Wiatru czas. Polski rap nostalgią stoi

Taki już urok naszej jesieni, że rozpamiętujemy i wspominamy na potęgę. Rap nie jest wyjątkiem, bo, niczym u Łony, ogrzewanie splata się w nim z przemijaniem. I gdzieś od ponad dwóch dekad, od „Świateł Miasta” grupy Grammatik, trwa ten splot, niekoniecznie słoneczny. W tym roku obchody na dobre właśnie się rozpoczęły: Paweł z Ursynowa wydał singiel „Stary Pezet„, w dodatku biorąc podkład Waco z 1999, coraz starszy Taco Hemingway na płycie „1-800-OŚWIECENIE” brnie przez sentymenty, znów uprawia turystykę wewnętrzną, skacząc po osi czasu.

Nostalgia jest jak ten ten stary serial z telewizji, „Cudowne lata” – niby się uśmiechasz, a jednocześnie masz ochotę się rozpłakać. Jak wrześniowe słońce, które jeszcze wszystko ozłoci, ale już nie rozgrzeje, jakbyś chciał, zaś pod cienką warstwą złotego kryje się ciemno i zimno. Nostalgia to strata i świat nieistniejący, nie do odwiedzenia wymarzonym Deloreanem, który zresztą nie wygląda tak fajnie jak z VHS, wygląda jak kupa złomu. Ból fantomowy.

Ale też każdy ma prawo do swojej definicji. Zaprosiłem więc dziennikarskie grono, byśmy nawzajem pozaskakiwali się tym, gdzie rzeczoną nostalgię można dojrzeć, skąd może wychynąć, a także jak ją dookreślić. I żeby nasze rekomendacje przełożyły się koniec końców na zestaw utworów, który ułatwi chwile, w których – znowu Łona, który nawiasem mówiąc, też ma nową płytę i motyw „kiedyś to było” również na niej występuje – jesień nas tak naszła bez zapowiedzi.

KLEMENTYNA SZCZUKA (ex-Papaya.Rocks, ex-Skrr.pl, ex-newonce, „Vogue Polska”): Mokebe jest zmotywowany, by rozwijać się jako raper, i skoncentrowany na swojej drodze. Jeśli spogląda wstecz, to zazwyczaj tylko po to, by zauważyć, jaki progres zrobił jako człowiek i artysta, ile zmieniło się od czasów, w których jeszcze z pewną dozą nieśmiałości nawijał z kumplami w garażu przy ulicy Prusa w rodzinnym Łukowie. Ale w utworach Mokebe raczej nie czuć tęsknoty. Pojawia się za to melancholia, którą na debiutanckim albumie „Chwil Gablota” uwypukla warstwa wizualna inspirowana filmami Wong Kar-Waia. Dlatego też na tej płycie wyróżnia się wyprodukowany przez sorryfalkona refleksyjny „Tańczmy na ulicy”. Sobota wieczór, a tu pusto jak w pandemię / Gdzie się podziali ci ludzie, kompletnie nie wiem / Rozbierałbym już pakiet Pereł, ale nie ma chętnych, więc oblecę rowerem teren i powtórzę „Breaking Bad” – Mokebe rapuje o wspomnianym Łukowie, który jakoś skisł. Zwrotkę dodaje także Profeat: Jedyne, co tu pozostanie, to te parę kaset.

Na „Ogrody Mixtape 3” biłgorajski raper Kukon znajduje się w zupełnie innym miejscu w życiu, niż znajdował się trzy-cztery lata temu, nagrywając poprzednie części kultowej trylogii. Teraz, gdy podróżuje po świecie i próbuje sobie odbić trochę na zdrowiu ten melanż, dopada go przeszłość. Niektóre wydarzenia odcisnęły ślad na psychice rapera, ale przywołuje także wspomnienia, do których ma sentyment. Pewne rzeczy pozostają niezmienne, jak rap i nocne przejażdżki autem po mieście. Za dawnych lat robił to codziennie. W „W aucie noc i 90bpm” Kukon wykorzystuje refren z kawałka „Noc rap samochód” Eldo. Baltik Beatz, podobnie jak sorryfalkon w „Tańczmy na ulicy” Mokebe, oddaje na bicie klimat deszczowego wieczoru, w trakcie którego dociera do nas, ile zmieniło się na przestrzeni czasu.

