Na Europy peryferiach Kasta mówi basta
Wczoraj, 21 lipca, minęło 21 lat od premiery „Peryferii”, jednego z najważniejszych singli rapowych 2002 roku. Wczoraj też jego autor (a właściwie współautor, o czym później) Waldemar Kasta pokazał światu „Peryferie 2”, wydał album „Nestor” i spiął klamrą rapową karierę.
„Peryferie” były duże. Siedem i pół miliona wyświetleń na YouTube zupełnie nie oddaje tego, jak bardzo, bo przecież wychodziły w erze przedyoutube’owej. 17 miejsce albumu, który ów utwór promował, zdobyte na sprzedażowej liście OLiS również nie robiło większego wrażenia. Pamiętajmy, że to był debiut Waldka, czy jak kto woli Wally’ego (zapisywanego jako Wall-E na długo przed filmem Pixara). Premiera odbyła się w wakacje, w sezonie ogórkowym. Poprzedzał ją wyciek surowej wersji krążka do sieci. Producencki superduet WhiteHouse był jeszcze przed „Kodexem”, swoją pierwszą, prestiżową kompilacją, na której pojawiła się przekrojowa reprezentacja całej sceny. Przed solowym debiutem był również donGURALesko, drugi z „peryferyjnych” raperów. Bo Kasta to człowiek, ale podpisana pod singlem K.A.S.T.A. to coś więcej – Konfederacja Absolwentów Szkoły Technicznej Artykulacji (o tym również później)
Lepiej patrzy się na „Peryferie” z oddali. Więcej wtedy widać. K.A.S.T.A.
przeniosła na rodzimy grunt amerykański styl. Wzorowali się na twórcach zza oceanu zarówno w rapowaniu, jak i w ubiorze. Choć flow i głosy również były na zagranicznym poziomie, fani potrzebowali czasu, żeby w pełni zaakceptować takie podejście do hip-hopu. Często się przez to mówi, iż K.A.S.T.A. to grupa, która zdecydowanie większą popularność osiągnęła po zakończeniu aktywnej działalności niż w jej trakcie – pisał Andrzej Cała w „Antologii Polskiego Rapu”, której twórcy umieścili utwór w żelaznym kanonie i opisali. Znalazł się też wśród 120 najważniejszych utworów polskiego rapu w zestawieniu T-Mobile Music, na liście najlepszych kawałków w historii polskiego rapu wg słuchaczy OpenFM, pośród pięciu esencjonalnych dzieł Gurala na Porcys. Newonce nie uwzględnił co prawda „Peryferii” w swojej ikonicznej polskiej rapowej pięćdziesiątce, ale w 10-utworowym suplemencie już do niej – owszem. To była jedna z niewielu ekip, którą najpierw słuchało się dla nawijki, a dopiero potem dla muzyki – konstatował Jacek Sobczyński.
Co zatem decydowało o sukcesie? Zacząć wypadałoby od rzeczy najprotszej, a więc walorów artystycznych. Argumentowałem na T-Mobile Music: Dwóch gości, z głosami przebijającymi się przez każdy bit, absolutnych koncertowych masakratorów. Szorstkie style, z Guralem któremu wówczas do Ameryki jeszcze trochę brakowało i fakt, ten nadrabiał zapalczywością oraz Wall-e’m, surowym, wplatającym gdzieś w swój dudniący wokal melodyjność jamajskiej nawijki. Kilotony charyzmy detonowanej przez iskrę krzesaną przy zderzeniu dwóch silnych osobowości.
Warto jeszcze wynotować inny fragment z TMM, poświęcony już nie utworowi, a całej płycie Kastaniety: Największe wrażenie robi jednak idealna chemia między Wall-E’m, Guralem i soczystymi bitami WhiteHouse – mistrzami szlachetnych bębnów, pełnego basu, idealnie dociętych, pętlonych, krótkich sampelków z przewagą klawiszy i imponującej brzmieniowej głębi.
