Drawzdek: Avi przekonał mnie do rapu

Lubię, kiedy przy okazji płyty jest czym nacieszyć oko. I nie muszą to być wysokobudżetowe teledyski czy upozowane sesje, bo doskonale pamiętam swój zachwyt, kiedy Białas i White 2115 pokazali nawiązującą do twórczości Marcina Szancera okładkę „Diamentowego Lasu”. Podziwiając to, co przy okazji albumu „Mały Książę” dla rapera Aviego zrobiła Karolina Drozdek, poznańska ilustratorka, graficzka i copywriterka (a przy okazji dyplomowana inżynierka architektka), wiedziałem, że muszę zapytać o kulisy tej współpracy.

Zanim przejdziemy do wywiadu – trochę informacji. „Drawzdek” nie odpowiada za okładkę, a za… dołączaną książeczkę z ilustracjami i kolorowankami. Rzeczone sprawdzają się świetnie wraz z odrobiną animacji przy przedstawianiu utworów na YouTube. Styl Karoliny napędza wiele inspiracji. Sama artystka mówi, że to „padające cienie na budynki, innym razem śpiew kosa za oknem”. Kieruje też do Keatona Hensona, Aurory, Tima Burtona. A reszta? Reszta jest poniżej!

Że niby płytom rapowym musi towarzyszyć błysk biżuterii i światła wielkiego miasta? To stereotyp (praca związana z utworem „Przełęcz”).

Zaczniemy od pytania trywialnego – jak przecięły się drogi twoje i Aviego? Wydaje się, że funkcjonujecie w średnio zazębiających się światach.
DRAWZDEK: Jeśli mam być totalnie szczera, to sama do tej pory nie wiem, jak do tego doszło! Jednego wieczora jesteś na koncercie Aviego i Louisa, a kilka miesięcy później dostajesz wiadomość, że Aviemu podobają się twoje rzeczy i chciałby współpracować nad nową płytą. W pierwszej chwili myślałam, że ktoś robi sobie ze mnie jaja, zwłaszcza że faktycznie nasze światy średnio się zazębiały, a Avi x Louis to tak naprawdę jedyni raperzy, których do tej pory słuchałam i dzięki którym w ogóle przekonałam się do rapu.

Nie obawiałaś, że twój styl – cieszący oko, kolorowy, idealny dla baśni, bajek czy publikacji lifestyle’owych – nie sprawdzi się w konfrontacji z ciężkim, osobistym przekazem, który potrafi otrzeć się o półświatek?
Bynajmniej! Wbrew pozorom moje twory nie zawsze były bajkowe i tak kolorowe, jak się wydaje. U ich źródła jest wiele smutku i mroku, który kształtował ten styl latami. Bardzo dobrze poczułam się w tworzeniu ilustracji do „Małego Księcia”, tym bardziej że twórczość Aviego była mi dobrze znana już dużo wcześniej, zatem było mi o wiele łatwiej wczuć się w ten klimat.

Dostałaś wcześniej nagrania? Mogłaś inspirować się tym, co Avi nagrał?
Mogłam, oczywiście. Dostałam kluczowe fragmenty tekstów i zarys pierwszych utworów, na podstawie których ustalaliśmy na bieżąco, co ma się znaleźć na ilustracjach. Każdy dorzucał coś od siebie, a ja starałam się spiąć tę historię w całość. Ostatnim szkicem, jaki został, był ten do utworu „Nieskończoność”. Wtedy dostałam już pełne nagranie, więc pozwoliłam sobie zatonąć w interpretacji i tak powstała ilustracja.

Praca ilustrująca utwór „Nieskończoność” – tu Karolina miała ten luksus, że znała pełne nagranie.

Avi dał ci zupełnie wolną rękę, czy był z tych wtrącających się, zgłaszających poprawki?
Absolutnie się nie wtrącał. Dał mi wiele swobody w działaniu, był otwarty na moje sugestie i vice versa. Często słyszałam pozytywne reakcje i to było megabudujące, więc pod tym względem dosłownie na każdym kroku czułam ogromne zaufanie ze strony Kamila i chłopaków z AIO, ba, momentami byłam nawet w szoku, że już pierwsze propozycje okazywały się trafne.

Czyj był pomysł z kolorowanką i to, żeby ilustracje miały „drugie życie” na YouTube?
Od początku założeniem ilustracji było, by były w pewien sposób interaktywne (pod względem zmieniających się teł, środowisk z tyłu itd.), więc pod koniec ich tworzenia Avi wyszedł z pomysłem kolorowanek, a ja z kolei bardzo chciałam dodać coś od siebie i postanowiłam nieco ożywić ilustracje prostymi animacjami, których użyto później na YouTube.

Nie wygląda na „Cierpienia młodego dilera”, prawda? Ale Drawzdek kierowała się czymś więcej niż tytułem.

Dlaczego obserwujemy Małego Księcia właściwie w jednej pozie, zwróconego twarzą do odbiorcy, z rozłożonymi rękami?
Pierwotnie postać miała być elementem stałym, a otoczenie byłoby zmienne. Coś na zasadzie chłopca wyskakującego z obrazu. Z biegiem czasu pomysły ewoluowały, a poza chłopca została. Interpretację pozostawię odbiorcom.

Żałujesz, że sama okładka nie jest rysowana, teledyski nie idą w animację? A może to już by było za dużo?
Choć ta wizja brzmi całkiem spoko, to nie żałuję. Bardzo podoba mi się efekt końcowy, zdjęcia Patryka Sawickiego robią świetną robotę, a owiana tajemnicą okładka idealnie oddaje twórczość Aviego.