W bitach nie do pobicia. Igorilla i wszyscy jego producenci

Kiedy Kool Moe Dee, nowojorski raper z tej najstarszej szkoły gatunku, dołączył do płyty „How Ya Like Me Now” (1987) kartę z ocenami swojej konkurencji, podszedł do sprawy poważnie. Oceniał rymujących (nie było wśród nich wtedy żadnej dziewczyny!) w dziesięciu kategoriach, takich jak słownictwo, artykulacja, kreatywność, głos czy nawet trzymanie się tematu. Zabrakło jednego aspektu – ucha do bitów. A sporo jest przypadków, kiedy dobry dobór producentów wyniósł wyżej mistrza ceremonii albo przeciwnie, pogrążył go. Kim byłby Magoo bez bitów Timbalanda? Czy w ogóle gadalibyśmy o rapowym królu Nowego Jorku, gdyby Nas wybierał podkłady lepiej?

Wszystko to tyczy się również sceny polskiej. Właściwie wykoncypowana oprawa muzyczna to sekret długowieczności Gurala, Ero JWP czy Włodiego, produkcji zawdzięczamy chociażby fenomen Hewry. Gdybym miał jednak wyłonić jednego zawodnika z wyjątkową „czutką” w tej kwestii, byłby to warszawiak Igorilla. Niezależnie od tego, czy działał w zespole (Mama Selita, Syrop, Polskie Karate), czy sam, czy tworzył organiczny hip-hop, gitarową alternatywę, czy funk bądź elektronikę, zawsze jego nawijce towarzyszył beatmaking najwyższej klasy. Początkowo mógł trafiać na odpowiednich ludzi, potem to jednak nie było szczęście, a odważna, niewyrachowana, podyktowana osłuchaniem i nienagannym muzycznym smakiem selekcja.

Kiedy więc artysta wydał kolejny, zapowiadający większą całość numer, i znowu muzyka urwała wszystko, co zwisało zbyt luźno, wprowadzając do tego nieznaną wcześniej w branży ksywkę, nie mogłem nie poprosić go o to, żeby trochę tych swoich współpracowników poprzedstawiał.

Igorilla i asz, czyli ZANIM. Zdjęcie intryguje, ale muzyka również.

Miles Davis powiedział kiedyś: muszę się zmieniać, to jest moja klątwa. Nie czuję się przeklęty, ale ziom, doskonale wiem, o co ci chodzi. Też mam tę dziwną korbę, muzyczne ADHD, które każe mi sprawdzać się w różnych stylach i konwencjach. To mój sprawdzony sposób na ciągłe pobudzanie kreatywności. Dlatego szukam wciąż okazji i je mam. Na swojej drodze przeciąłem się z superutalentowanymi producentami i każde z tych spotkań było dla mnie formujące – mówi na wstępie Igorilla. Podążmy zatem tą drogą, bo to prawdziwa „way of the dragon”.

Kolso

IGORILLA: Wybitny realizator dźwięku i mój kompan z zespołu Syrop (patrz płyta „Sztajer Selekta” z 2011 r. – przyp. Flint) to ucieleśnienie zajawkowego podejścia do rapu i muzyki w ogóle. Improwizowane sesje w legendarnym Studio Mintaj, które dudni funkiem, mobbdeepowymi basami i soulowymi partiami rhodesa, to zawsze święto. Z Kolsem łączy nas niesamowita więź, a we wspólnym tworzeniu muzyki ważniejszy jest dla nas proces i zajawka niż wypuszczanie kawałków.

Metro

IGORILLA: Nikt u nas jak Metro. Inny od reszty swing bębnów, inna filozofia samplingu, producent, na którego płyty czeka cała bitmejkerska Polska. Pamiętam, jak dewastujące było dla mnie „Coraz gorzej” Afrontów (2006), m.in. przez bardzo oryginalne produkcje Maćka. Dlatego kiedy dołączył do naszego superduetu z Wygą (Polskie Karate i płyta pod tą nazwą z 2013 r. ), obejmując stery produkcji, to prawie zdefekowałem ze szczęścia w szerokie spodnie. Nieskromnie uważam, że stworzyliśmy we trzech materiał, który dekadę później brzmi wciąż stylowo i świeżo. Ta bestieboysowa bezczelność, wsparta jego chorą recepcją funku, to jest coś osobnego i kiedyś musimy to powtórzyć.

Każda okazja, żeby przypomnieć okładkę Polskiego Karate, jest dobra.

Święty

IGORILLA: Producent instytucja, który ma na koncie wiele klasycznych produkcji i wprowadził ufunkowione bity na salony. Krótko po wyjściu Polskiego Karate zaczęliśmy pracę nad wspólną EP-ką. Materiał był na zaawansowanym etapie, ale jak to w życiu bywa, gdzieś doszły do głosu różnice charakterów i świat w 2014 r. poznał tylko nasz totalny letniak „Zamieniamy”. A szkoda.

Olo Mothashipp

IGORILLA: Wizjoner i tytan studyjnej pracy. Istny wzór profesjonalizmu i wyciągania z wokalistów najlepszego możliwego performance’u. Z Olem przecięliśmy się, kiedy zaprosiliśmy go z Mama Selita do wyprodukowania naszych „Materialistów” (2014). Przeniósł wtedy swoje studio do podradomskiej stodoły i dał produkcji swój znak jakości. Kiedy nagrywałem debiutanckie solo, Olo był pierwszą osobą, do której się zwróciłem o pomoc. Nasze studyjne jamy dały podstawę płycie „Wbrew” (2017) i do tej pory najbardziej lubię ten sposób pracy z producentami. Szkoda, że Mothashipp odbił od muzy, niemniej na pewno zyskała na tym Sztuczna Inteligencja, którą się zajmuje od kilku lat.

