13 minut dla podziemia

Niewygodnie pisać o angażującym aż 35 osób „Blitzkriegu”, inicjatywie Podziemnego Frontu i Rappropaganda Label. Sprawą oczywistą jest, że należą się oklaski. Za to, że to przedsięwzięcie z rozmachem, a zarazem oddolne, etosowe i wspólnotowe, niepodyktowane tym, żeby zasięgi były większe i pieniądze były większe. Za pomysł łączenia didżejów, raperów, beatboksu i tagów. Za bit Rico, który niesie i przez to 13 minut nie nudzi. Za to, że dla paru zdolnych, zapomnianych bądź niedocenianych osób to może być wiatr w żagle i znów im się zachce. Za Druha Sławka, legendę z eteru i z papieru, bo pamięć rapowa bywa wybitnie krótka, zaś wypinanie piersi po nieswoje ordery trwa w najlepsze.

Z drugiej strony nigdy nie byłem za tym, żeby definiować underground jako dekady nieumiejętności popłynięcia z bitem, sztucznego obniżania głosu, udawanej pewności siebie czy komunałów przeplatanych wyświechtanymi, bitewnymi metaforami, które nikogo nie pobiły i nie pobiją. A to się w „Blitzkriegu” zdarza. Fuzja elementów nie jest płynna, natomiast w komiksowym teledysku zdecydowanie za dużo Macieja Sieńczyka (bez jego ironii), za mało Marvela i o ile te miejskie tła bywają fajne, o tyle animacja jest, cóż, niefortunna.

Odnotowuję zatem wydarzenie – bo czy się to komuś podoba, czy nie, to jest to wydarzenie – i skupiam się na tym, co przypadło mi do gustu i wzbudziło mój szacunek. Będzie jak z „Puk Puk! Kto tam?” Ero z warszawską reprezentacją. Selekcjonuję dziesięć wejść, wyjaśniam swoje motywy.

1. Duże Pe

Wzór, jak przygotowywać krótkie wejścia. Klarowność dotyczy tu nie tylko dobrej dykcji i emisji, ale też dobrego pisania, które jest takie, jakie w hip-hopie być powinno – nonszalanckie, zabawne, dobrze spuentowane. Znać mistrza stylu wolnego i po prostu mistrza ceremonii, znać też gościa, który nie marnuje czasu.

2. Pez

Pamiętam, jak Krzysztof Nowak chwalił w recenzji ostatni materiał QRZ, zespołu Peza. Pisanie jest dobre, ale pisać można się nauczyć. Gorzej z czuciem bitu, swobodą rapowania. Pez płynie, dzięki czemu wersy pokroju Stoimy w jednej linii jak 4-4-2, które nie są przecież nie wiadomo jakimi punchline’ami, prezentują się bardzo dobrze. Towarzystwo w „Blitzkriegu” bywa amatorskie, ale Pez jest raperem.

3. Haja Graf

Haja musi wykorzystywać takie szanse i brzmi, jakby o tym wiedziała. Wchodzi z werwą, natychmiast wiążąc się z 71, tradycją hiphopowego Wrocławia i zarazem kłaniając Ero JWP. To jest ten entuzjazm niewypalonej zawodniczki. Nawet to przestawianie akcentów nie irytuje tak, jakby mogło.

4. Ryfa Ri

To nie tylko najmilszy dla ucha ponglisz i swoboda definiują, co znaczy nie rapować od linijki. Jest coś odświeżającego i jakiś nerw w tym, że funk lady rzuca barbarzyńskie jak ci przyp…ę, to się skończysz, lamusie. A wygrałam, bo to czuję to najświętsza prawda.

5. Skiles Flores

Nie znałem wcześniej człowieka i może szkoda, bo jak już coś nagrywał, to zawsze dobrze. Co tu dodać, styl jest wystudzony i slick, znać faceta elokwentnego, wychowanego na Souls of Mischief, a rymy w stylu bestią / the best yo to ten duch lat 80., który nam w polskim rapie zginął.

6. DJ Qmak

To, że po Druhu Sławku wjeżdża didżej, to dobry pomysł. Tym lepszy, że Qmak sięga po polskie cuty – umie je dobrać, skomponować, osadzić w rytmie. Przedstawia siebie, przedstawia projekt, a ten Włodi na koniec po prostu działa, choć wcale nie jest to 16 wersów.

7. DJ Bulb

To, co Qmak otwiera, to Bulb zamyka, tworząc klamrę. Jest gęsto, słychać didżeja w sztosie – aktywnego, ćwiczącego, dogrywającego się, bez – tego niestety nie da się powiedzieć o wszystkich zaproszonych didżejach – żadnego skreczowania nieświeżego „fresh” i katowania w kółko swojej ksywki.

8. Kaucer

To jest wejście weterana, tak się daje znać, jaką marką na hiphopowej Lubelszczyźnie było SNR Crew. Połączenie dużego spokoju z chęcią przekazania czegoś i gęstym rymowaniem sprawdza się i rapowy Lublin ma prawo być zadowolony ze swojego zasłużonego przedstawiciela.

9. Jano z OMP

Uśmiechnąłem się przy wejściu Janowakka, masz mojego ósemaka, tak jest charakterystyczne. Zresztą Jano zaskakuje mnie kolejny raz, przed chwilą zrobił to przy udanej grupówce Łysonżiego, Ninjy, Skorupa i Jacy, co biorąc pod uwagę, że to pionier i mógłby zanudzać, jest godne pochwały. Specyficzna jest ta relacja z bitem, ale ten uśmiechnięty, odświeżający, wilanowski styl pozostał.

10. Nomad

Polska nigdy nie miała swojego E-40 i Nomad nim nie jest, ale ten offbit i własna fraza jest czymś, co wyróżniało go w czasie, gdy Układ Warszawski był w kontrze do rapowej Warszawy zgromadzonej wokół DJ-a 600V i wyróżnia go dalej, ba, dykcja jest lepsza. Niski głos, pewność płynąca z doświadczenia w kontrze do dzieciaków, nie ma tu niczego spektakularnego, jest za to odnotowywalny występ.