„Peryferie” nie są tylko fajnym numerem z mocnymi wersami i melodią. Poprzez współpracę liderów lokalnych rapowych społeczności połączyły te dwa miasta, które chcą się chlastać – rzecz jasna na fali piłkarskich animozji kibicowskich, wtedy dużo bardziej wyrazistych. Myślenie jednościowe poszło zresztą dużo dalej. Należy zwrócić uwagę na waldkową miłość do autonomicznej rapowo (dziennikarsko, producencko, wydawniczo) stolicy dolnego Śląska (Nie chcę tam, gdzie Wars i gdzie Sawa, Odrę wolę), ale przede wszystkim na odwołanie do uniwersalizmu Zulu Nation dobrze podsumowujące ten pozbawiony kompleksów akces do światowego hip-hopu (cyt. za stroną Audycji Kulturalnych).
Narysuj sobie Tao, kolejny raz masz do czynienia z naturalną koleją rzeczy, żeby znaleźć kogoś, kto będzie pasował do koncepcji całego ruchu. To ma być skomasowany atak na słuchacza i najlepiej jak to będzie Konfederacja Absolwentów Szkoły Technicznej Artykulacji, nie grubymi nićmi szyte, tylko rzeczywiście konfederacja ludzi którzy reprezentują różne style dające się podporządkować jednemu dążeniu, jednej ogólnej koncepcji. Wydaje mi się, że Gural sprostał wymogom – tłumaczył Waldemar Kasta. Może nie do końca jasno, ale wtedy hip-hop taki potrafił być: jeszcze etosowy, trochę z manifestu, z zespołami funkcjonującymi trochę jak sekty.
Gural z Wall-e’m uczyli się siebie nawzajem, konfrontowali mentalności – poznaniak był zachłyśniętym gangsterką chłopakiem z artystycznego domu, starszy od niego wrocławianin zaś wagabundą z bogatym życiowym, ulicznym doświadczeniem. Więzi z producentami z WhiteHouse nie trzeba było budować – Ci zresztą poznali się u niego na dzielnicy, Magiera przyjeżdżał na desce na dzielnicę Kozanów, na Dzielną, tam spotykali się z L.A. „Kastaniety” powstawały wspólnie, raper był na miejscu, realizował swoje koncepcje rękami specjalistów, aprobował i konsultował ich własne. Robili swoje, ale dla mnie – stwierdzał.
Wylano wtedy solidny fundament. Panowie nagrywają jeszcze potem podwójne „Kastatomy” (2003, wyd. Blend), do historii przechodzą ich występy na płycie DJ’a 600V („Wychylylybymy”) i Trzeciego Wymiaru („Wuuuf”), jednak najważniejsze są występy w całej Polsce i poza nią (pamiętny czeski Hip-Hop Kemp z 2004 roku). Energia i poziom wykonawczy każą mówić o nowej jakości. Jeszcze przed premierą drugiej płyty donGURALesko z lokalnej sensacji awansuje do ścisłej czołówki polskiego emceeingu – informuje „Antologia Polskiego Rapu”. WhiteHouse produkuje Guralowi cały debiut, a na drugiej płycie K.A.S.T.A. robią pięć numerów, mimo że Konfederacja (polityczne skojarzenia głęboko niepożądane) miała na pokładzie świetnie dysponowanego Kut-O.
Od premiery „Peryferii” minęło 20 lat i… Polska to już nie są jakieś peryferie Europy, a kraj z takim popytem na rap (niestety pod każdym względem zupełnie inny od hip-hopu sprzed dwóch dekad), że zagraniczne gwiazdy patrzą z zazdrością na wyświetlenia naszych gwiazd, a Mata wykupuje Billboard na Times Square. Najwięksi meldują się u nas na koncertach, Polscy producenci bywają zauważani na zachodzie. Szamz trafił np. a album Pop Smoke’a, gwiazdy drillu. To album pośmiertny, co zresztą wiele o klimacie drillu mówi.