No Echoes

IGORILLA: Parafrazując Drake’a: Started from Mama Selita, now we here. Grzesiek z jednego najciekawszych gitarzystów pokolenia stał się topem alternatywnych producentów w Polsce. Co tu dużo gadać – duma z ziomka z zespołu. Po tym, jak zawiesiliśmy granie z Mamą, miałem okazję szeroko korzystać z jego talentów. Wyprodukował dużą część mojego debiutu (mowa o wspominanym już „Wbrew” – przyp. Flint), stał się kierownikiem livebandu, razem – do spółki z Mery Spolsky – stworzyliśmy jej singiel „UPS”. Styl muzyczny Grześka jest megarozpoznawalny i wiem, że nadchodząca płyta z Marysią – której jest nadwornym producentem – pozamiata.

A cóż to za incepcja? Po środku Mery Spolski, po bokach dwóch przyjaciół z Mama Selita (z których jeden jest do tego świetnym producentem)

BodziersON

IGORILLA: Mówisz lo-fi i neo boom bap i obowiązkowo wymieniasz typa w TOP 3. Unikający sławy jak Wim Hof wczasów w tropikach, zasługuje na nią zdecydowanie za umiejętności i oryginalność. To, co zaczęło się od mesendżerowego „to może zrobimy jakiś kawałek?”, zamieniło się w projekt Dzicy (epka „Glicz Please” w 2019 r.). Wrażliwość BodziersONa, podejście do rytmiki i groove’u to jest zdecydowanie mój lot. Pewnie dlatego nasza druga płyta jest już nagrana i czeka tylko na miks. U niego to, co najważniejsze, dzieje się często nie w nutach, a w tym, co pomiędzy nimi.

Soulpete

IGORILLA: Słyszysz Pete, myślisz jakość. Typ, który robi muzykę na wyłącznie swoich zasadach i branży się nie kłania. Zaproszenie na jego EP „Noir Fiction” (2020) było dla mnie wyjątkowym wyróżnieniem. Chętnie zrobiłbym z nim jakąś większą formę w klimacie Blakroc, gdzie bębny, które zmiatają z planszy (znak firmowy Piotrka), spotkałyby się blackkeysowymi gitarami.

Faiver

IGORILLA: Producent radykalny, który kręci unikalne i chore brzmienia, korzystając wyłącznie z oldschoolowych, analogowych gratów. Nasz A Fuzz Supreme (krążek pod tym samym tytułem wydano w 2022 r.) powstał z potrzeby dokończenia numeru, który dziesięć lat temu obiecaliśmy sobie zrobić. W międzyczasie Faiver przeniósł się do Belgii, ale dystans dzielił nas teoretycznie, a kolejne podsyłane przez niego szkice były prawdziwymi diamentami z Antwerpii. To, jak Michał łączy punkowe nastawienie z jazzowymi samplami i syntezatorowym jazgotem, odpala mnie w unikalny sposób i nasza EP-ka z zeszłego roku doskonale to pokazała.

Peepz

IGORILLA: Wszechstronność, świeże podejście i potrzeba udowodnienia czegoś światu i samemu sobie sprawiają, że Peepz konsekwentnie przebija się do producenckiego głównego nurtu. 2023 przyniósł naszą płytę „Anomalie” w oficynie BUMP12. Peepz to pokoleniowo nowa szkoła rapu i jego podejście do aranżowania wokali, dynamiczna organizacji pracy, multigatunkowe zainteresowania łączące post trap z hyperpopem dało mi na kilogramy świeżości i tonę pasji.

Igorilla i Peepz. Mam wrażenie, że nie tylko wąs ich łączy. Każdy pragnie, każdy szuka, każdy szponci.

Barto Katt

IGORILLA: Wizjoner muzyczny, który odciska piętno na wszystkim, czego się dotknie: bitach, rapach, miksach czy dizajnie. Dla mnie właściciel BUMP12 to megainspirująca osobistość i cieszę się, że „WOAH”, pierwszy singiel z „Anomalii”, był właśnie na jego produkcji. Ten bit mam ustawiony jako dzwonek w telefonie od półtora roku i się nie nudzi. Myślę, że jakiś większy materiał w tym duo to kwestia czasu.

asz

IGORILLA: Związany z postpunkowym Blokowiskiem asz to specjalista od ambientów i pogłosów, w których topi swoje ażurowe, synthowe kompozycje. Dungeon synth, vaporwave i postpunk to nie są rewiry, w które się do tej pory zapuszczałem. I dlatego trzeba to było zmienić. asz to producent, który z rapem nie ma nic wspólnego, i to jest bardzo orzeźwiające. Zero schematów (np. numery bez refrenów, zmienne metra i tempa) i eksplorowanie nowych mikrogatunków przyświecają naszemu projektowi ZANIM. Przed wakacjami pokażemy kolejny singiel.

Poniżej do odsłuchania wszyscy omówieni przez Igora producenci w jego wyborze utworów!