Jest możliwość, żeby zabić ten marazm (recenzja)

Za Matisa, rapera i producenta z Częstochowy, poświadczy wielu. Razem z resztą zespołu CENTRUMstrona wygrał konkurs „Żywy Rap”, a w grupie Hurragun zastąpił Wojtasa z legendarnego Wzgórza Ya-Pa-3. Współpracował m.in. z O.S.T.R.-em, Epromem i soundsystemem Zjednoczenie.

To, że umie, jest faktem. To, że nie zgorzkniał i nie wytracił żaru, jest błogosławieństwem. Chwalmy jego najnowsze dzieło – „astigmatism”. To znaczy Wy nie musicie, ale ja będę to robić. I może Was przekonam?

Jeżeli widzisz tu napis „astigmatism”, to znaczy, że możesz też poszperać w internecie za fizycznym egzemplarzem płyty. Warto!

„astigmatism” to nie jest wynik mody na lata 90. Nie ma tu rave’u ani Bristol Soundu, nie ma psychodelicznych, obskurnych zamulatorów podpinanych pod Griseldę. Tu nic nie musi wracać, bo nic nigdy sobie nie poszło. Membrana zionie ogniem, wali grubo werbel, po prostu papu dla narkomanów rapu. Nieokrzesane – tak, wulgarne – tak, brudne – tak, patologiczne, prowokacyjne czy udziwnione – nigdy.

„astigmatism” nie jest tylko rapowy, jest hiphopowy. Ma ten antysystemowy ładunek, energię i kolor właściwy graffiti. Ma tempo, żywiołową, konfrontacyjną, a przy tym pozytywną naturę breakdance’u. Ma numery podrapane przez didżejów (Lem, Gram, HWR). Raper jest mistrzem ceremonii, bo numery są osiedlowymi ceremoniami, trzeba poczuć te refreny. To jest energetyk w formie dźwiękowej, nakaz działania zamiast jęczenia.

„astigmatism” jest draśnięty reggae. Czym się to przejawia? Sięganiem po metaforę Babilonu, rytmizującym gdzieniegdzie skankiem, chrypą i specyficznym zaśpiewem. I nie chodzi tu o słodkie, zbolałe wokalizy w duchu Wycleffa czy Young Thuga, a o to przeniknięcie Jamajki do hip-hopu, które słyszymy w stylach Busta Rhymesa, Mr Cheeksa czy które pokazuje KRS-One.

„astigmatism” nie jest nudny. Część z tych nowych, stuprocentowo hiphopowych krążków potrafiła zeżreć monotonia, atmosfera rekonstrukcyjna, frustracja i żal sprzedawane w opakowaniu pasji. Tu jest ciekawie, żywo. Flagowe przykłady to breakbeatowy, rozpędzony „Badboy”, niesiony supergroove’em „Towar” czy chwytliwe „Level Up”, w którym kilkudźwiękowa melodia pozwala sklecić mi naprędce kuriozalny termin ringtone boom bap.

„astigmatism” zbiera dobrą ekipę. O didżejach już było, ale kiedy Prykson Fisk nawija w „Mojej wierze” wers: zataczam szersze kręgi na polach do popisu, numer od razu skacze poziom wyżej. Stylowe wejście Wilka w nafunkowanym „Systemie” zaczyna się – a jakże – autonawiązaniem do wejścia z Molesty. Raczej też do niej nawiązuje, ale motając rymy tak, jak się wtedy chłopakom nie śniło. Niespodzianką jest „Tu i Teraz”, Rafał Kazik brzmi, jakby Jajonasz wrócił, i to u szczytu formy. Piękna sprawa.

„astigmatism” dał mi poczucie fizycznej ulgi. Na tle muzyki wypłaszczonej, zobojętniałej, neurotycznej tchnie wolą życia. Nie ma możliwości, żeby zabić ten hałas – przekonywało Wzgórze. No nie ma, ale jest możliwość, żeby zabić panujący marazm.