KUBA WOJAKOWICZ (Rytmy.pl): Nostalgia od zawsze była dla mnie niezwykłym uczuciem. Łączy w sobie zwykłość i codzienność z czymś wręcz poetyckim. Dotyka każdego, nawet tych, których zjawiska metafizyczne zdają się nie imać. Najumiejętniej tej poetyckiej strony zjawiska dotknął w polskim rapie duet Zaburzenia. Szatt i Kuba Witek (znany części słuchaczy jako Tusz Na Rękach) w utworze „Igły” postanowili odsłonić nagie ciała, a na nich blizny. Wyjątkowo nie lubię komunałów w stylu „utożsamiania z tekstem”, ale tutaj ciężko zdobyć się na coś mądrzejszego. Każdy w końcu ma własne igły i słuchając, ma przed oczami inne przeżycia. Chwała duetowi, że odnaleźli tę cienką granicę między tanią ckliwością a emocjonalnością i idealnie wyważyli punkt ciężkości zarówno w kwestii tekstu, jak i niezwykle delikatnego bitu.

Dużo bardziej oczywiści i konkretni są Bisz i Radex w „Dorosłych”, co absolutnie nie ujmuje utworowi ani jego autorom. Ciężko chociaż przez moment nie popatrzeć z rozrzewnieniem na swoją przeszłość, gdy Bisz, wchodząc w bit energetycznie, oznajmia nam coś, co część mogła do tej pory wypierać: Puff! I jesteśmy dorośli. I ta mityczna dorosłość wcale nie okazuje się tak fajna, jak pewnie większość z nas jako dzieci zakładała. Trudno nie odczuć, że coś zgubiliśmy po drodze. Dużą zasługę w budowaniu gryzącego poczucia nostalgii ma także bit Radexa. W pewnym momencie utworu producent dostaje przestrzeń, żeby się „rozhulać”. A wraz z nim nasze myśli.

IGOR WIŚNIEWSKI (ex-Popkiller, ex-Rytmy.pl, Studenckie Radio ŻAK Politechniki Łódzkiej, „Plus Minus”): Quebonafide nie bez powodu uznawany jest za postać przełomową. Nie było wcześniej gościa, który działał na taką skalę; niepodważalny wkład w podziemie, diamentowe wyróżnienia, gościnne występy z całego świata, trasa po największych obiektach w kraju, która bardziej niż koncerty przypominała spektakl. Trudno mi sobie wyobrazić lepsze podsumowanie przebytej przez rapera drogi niż „Refren trochę jak Lana Del Rey”. Zaczynając od subtelnego, melancholijnego bitu ka-meala, płynąc przez hipnotyzujący wokal maszyitsme, na samym Kubie kończąc. Bo Grabowski, mimo że utwór trwa pięć minut, zdaje się oszczędny w słowach. Przytacza strzępki historii, które tylko potęgują wydźwięk całości i zachęcają do chwili refleksji.

To, co piękne w nostalgii, to jej jednoczesny uniwersalizm i subiektywizm. O ile perspektywa faceta, który zdobył wszystko, by zdać sobie sprawę, co rzeczywiście ma wartość, zarezerwowana jest raczej dla wybranych, tak z trudami emigracji utożsamić może się większe grono. W „Liniach Lotniczych” Duchu z Emenem szukają własnego miejsca, gonią za lepszej jakości życiem. Zupełnie jak ich rodzice i przyjaciele. Produkcja PTK może i trąci przesadnym patosem, lecz dzięki temu rzucane wersy w rodzaju Lecę do domu i czemu jestem tak bardzo nie stąd? mają czas, by odbić się odpowiednim echem.

