. Szanujący słowo, odbezpieczony Barto Katt zwracający uwagę na to, że nie tylko świetnie słyszy, ale i trochę przeżył, a do tego zdegustowany branżą i niespecjalnie umiejący znaleźć sobie miejsce w piekielnie spolaryzowanym światku. Poproszę więcej kooperacji na takim szczeblu, ponad dużymi wydawnictwami z ich arkuszami kalkulacyjnymi. I więcej uwagi poświęconej wszystkiemu, co ukazuje się w Bump’12 i SoRawRecords, gdzie kontrola jakości działa, zaś pasji mierzyć nie trzeba.