Afrojax: Czy jeszcze wytrzymujecie? (wywiad)

Afrojax znieważa, zniesmacza, wyśmiewa i olśniewa od drugiej połowy lat 90., zmieniają się tylko proporcje. Właśnie czekamy na powrót jego macierzystej formacji Afro Kolektyw, ale nim to się stanie, warto wrócić do zeszłorocznego przedsięwzięcia, analizowanego ostatnio pokrótce w ramach trzeciej części najciekawszych rapowych płyt 2021 r. W Gimnastyce Artystycznej artysta jako Syzyf HGW daje upust wybrednym myślom za pomocą niewybrednych często słów. O tym, czym potrafią smakować, ogarnianiu internetu i nieogarnianiu świata przeczytacie poniżej.

Foto (otwierające również): Monika Grażyna Olszewska / Adam Barwiński

Internet to dla ciebie „memy, ruchanie, cytowanie swoich dzieci, poglądy i kotki”. Real to z kolei „zahamowani drobnomieszczanie i rozhisteryzowane dewotki”. Gdzie ci w sumie lepiej – w internecie czy w realu?
AFROJAX/SYZYF HGW: W internecie, zdecydowanie. Tu można w miarę spokojnie pisać i czytać, nie czujesz na sobie oka i ucha bliźniego, więc kontakt nie jest tak stresujący, impulsy są znacznie słabsze, a reakcje nie tak wszechogarniające. Wszystko jest mniej natychmiastowe, wszystko można sobie przemielić, rozłożyć, nie strzelać na oślep. Być bardziej sprawiedliwym i adekwatnym, realizować swój prawdziwy potencjał, a nie ten, do którego nas redukuje wrażliwość lub jej brak. To o potencjale w sumie dotyczy też pisania i nagrywania muzyki i chyba w ogóle produkcji sztuki.

Jak samozwańczy mięczak-podczłowiek wytrzymał ponad 20 lat związków z branżą muzyczną, również rapową? I czy po tych wszystkich latach nadal rzeczywiście do muzyki, również rapowej, uciekasz, czy już raczej uciekasz od niej?
Uciekam od otoczki, od nadbudowy, od reakcji. Nie zawsze, bo są sytuacje, jak koncert, gdy nie można stanąć obok, trzeba się rzucić łbem naprzód, zmierzyć się z wyzwaniem i efekty są nieraz ciekawe. Takie wyjścia, i z muzyką, i bez, zaspokajają mój głód życia, głód doznawania chaosu. Natomiast izolacja, recepcja i kreacja karmią potrzebę równowagi, doznawania porządku. Bo wiesz, cała muzyka czy literatura świata nie jest tak skomplikowana jak pojedynczy człowiek, wobec tego stopnia komplikacji staję bezradny – bo nie mogę się wczuć tak mocno, jak bym chciał, a chciałbym bardzo mocno – natomiast z dźwiękami i słowami sobie jeszcze jakoś radzę. Dlatego internet, w przeciwieństwie do świata, jest dla mnie ogarnialny, bo bezpośrednio obcuję tylko z wytworem, nie z twórcą.

Foto: Jagna Firek

Co czułeś, gdy na Gimnastyce Artystycznej przyszło ci nawijać w oderwaniu od własnej muzyki? I czy myślisz, że producent też coś poczuł?
Ulgę, że nie muszę transformować co chwila z rapera w producenta i z powrotem. Ignacy poczuł zapewne z kolei ulgę, że nie musi odpowiadać za całość, bo założyliśmy od razu, że każdy kopie własną działkę i nie zagląda na sąsiednią.

W rankingu najciekawszych płyt roku znaleźliście się z Ignacym między Barto Kattem a Kazem Bałagane. Wygodnie ci w tym towarzystwie
Nawet zaszczytnie.

Wyobraź sobie, że jesteś dyktatorem, panem, wszechwładcą. Której piosenki z Gimnastyki zastraszony lud musiałby się uczyć na pamięć i dlaczego?
„Le Questionnaire”, bo nie ma w niej niczego, co by można narzucić. Nic w niej nie ma. A zarazem jest wszystko. Czy pierdolę już za mocno, kochani, czy jeszcze wytrzymujecie?

A czy słowo „złamany” smakuje nadzwyczajnie?
Zależy od kontekstu, ale zwykle smakuje ostro i krwiście. W chuj krwiście.