„To tylko sok z drugiego człowieka”. PIH jest najstraszniejszy

Jest taki podgatunek rapu, o którym dziennikarze przypominają sobie zwykle z początkiem listopada. Nazywa się horrorcore – upaja się okrucieństwem, karmi dewiacją, ma straszyć, bawić i brzydzić.

W Polsce najważniejszym jego reprezentantem wydaje się Słoń – to artysta w tej kwestii najpłodniejszy, z największymi sukcesami, a do tego z własnym wydawnictwem, do dziś wydającym podobnych mu deprawatorów. Ale o ile Słoń zdaje celująco egzaminy z popkultury, widział wszystko, słyszał wszystko, czytał wszystko, doprowadzi nas do mdłości i do rechotu, o tyle lęk wywoła rzadko, o ile w ogóle. Wiadomo, że to wesoły facet i gawędziarz.

Z białostoczaninem PIH-em wcale tak nie jest – od przełomowych „Kwiatów Zła” z 2008 r. z powodzeniem sieje dyskomfort, niepokoi i przeraża. Przypominam zatem czym – i uprzedzam, że siedem nie będzie tym razem szczęśliwą liczbą. A krew… krew to tylko sok z drugiego człowieka.

Nie, to nie jest Indiana Jones. I światło nie jest tym, co PIH wnosi w życie słuchaczy.

Ulice bez jutra

Z ojczyzny ruin, krainy beznadziei, kantów / gdzie głosuje się nogami, produkuje emigrantów / nie odpędzisz czarnych myśli, przecierając dłonią czoło / dziś pędzlujesz w Tesco mięso na zdrowy kolor – skąd pisze PIH? Z piekła, czyli z Polski. To przecież nie fikcja najbardziej przeraża.

Estetykę raper ma tu horrorową, ale zacięcie publicystyczne. Owrzodzone blokami osiedla ulice / gdzie masz siedem grzechów głównych i ósme życie – to przecież za rogiem. Moje pokolenie porzucone bez rady / dziś płodzi zmarłych i rozdmuchuje nienawiść – i co, nie jesteśmy porzuceni i nienawistni? Maxisingiel z 2007 r. zapowiadał naprawdę ciężki album.

Zbrodnie z namiętności

I album „Kwiaty zła” był ciężki. Długi, bolesny, zbyt szczery, zbyt bezlitosny. „Zbrodnie z namiętności” to fikcja, ale taka, że masz ochotę rozwiać odór rozkładu, drapać ugryzienia, poukrywać kuchenne noże, „odzobaczyć” te obrazki. Ulica gwałtu wychodzi na skwer awantur, idziesz, kończysz gdzieś między Dario Argento a Beksińskim.

Czernina zupą dnia, krew spływa po brzytwie / swastyka na czole, zgnilizna w modlitwie / To dom czerniaka, wirusów, gadów, owadów / odpędzasz się od roju, lepkich komarów / W tym raju masz wybór, wybór rodzaju śmierci / Prawo głosu? Masz prawo jęku, jęczysz.

Zgniłych sumień cmentarz

Dobry wieczór Polska, nadaję znowu / z kraju, który nie radzi sobie z falą samobójstw – obwieszcza Adam Piechocki. I niby „Zgniłych sumień cmentarz”, jeden z najmocniejszych punktów albumu „Dowód rzeczowy nr 1” (2010), ma dodawać otuchy. Ale jeżeli ktoś miałby mi tak dodawać otuchy, to żądam prawa do eutanazji. Nawet jeśli rap jest tu mroczną, turpistyczną poezją. Zresztą proszę zobaczyć:

Burzowe chmury, którym nie ma końca / wyciskają z ulic ostatni promień słońca / trupia szpetota w oczach tłumi szczęście / to oczodoły okien w zbombardowanym mieście.

Słowo Boże

Druga część „Dowodu rzeczowego” ukazała się rok później i przyniosła artyście kolejne złoto. „Słowo Boże” nie ewangelizuje, raczej kieruje się logiką koszmaru sennego. Zasnąłeś w wagonie metra, niefart idzie w parze / wysiadłeś na stacji, której nie ma w rozkładzie – to obiecujący początek.

Refren To są haki, krew, krzyk, piły, noże / i moje słowo – Słowo Boże – swoją drogą zupełnie bluźnierczy jak na zdeklarowanego katolika – rozwiewa wątpliwości tych, którzy liczyli na miłą, surrealistyczną podróż, i sprawia, że czujemy się, cóż… nieswojo. Deklaracja Wierzysz w życie po śmierci, to sobie wierz / ja sprawię, że przestaniesz wierzyć w to życie przed wydaje się całkiem poważna.

(Ulicami) Pandemonium

PIH w kawałku z trzeciego „Dowodu rzeczowego” (2013) dokładnie informuje o swoich poczynaniach. Metropolia jest tu pacjentem, a raper hmm… patomorfologiem? Rozcina jego skórę, zagląda pod spód i widzi ciemność, blagę oraz rozstrój: Miasta arteria, napięte ścięgna / krew i sperma, w powietrzu histeria / tu słońce nie świeci, coś z nim jest nie tak / żarówa nad nami to fototapeta.

Co dalej? Na przykład: Ulatnia się gaz, przykrywa jak tren / ulice spowite namacalnym złem / dzieci płacz w metrze, mali terroryści / Przypięci do rodzica, jak bomba do szahidki. Czy ten facet właśnie porównał matkę z bąbelkiem do samobójczej męczenniczki z ładunkiem? Jest tego więcej. Wasza strefa komfortu to dla PIH-a strefa zgniotu.

Dzień, w którym dowiedziałeś się, że jesteś martwy

Gdyby ktoś zechciał romantyzować własną śmierć, a nie tylko panicznie się bać jej nadejścia, to mistrz ceremonii w utworze z płyty „Kino nocne” (2014) przedstawia to inaczej. Twoje ciało jak kupa gówna leży przy kiblu / gdybyś mógł, raz jeszcze zdechłbyś zе wstydu, a do tego W domu pogrzebowym nie mają serc z kamienia / Ale myjąc ci dupę, rżą z twojego przyrodzenia. Ja tam właśnie złapałem się swojego życia trochę mocniej na wypadek hamowania.

Na parapecie wyschnięty, skurczony insekt / nogami do przodu – jedno stąd wyjście. No dzięki, PIH. I jeszcze ten patos w ładnym podkładzie Pawbeatsa na ironiczną dokładkę.

Mgła

Na koniec coś nowszego, z 2020 r. Żeby nie było, że tylko grzebię w archiwaliach. A zarazem Pihu, który nie krzyczy, na bicie (Baltik Beatz), który nie pędzi. „Mgła” z „Non Serviam: Nocy Kilka Godzin EP” jak na horrorcore jest oszczędna w rekwizyty i bodźce. Niby ulice są ospowate, niby ołtarz sukcesu wisi na krwawych hakach, ale to najwyżej ostrożnie sypana przyprawa.

Biały, cichy morderca układa do snu Ziemię / czwarta nad ranem, kawa na Orlenie / czekasz, aż dołączą do nas cienie / na pierwsze światło, tymczasem słyszysz milczenie / sen poszarpany na strzępy przez depresji bestię – przecież teraz nie boimy się potworów czy estetyki gore, przeraża nas depresja i samotność, wykańcza bezsenność.

Zdjęcie PIH-a pochodzi z oficjalnego fanpage’a artysty.