To wszystko wraca. Nostalgii w rapie ciąg dalszy

Nostalgia w polskim rapie okazała się zbyt pojemnym zagadnieniem, by choćby liznąć ją w dziesięciu utworach, więc poprzednia publikacja powinna mieć swoją kontynuację. – Czas leci, nie no, ona znajdzie się i u Zipów, i u Moleściaków, i u Wzgórzaków, i u każdego. Zróbmy kiedyś top 100 w takim klimacie – pisze do mnie jeden z poproszonych o współpracę dziennikarzy.

I widać, że najchętniej grzebie w rodzimej starej szkole. – Nostalgię w muzyce wolę odczuwać zdecydowanie w kontekście wpływów i brzmienia, a nie do końca w tym jej potocznym rozumieniu, ze swego rodzaju wpisaną „rzewnością” – wyjaśnia drugi, zainteresowany poczynaniami młodych adeptów sceny z Memphis. Skoro mamy taki rozstrzał gustów, a wybierane utwory dzieli ponad 20 lat, to znaczy, że serio jest temat. Róbmy go!

IGOR PRUSAKOWSKI (ex-VICE, ex-T-Mobile Electronic Beats, „Noise Magazine”): To, co działo się od przełomu lat 80. i 90. na południu Stanów, mógłbym porównać chyba tylko do blackmetalowych maniaków z ery tape-tradingu. Tegoroczny „PHONKER” CRANK ALLa to osiem konkretnych strzałów kierowanych memphisową nostalgią i doskonałym zrozumieniem tamtej sceny. Są tutaj cięte, wokalne sample we wprowadzeniach, jest charakterystyczny cowbell, jest Roland TR-808, a przede wszystkim jest nawijka, która z tych numerów robi hity. Wybrałem numer „OFFLINE” z wbijającym się w głowę refrenem, ale też narkotyczno-uliczną przewijką. To nie jest płyta z Memphis. To jest rap z Polski, który oddał klimat od Lil Ugly Mane’a, przez Denzela Curry’ego, aż po Ramireza. Agresja przeciwstawiona luzowi i mocne, dosadne linijki dopełniają się razem z bitem i idealnie rozwiązują jednak ten nostalgiczny worek.

Na drugim biegunie tej nostalgii leży „Live. Love. A$AP” Rocky’ego. Wtedy pojęcie trapu, wówczas idącego pod rękę z cloud rapem, zaczęło się w Polsce nieśmiało pojawiać, zaś ten mixtape wywrócił moje ówczesne, 16-letnie myślenie o hip-hopie – i mam wrażenie, że podobnie musiał odbierać to Yung Adisz, który na początku tego roku wydał świetną moim zdaniem „Kopenhagę” promowaną utworem „Got It”. Ten numer to z jednej strony cięższe kawałki z wspomnianego a$apowego mixtape’u, a z drugiej – zwłaszcza dzięki refrenowi Nestee i wersom – pierwsze tracki Yung Leana. Przepadłem za sprawą tego singla i często do niego wracam – bo choć trudny i cholernie mroczny tekstowo, to jednak w połączeniu z płynącym powoli bitem nie pozwala zapomnieć o początkach cloudu.

MARCIN „AMBER” AMBROZIAK (BrakKultury.pl): Nostalgia to przemijanie. Tęsknota za tym, co było, ale też myślenie o tym, co i kiedy przeminie. A – jak pisał poeta Jerzy Zagórski – wszystko, co piękne jest, przemija. Wspominać będę rapuje w 2000 r. Jano na drugim albumie grupy OMP, a wtórują mu przyjaciele z RHX Składu: Inespe i M.A.D. (później Emade), przytaczając osiedlowe przeżycia, dzięki którym stali się tym, kim są. Konkluzja: warto pamiętać przeszłość i wracać do niej myślami. Gdy rok później imielińskie już-nie-szczeniaki nagrywają album, rewanżują się zaproszeniem Jano i w ten sposób powstaje swoisty nostalgiczny dyptyk. W „Zostawić coś”, utworze zamykającym „Ocean Szarych Bloków”, suche trzaski winyla kontrastują z wilgotnymi dźwiękami klawiszy – już słysząc ten bit, zawsze mam przed oczami mokry od deszczu cmentarz i migające światełka. 19 lat za mną – wszystko przede mną. / Gówno przecież wiem, ale rzecz pewną znam jedną. / Coś po sobie zostawić, siebie na mapie zaznaczyć (…) / Ta myśl będzie ze mną – zaczyna Inespe. Nie tylko myśli o śmierci, on już wie, że ta myśl będzie mu towarzyszyć całe dorosłe życie. Czy to takie nasze, polskie? Może przez tę wilgoć w powietrzu i zmrok o godz. 17?