„Peryferie 2” są drillowe. Wraca znany sampel (z „A Taste of Honey” Herba Alperta & The Tijuana Brass), ważniejszy jest jednak gniotący bas i szatkowana perkusja serwowane przez połączone siły 808mane oraz HVZX. Rudera z poprzedniego klipu ustąpiła miejsca lśniącym wieżowcom, ładnym muralom, odnowionym fasadom kamienic. Waldemar Kasta ma jeszcze bogatszą biografię – działacz związkowy, telewizyjny prowadzący znanego formatu, dyrektor artystyczny i konferansjer w KSW, organizacji promującej walki MMA, jak sam twierdzi twórca aktywny muzycznie na polu metalu i grunge’u. Wydaje go Agora, również dlatego, że nie jest to wydawnictwo jednogatunkowe, co nie wiążę rąk w związku z pozarapową przyszłością.
Drillem zaraził się w Londynie. – W Londynie drill jest niemal wszechobecny. Siedzę tam od 2004 roku z drobnymi przerwami – mówił Igorowi Wiśniewskiemu (Rytmy) pod koniec 2022. – W warstwie tekstowej nie znajdziesz trupów i znaków na lufie. Nawet gdybym takie rzeczy wyczyniał, tobym o tym nie opowiadał (…) Drill kojarzy mi się z najbardziej ortodoksyjną grupą szturmową ulicznego gangu. Umówmy się, że ja szefem ulicznego gangu nie jestem. Dlatego drill dla mnie to tylko subgatunek w obrębie hip-hopu. Po przesłuchaniu tej płyty ludzie zrozumieją, że nie ma tam gloryfikacji ulic – dodawał.
W „Peryferiach 2” pada określenie rap cyganeria, dziennikarz o nie dopytuje. – Byliśmy zbieraniną pewnej awangardowej grupy poetów. Stąd właśnie cyganeria (…) To jest ta wielowątkowość K.A.S.T.Y. i naszego podejścia. Reprezentowaliśmy wartości i przekazaliśmy je dalej. W mojej ocenie wszystko się tu zgadza – tłumaczy Waldemar.
Paradoksalnie drill stał się szansą nie tylko dla młodych, ale i dla doświadczonych zawodników. Premiuje niskie, chrapliwe głosy, wyraźnie dzielone flow, słyszalne uliczne obycie. Na płycie jest zatem Kacza, chuligan pamiętany z debiutu Molesty. W „Peryferiach 2” nie ma niestety Gurala – a szkoda, przełamałby pewną monotonię słyszalną już po trzech minutach gadki – niemniej panowie podrillowali już sobie wcześniej, w guralowym singlu „Maradona”. Waldek wypadł tam znakomicie.
Nowy numer też należy uznać za udany. Bit jest światowy, podgatunek średnio sprzyjający przekazowi, a i tak słuchamy słów, koncentrujemy się na nich. Kiedy Kasta podnosi głos, żeby zarapować Ja jestem kolesiem, co w potrzebie, gdy jesteś na glebie, przynajmniej cię z niej podniesie – to jest to naprawdę mocny wers. Wrażenie robić może odcięcie się od konsumpcjonizmu wpisanego w tę muzykę. Masz super wóz, wow, luz, ja mam wóz albo przewóz – to kolejna linijka do zapamiętania.
Tę ostatnią zacytowaną niech będzie Choć nie mój, nie mój masz na ścianie plakat / to od lat mnie małpujesz jak makak. To nie są czcze przechwałki. Kasta żegna się z rapem będąc świadomym swojej wartości i szanowanym, ma na płycie „Nestor” wielopokoleniową listę gości (oprócz wspomnianego Kaczy m.in. Kabe, Miszel, Sitek, Ńemy, Sarius, Frosti, Berson, Paluch; nie ma lepszej rodzimej obsady drillowej płyty), modnych producentów na liście płac, odnajduje się w estetyce nijak nie będącej dla niego tą macierzystą (oprócz Szamsa, np. Worek, Swizzy). Wystawia się na sprzedaż, ale w takiej konwencji i na takich warunkach, jak sobie życzy.
To, co, „Peryferie 3” w 2044 roku? Wcale nie postawiłbym pieniędzy na to, że ich nie będzie. A już na pewno nie na to, pod jaką muzykę dadzą się wtedy podpiąć. Może nikt już jej nie będzie dzielić?