Japoński łącznik (playlista)

Trudno o klucz, który na jednej playliście pozwoli połączyć wszystko, co wrzuca się do wora z napisem „rap”. A jednak jest jedna bandera, która pozwala polskim twórcom płynąć razem niezależnie od pokolenia, obranej estetyki czy statusu. I jest to bandera egzotyczna, przedstawiająca krwistoczerwone słońce.

Sam 2023 r. jest tu bardzo wymowny, wspaniale pokazuje siłę kontrastów. Raper Memfiz na bicie Pstyka bierze miecz katastrofy i tnie, jak mu kiedyś Wu-Tang Clan przykazał, ogłaszając się jako „Ostatni samuraj”. Szpaku deklaruje się jako „Ostatni ninja”, a w klubowym kawałku „Totoro”, pragnąc ucieczki, chce szukać ducha lasu osławionego za sprawą filmu Studia Ghibli, animowanego klasyka mistrza Hayao Miyazakiego. Jego (i Kubiego Producenta) album nazywa się „Uzumaki forma ostateczna”.

Fillomatic, podziemna ekipa rapująca po godzinach, ma całą epkę w klimacie japońskim, bardzo surową, wręcz nieprzyjazną, przesiąkniętą refleksją cywilizacyjną, naszpikowaną odniesieniami. Twoja ekipa – Vega, moja Kurosawa, ała / to jest jak wołowina z Kobe, nie żadne sushi z Lidla w chłodziarkach – rymuje jeden z Fillomatów, Konarski. Dla odmiany Pezet, o którym złośliwi od lat mówią, że nie ruszy palcem bez dilu reklamowego, zaprasza do „Tokyo” w rytm panującego obecnie jersey clubu, na podkładzie modnego, eksportowego producenta Szamza (współpracował z Bruno) i z refrenem, który sprawił, że znajomi wysyłali sobie wersy napisało AI / nam scenariusz hentai jak memy.

To jest okładka „Tha Samuraiz”, wydanej w wakacje 2023 epki undergroundowego kolektywu Fillomatic.
Ten odpowiednio obrandowany samochód to element promocji nowego wydawnictwa Pezeta – „Abstrakt EP”.

Osvaldo Mobray, jeden z najciekawszych głosów drillowych, otworzył rok epką „Different District”. W „#forestwhitaker” czuć ten orient w dźwiękach, ale to w „#jiroono” pada wers: przy mnie nawet sushi Jiro Ono z Tokio dusi w nos jakby przeterminowane rok. A jeżeli kogoś kręci instrumentalny drill spod znaku kwitnącej wiśni, powinien monitorować bity Gap1’a. Producent w opisie „Katany” zapewnia, że instrumental to sekretna broń, która zapewni wersom zabójczą precyzję, a czeka jeszcze „Harakiri” i „Blade”, wprost opisane jako japanese hard melodic drill.

Aljas w singlu z końca 2022 r. (ale promujące tegoroczną epkę „Magister”) zdecydował_a, by w refrenie ostrego, osobistego numeru zaprosić na „Neon Genesis Evangelion” z kaset wideo. Dlaczego? Może dlatego, że to taki cyberpunk, w którym (za sprawą doświadczeń) twórcy znalazło się miejsce na depresję, traumę, stany lękowe. A dobrze wiemy, że choć Aljas przechwala się, jak hip-hop przykazał, to osobom rozprawiającym bez owijania w bawełnę o queerowej tożsamości i prawach społeczności LGBTQ+ w Polsce nie żyje się łatwo.

„Chwil Gablota”, album pochodzącego z Łukowa Mokebe, był zapowiadany jako opracowany w estetyce azjatyckich wiraży, pełny symboliki i eksperymentalnego brzmienia. Twórca dał się poznać jako fan kina z Dalekiego Wschodu, jego hipnotyczny cloud rap pasuje do neonowej oprawy i strumieniowanych myśli. Chciałbym chodzić z nim w słuchawkach po Nipponie nie dlatego, że wie, o co chodzi z kartami Yu-Gi-Oh, a jeden z utworów nazwał od japońskiego makaronu – „Udon”.

Dwa podkłady na „Chwil Gablocie” współprodukował ideshii. Nie udało mi się znaleźć w sieci nic na jego temat, niemniej inspiracje do jego ostatnich instrumentalnych osiągnięć są czytelne. „Hanami” jest harmonijne, relaksujące, ma mnóstwo melodii – niby hip-hop do nauki/do pracy, acz na tle całej masy lo-fi beats urokliwy.

Zwolennicy rapu bardziej klasycznego powinni sięgnąć po „Samuraja” Szadiego z emigracyjnej ekipy DS Cartel. Sprawny raper ubrał w samurajskie szaty opowieść o trzymaniu się zasad i samodoskonaleniu, w wersach znajdziecie odniesienia do tatami, origami czy hełmu kabuto, a w refrenie ukłon do Hattori Hanzo, ninjy służącego klanowi Tokugawa.

To obrazek do utworu „Samuraj”. Wykonanie: Light Comic Studio.

Czy Bielsko-Biała leży na jednej z azjatyckich wysp? No nie, ale nie przeszkadza to Młodemu rapować w ogródku japońskim i w samurajskiej zbroi, z gejszą przy boku. Jego własna produkcja (z udziałem Moo Latte i DJ’a Ure) nawiązuje do Krainy Wschodzącego Słońca i dworskich nut, słowa to już wynik przebudzenia świadomościowego, niewesoła wizja świata, która obejmuje popkulturę, ekologię i więcej. Jeżeli my trujemy świat, w nas lekarstwo. Tylko człowiek jest w stanie naprawić, co zepsuł. Tytułowy ostatni bastion to każdy z nas… – czytamy pod klipem. Japoński obraz ma najwyraźniej podkreślać rolę bytu osobnego, odizolowanego od autodestrukcyjnego pędu mas.

Zestawienie zakończę jednym z największych wydarzeń rapowych w ostatnim czasie, płytą PRO8L3M. Teoretycznie wiele z albumu „PROXL3M” pasuje pod tezę – na liście kawałków są „Yokohama”, „Tekken”, „Ronin”, „Miyabi”. Oskarowi i Steezowi zawsze było po drodze z Japonią – przystawała do dystopijnej aury mrocznej przyszłości, tekstów najeżonych technologią, życia szybkiego i szalonego. Rzecz w tym, że cały ostatni krążek brzmi jak żart z samych z siebie, test publiki pod kątem wrażliwości na trolling. Przerysowane jest wszystko, od sekwencji rymów pokroju Santorini / Lamborghini/ Gandolfini i emka / Beemka, przez śpiew Oskara, na trudnych do powiązania z treścią tytułach utworów kończąc. A jednak biorę „Miyabi” na playlistę – ostre noże zawsze się przydadzą.