O tym, co przeminie, a konkretnie o własnym życiu, znakomity numer nagrał Pelson na EP „3854 i 3 kroki”. „Ostatni dzień” to imponująca historia o tym, jak spędziłby dzień, wiedząc, że „to jego ostatni na Ziemi”. Dlaczego mi imponuje? Tomek na śniadanie je grahamkę z kefirem, czyta, wychodzi na spacer, bo lubi to miasto i spokojnie kieruje się do studia, by nagrać nam swoje ostatnie wersy. Potem chce jeszcze raz zobaczyć, jak uśmiecha się Ona, a wieczorem spojrzeć w oczy matki i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. I już – jest gotowy zrobić butelkę ze Świętym Piotrem. Rozbrzmiewa piękne solo na trąbce. Mnie kojarzy się ono… z pogrzebem. Ale takim, na którym wszyscy uśmiechają się, pogodzeni z losem, bo jego główny bohater miał dobre życie. Często wracam do tej melodyjnej, mądrej i inspirującej piosenki.

TYMEK PASIERBIAK (ex-Studenckie Radio ŻAK Politechniki Łódzkiej, ex-Ślizg): „Nostalgia” lub „Pezet” – wybierz jedno. Nie da się. To jeden z podstawowych produktów z portfolio warszawskiego rapera. Wydana w 2004 „Muzyka Poważna” jest tym krążkiem, do którego wraca każdy wrażliwiec, gdy tylko kasztany zaczynają łupać o chodniki. Prawdziwym hymnem nostalgików stał się numer „Gubisz ostrość” z wersami: Cały czas w tyle głupich miejsc wracam / Nie mam już nic z tej brawury, mam tylko kaca / Pamiętam, jak przez maniury chlam jak psychopata / Wiesz, pamiętam to jak dziś, dziś to wszystko wraca. Pezet był wtedy zaskakująco, jak na swoje czasy, szczery. Taki sposób wyrażania emocji nie był najpopularniejszą ścieżką obieraną przez polskich raperów na początku nowego wieku. Zastanawia tylko jedno. Kiedy raper rozwinął w sobie tak silne poczucie nostalgii, jeżeli mówił o sytuacjach, które w zasadzie dopiero co przeżył? Odpowiedzi można szukać na jego kolejnych, nawet tych bardziej „rozrywkowych” płytach. Każda z nich uderza delikatnie w nostalgiczne tony, powraca ten motyw. Widocznie ma to we krwi.

Pochodzący z Gdyni Belmondawg wyspecjalizował się w zaskakiwaniu odbiorców. Rzuci niespodziewanym neologizmem, znienacka wprowadzi błyskotliwe nawiązanie do klasyki literatury czy w nieżenujący sposób zrymuje „Mein Kampf” z „Minecraft”. Nie można się dziwić, że zaprosił słuchaczy na „Te tereny”, retrospektywną podróż po międzytorskiej miedzy, gdzie rządzą kontenery, elewatory, opuszczone tory oraz torfy, słychać przeciwmgielny buczek podczas słoty, a Młody G, Belmondziak / Dźwigi widzi z okna. Nostalgia jest jednym z najbardziej subiektywnych uczuć, dlatego lekkość, z jaką Belmondo przenosi w ciężkie otoczenie swoich młodzieńczych lat, budzi podziw. Retrospektywny obraz dopełnia dość jednostajna (ale nie nudna!) muzyka Expo 2000, która nasuwa skojarzenia z klasycznymi produkcjami pionierów polskiego beatmakingu.