MARCIN BLIND (FollowRAP, Rapnews): Z nostalgią wspominam czystość miłości do rapu, jaką charakteryzował się Orzeu – zmarły członek ekipy Projekt Nasłuch. Organizował dziesiątki koncertów w swoim mieście (bardzo często dokładając do interesu), udostępniał swoje studio nagraniowe za darmo, propagował kulturę hip-hop poza środowiskiem. Po wielu zostały tylko plamy na stołach / Jasne obręcze, znak olimpiady / Milion melanży – nasza Barcelona – za każdym razem, kiedy słyszę „Piach” i te wersy RDI, myślę sobie, jak bardzo muszą mu się łączyć z postacią nieżyjącego przyjaciela. Sam utwór to emocjonalna opowieść dla każdego. Koleje losu dzieci lat 80. i 90. nie miały zbyt wielu możliwych rozjazdów. Dostajemy melancholijny podkład autorstwa BobAira z dominującymi bębnami. Gościnnie w utworze pojawia się PIH, który jak mało kto potrafi pisać o przemijaniu.

Drugi wybór również jest szczeciński. To „Nocny ekspres” Łony i Webbera. Miłość Adama do kolei daje o sobie znać na każdym jego albumie. Sam na co dzień pracuję jako kierownik pociągu, więc ta tematyka jest mi niezwykle bliska. Tym razem otrzymujemy komemorację współpodróżnych, którzy, będąc ciałem w pociągu, uciekają myślami jak najdalej. Z pozoru nic ich nie łączy – poza wspólnym środkiem podróży, jednak czy aby na pewno? Trzy pary torów wiodą w mrok bez celu / Trzy pociągi, a w nich trzy przedziały, w środku troje pasażerów / Choćbyś się wytężał, tor zmieniał szynom / To nie pojadą razem, mogą się najwyżej minąć. Najpiękniejsze w tym utworze jest to, że każdy z nas zna takich podróżnych. Życzę każdemu, aby sam nigdy nie okazał się jednym z nich.

MARCIN FLINT: Dla mnie król nostalgii jest w polskim rapie jeden i jest to Jot. Zwykle udowadniam tę tezę, sięgając po genialne „Dla”, ale teraz wytypuję inaczej. Wybór jest skrajnie szeroki, mógłbym sięgnąć po którykolwiek z utworów z wrześniowego „Dubu”, stawiam jednak na sześć lat starsze „Na każdym osiedlu”. Dlaczego? Bo wyobraźnia zabija tu nudę, podchody za blokiem / laski obok grają w klasy, mamy krzyczą do nas z okien i zanim zaczęliśmy gonić za mirażami na haju / bawił nas nawet ebonit w samochodach marki maluch. Zakochany w swojej młodości wrocławiak na zwyczajowo miękkim, słonecznym podkładzie i te wszystkie smakołyki za szybą przeszłości, po które nie można sięgnąć, których nie można kupić. Ech.

W „Porcelanie” Dzikich podkład BodziersONa jest ładny, ale celowo trochę zepsuty, przez co słodko-gorzki. Raper Igorilla składa relację z odwiedzin w mieszkaniu mamy, rekwizyty podsuwają wspomnienia i skojarzenia. I tylko prawda jest daleko jak Scully dekolt, a to, co było we mnie, poznikało / jak na pół wywołany Polaroid. Ochroni nas armia aniołów porcelanowych w refrenie to wzruszający wers, nawiązujący do tej naiwnej nieskażonej, dziecięcej wiary. Co jeszcze? Dzicy wydali właśnie drugą płytę i jest tak dobra jak pierwsza. A jak ktoś lubi „Porcelanę”, powinien cofnąć się do „Papierosów” z debiutu Mamy Selity. Nawiązania, nawiązania…

*

Ciąg dalszy nastąpił – do przeczytania TUTAJ

Otwierające zdjęcie Łony wykonał Hubert Grygielewicz i pochodzi z oficjalnego profilu FB artysty. Poniżej playlista – niestety, nieobecność na Spotify dwóch utworów wymogła zmiany, zamiast wybranego przez Igora Ducha z Emenem jest Flojd z Wiro, a zamiast Dzikich (selekcja autora bloga) – Inicjatywa. .