Otwartym tekstem

Przywiązanie słuchacza do tekstu w polskim rapie to fakt, ale interpretować można go na wiele sposobów. Dla jednych to kula u nogi, która jest przeszkodą w wędrowaniu rapu popowymi szczytami, bo od rymowanych utworów wymaga się więcej niż od radiowych piosenek. Dla innych ostoja zapewniająca samej muzyce nieco inną rangę, a artyście i jego odbiorcy nieco inną, głębszą relację. Jedni i drudzy powinni pochylić się nad pracą Piotra Szweda, który stworzył ranking najlepszych tekstów 2021 r.

Zanim ciekawe zaczną być litery, ciekawe są cyfry. Ponad połowa z przeklejonej pod ten artykuł listy 30 (właściwie to 31, ale mniejsza o to) nijak nieograniczanych gatunkowo utworów stanowi rap. Jeżeli połączymy to z informacją o tym, że autor jest nie tylko dziennikarzem, ale i polonistą, gust wiąże z merytorycznym uzasadnieniem, nie jest skażony sentymentem do częstochowsko rymowanych wyliczanek pionierów i nie każdy przykład językowej niedyspozycji młodych będzie traktować jako rewolucyjną abstrakcję, to już jest coś.

Hip-hop w postrzeganiu wielu nadal jest w Polsce gettem – superdochodowym i wielkim, ale gettem. Wiele wartościowych płyt nie trafia na poważne łamy, gdzie zrobiło się trochę miejsca dla pozycji przerysowanych, krzykliwych, muzycznego ekwiwalentu obwoźnego cyrku. Socjologizowania jakby mniej, o normalności jednak mówić nie sposób. Jaką szansę na wywiad w tygodniku ma raper bądź raperka, o ile akurat nie wpasują się w przyjętą narrację? Ile widzicie rapu w otwartych, zeszłorocznych rankingach i zestawieniach? Ja zostałem z wrażeniem, że z kilkuset premier przebił się tam Szczyl i Belmondawg.

W żadnym razie nie nawołuję do tego, żeby gust uginał się pod ciężarem wyświetleń niewiadomego pochodzenia, pompowanego pieniędzmi zamieszania, bo jeżeli z liczb wynika, że cała Polska przesłuchała Cię dwa razy, a nie zna cię fryzjer, ciocia, kierowca Ubera i koleżanka syna z klasy, to jesteś co najwyżej „ghetto superstar”. Ale cieszę się bardziej niż w 2022 r. powinienem z tego, że na jednej liście mamy Matę i Muzykę Końca Lata, KęKę i Marię Peszek, Sokoła i WalusiaKraksęKryzys. To muzyka bez zasieków, bez podziałów na „komerę” i „niezal”, na prawactwo i lewactwo, na młodych i starych. Mamy paradoks, bo internet miał je burzyć (co czynił i czyni), jednak – wyłączając kwestie światopoglądowe – gotowe, podsuwane pod nos przez portale streamingowe playlisty raczej je kultywują.

Można też wysnuć parę niewesołych wniosków odnośnie do rapowej branży. Wymowny jest fakt, że na taką publikację nie porwało się żadne rapowe medium – Szwed opublikował sobie tekst kawałek po kawałku, na prywatnym profilu społecznościowym. W dobie dużej popularności amatorskich i czasem zupełnie bezsensownych interpretacji na serwisie Genius, wielu „lyrics videos” na YouTubie, prymatu analizy warstwy tekstowej w recenzjach bądź rozprawkach je udających, to zastanawiające. Ale też trudno mi sobie wyobrazić przekrój przez wszystkie rapowe pokolenia i estetyki dokonany ręką insidera. I to nie tylko tak sprawnie napisany, w ogóle jakikolwiek. Dziwne jest też to, jak łatwo oswoić się z cudzymi fobiami i uprzedzeniami, jeśli tylko wystarczająca liczba osób poda je dalej. Ze zdziwieniem patrzę na obecność na liście Gonix (uważaną za „cringe” od czasu udziału w promującej nowe talenty akcji Popkiller Młode Wilki) i Kękę (od czasu, gdy nie pije, stał się rzekomo nudny), mimo że sam chwaliłem ich ostatnie płyty.

Czy lista Szweda wydaje mi się racjonalna? Brak mi tu docenienia hiphopowego rzemiosła w kontrze do postironistów – doskonale dobranych metafor Shelleriniego w służbie większego sensu, sprytnych i precyzyjnych wersów Aviego, gier słów JWP, tego, jak z konceptów wygrzebują się niezwykle językowo sprawni Bisz z Golinem. Właściwie nie ma opowieści, filmów kręconych słowem przez Sokoła bądź Intruza. Ale od tego mam swoje publikacje, to jakaś zaraza, że dyskusja nad zestawieniem zawsze zamieni się tu w wyliczankę na temat tego, kogo czyim zdaniem brakuje.