KRZYSZTOF NOWAK (ex-newonce, ex Rytmy.pl, Going. MORE): 17 lat temu członkowie opolskiego zespołu Dinal urządzili w „Chryzantemach złocistych” pogrzeb swoim młodościom. Obok miejsca pochówku położyli lufki, deski i worki, na płycie postawili chryzantemy, a ich erudycyjnym historyjkom o niebieskich dołkach i zielonych szczytach akompaniował słoneczny podkład im. Billy’ego Prestona. I tylko żaden z aktywnych i biernych uczestników ceremonii nie mógł podejrzewać, że to tak naprawdę nie tylko pożegnanie czasów górnych i durnych. To także jedno z pierwszych odejść rapu hołdującego pięciu elementom kultury, pamiętającego o follow-upach i przypominającego: spokojnie, czego nie dorapujecie, to na pewno dopiszecie. Wieko zakrył głodny szerokiego uznania i tony bilonu rynek. Kamieniem była i jest presja maksymalizacji, do której najkrótsza droga jest wybrukowana uproszczeniami. Cóż, przynajmniej dzięki temu mamy 17 lat później szansę obcować z dwutorową nostalgią. Czyli podwójny profit, czyli podwójnie dobrze. Bo przecież o profity i maksymalizację chodzi teraz w rapie, prawda?

Jeśli jakiś polski kawałek rymobitowy ma potencjał, by z okazji któregoś benefisu autora przemienić się we wciągającą grę terenową, to z pewnością „Sentymental”, nazywany przez gospodarza rapem na zamówienie chwili. Nawet bez niej KęKę zrobił dla promocji radomskiego Ustronia bardzo dużo przy akompaniamencie słodkich, lepiących się dźwięków z rozpłyniętych strun LuckyLoopa, również radomianina. W tej opowieści z blokowiska nie ma zwrotów akcji. Ba, nie ma nawet akcji – jest za to kalejdoskop obrazów-magdalenek, bo jak jest rapowane: już zmiana zaskakuje wszystkich. Życie w tej zwyczajnie niezwyczajnej wielkiej płycie smakuje jabłkiem i śliwką, pachnie spirytusem i trawą, ogłusza IRĄ i kamazem. Choć wszystko się zmienia, to nic się nie zmienia, a mała ojczyzna nie staje się obczyzną. I choć jest jak wszędzie, to jednak jak nigdzie. I to jest właśnie definicja nostalgii.

MARCIN FLINT: Do dziś zachwyca mnie konstrukcja „Nic” Borixona. Raper zwraca się do swojego wspomnienia, do dwójki zakochanych – najpierw do niego, potem do niej. Dużo rymów po pierwszej zwrotce zostaje, ale siedzą w innych kontekstach. Refren z domkiem z kart, czasem i wiatrem byłby kliszowy, wcześniej była jednak kradziona wódka, kradzione tulipany i ślady po brzytwie, więc to fascynująco kontrastuje. A w piosence jest pustka, ta czarna dziura, która zostaje po wielkich miłościach i zieje nostalgią. Finezja i prostolinijność idą za ręce, w tle robotnicze Kielce, a słuchacza żre żal, że się nie udało. Tak piszą mężczyźni, nie chłopcy.

Do dziś nucę też „Mirafiori” Tedego. Nie ma co się rozwodzić, Graniecki umie w nostalgię, zanurza się w te słodko-gorzkie wspomnienia i nie traci gruntu. Wystarczy odciągnąć trochę żółci, te wszystkie tyrady o hipokryzji sceny, odciąć liczne mechanizmy zabezpieczające i ironie stosowane po to, by nikt przypadkiem nie raczył wrzucić artysty do worka z napisem „kiedyś to było” i można jeść łyżkami. Dla smaku obrazków i wersów takich jak Jadę znów przez osiedle i widzę ten mur przez szybę / Malował po nim Forin, po nim Cybe, po nich setki ksywek, dla wspomnienia służewskiej ekipy z Nosko (to skrót od ulicy). I dlatego, że wszystko przemija – Sir Mich nie produkuje już Tedego, Danny nie śpiewa refrenów nikomu, a facet od tytułowego Mirafiori zatracił się i nie żyje.

*

Otwierające zdjęcie przedstawia Pezeta i pochodzi z jego oficjalnego profilu facebookowego. Playlista zbierająca utwory z obydwu „nostalgicznych” publikacji (część pierwsza: TUTAJ) znajduje się poniżej poniżej – nieobecne na Spotify wybory Krzysztofa Nowaka (Dinal i KęKę) dziennikarz zdecydował się zastąpić „Dzieciństwem” Eldo i „Latami” Czarnego HIFI z rapem Sokoła.

.