Czy zatem Szwed odmalowuje poprzez kilkanaście utworów obraz polskiego rapu? Na pewno broni się przed terrorem popularności i daje odpór przynajmniej kilku modom rozlewającym się po bańkach portali społecznościowych. Niestety rap to teraz federacja państw. Mam wrażenie, że cokolwiek ze sceny hardcore’owej, ulicznej albo z trapu załapało się do zestawienia, to tylko dlatego, że po estetyki te sięgnęły dziewczyny. Te przez lata w środowisku marginalizowano, to jasne, ale trudno nie mieć wrażenia, że autor narzucił sobie jakąś formę parytetu i wziął się za wyrównywanie szans z pobudek pozaartystycznych. Kobiecy rap miał dobry rok, moim zdaniem jednak nijak nieuzasadniający jeszcze takich proporcji. Protekcja nie pomoże, a jeśli już, to tylko w dostarczeniu materiału do kolejnego „W szafie śpisz”, w którym raperki z WRR kleją wersy z hejtu na swój temat.

Ale nawet jeśli tak było i autor zadziałał programowo, to i tak są tego plusy. Na przykład toczona pod postem dyskusja Piotra z Kajetanem Szewczykiem odnośnie do Young Leosi. Szwed wystąpił przeciw swojemu „wewnętrznemu polonistycznemu głosowi”, tłumacząc to „uchwyceniem zbiorowych emocji” oraz „wizerunkową i ideową otoczką”. Kajetan kontrował, że „nie powinno się akademizować takich popłuczyn i próbować kontekstualizować przebój tylko dlatego, że coś podskórnie się tego domaga”. Pierwszy z panów doszedł do wniosku, iż „gdyby dla takiej Leosi tekst napisał dbający o wyższy poziom językowy, profesjonalny ghost-writer, piszący bezpiecznie, poprawnie, unikający prostackich rymów itp., to prawdopodobnie nie byłoby w ogóle całego tego zjawiska”. Drugi konkludował: „środek ciężkości został przeniesiony na coś, co akurat w mojej opinii raczej powinno się przemilczeć”. Lepszej dyskusji pośród harmidru laików zgrywających ekspertów, pisków, sapnięć, mlaśnięć i stukotu „Wysokich Obcasów” na ten temat nie widziałem. To też ciekawy dylemat – jak pisać o rapie, gdy ten staje się memem, by nie uzyskać słynnego „tańczenia o architekturze” a rebours?

Piotr Szwed nie tylko podsunął więc listę ciekawej, wywołującej emocje muzyki ponad podziałami. Przypomniał, że o gustach jak najbardziej można dyskutować, o ile robi się to za pomocą argumentów. Zwolnienie z umiejętności wyjaśniania, dlaczego coś się komuś podoba, uderzyło w media muzyką się zajmujące i – co gorsza – w jakość jej samej. Nigdy tak nie premiowano grania na najniższych instynktach. W polskim rapie tekstu nadal nie opłaca się olać. Czy to dobrze? Czy to dlatego, że nasi rapujący artyści są wykonawczo zbyt słabi, zaś sam ciąg dźwięków, wokal jako instrument brzmi niewystarczająco fajnie, by pozwolić sobie na to, by to słowo zupełnie odpuścić? A może kłania się historia i dekady pisania tekstów piosenek przez zawodowców, wyśpiewywanie poezji? Odpowiedzi na te pytania zrodzą oczywiście następne. Potrzebujemy zatem wielu Szwedów i wielu analogicznych artykułów.

PRZECZYTAJ: Szwed, Szewczyk, Nowak i Biegun wybierają najciekawsze rapowe płyty 2021 roku

Najlepsze polskie teksty 2021 według Piotra Szweda:

30. Young Leosia, „Szklanki” ; 29. Fisz, Emade, Tworzywo, „OK BOOMER”; 28. Adu, „Na Tinderze w dobrej wierze”; 27. król, „Teraz możemy już”; 26. Kaśka Sochacka, „Niebo było różowe”; 25. CMAZ, „Mistyk”; 24. Wczasy, „Tyle słów”; 23. Białas x Sokół, „AU”; 22. pies, „Rozumiesz przekaz”; 21. Gonix, „Mijając”; 20. asthma, „Asthmatic”; 19. Muchy, „Z poradnika podróżnika”; 18. WRR, „W szafie śpisz”; 17. Kara, „Zwalniam tempo”; 16. WaluśKraksaKryzys, „To, co między nami”; 15. Gimnastyka Artystyczna, „Weekendowi nihiliści”; 14. Ten Typ Mes, „Krew z krwi”; 13. DOROŚLI, „Samolot”; 12. Snyy, „Basen”; 11. Mata, „Kiss cam (podryw roku)”; 10. Koza x Kuba Więcek, „Faszyzm”; 9. Syndrom Paryski, „Persyflaż”; 8. Szczyl, „Byłaś ze mną wczoraj”; 7. Ryfa Ri, „GRO$$-POL”; 6. Rau Performance, „Meltdown”; 6. Kaz Bałagane x PRO8L3M, „Szafa”; 5. Muzyka Końca Lata, „Prywatny Ciechocinek”; 4. Maria Peszek (gościnnie Oskar), „Barbarka” ; 3. Piotr „KęKę” Siara, „Nadal jestem tu”; 2. Jakub Skorupa, „Pociągi towarowe”; 1. Belmondawg, „CAPTCHA”