Dobry bombardier. Hans i jego muzyka uwierająca
Właśnie zaprezentował przedsmak swojej płyty z Folkiem, cały album z Luxtorpedą, nie tak dawno przypomniał się w singlu Moniki Fortuniak. O Hansie jednak cicho.
Od początku nie miał lekko, bo jego grupa Pięć Dwa debiutowała oficjalnie w 2003 r. w wydawnictwie kojarzonym głównie z hip-hopolo. Potem strefy komfortu unikał jak ognia, nie pozwalając audytorium oswoić się z określonym repertuarem i jawiąc się jako twórca dziko przekorny. Obecnie z lubością posługuje się niedzisiejszą frazą i słownictwem, liryzuje i ironizuje ponad miarę, skacząc na główkę z bardzo poważnego w zupełnie niepoważne. Nie stroni od opinii w sprawach światopoglądowych, od których raperzy umywają ręce, nie chcąc odbiorców polaryzować.
Nie było go obok Śliwy, Gurala, Słonia, Kaczora, Shellera i Palucha, gdy czołówka poznańskiej scena prężyła się na dachu okrąglaka w klipie DJ-a Decksa, choć nie odstawałby od nikogo umiejętnościami, a dla promocji miasta, dzielnicy, historii regionu, lokalnego kolorytu i lokalnego rapu zrobił dużo. Pozostaje w składzie Luxtorpedy, którą spora część słuchaczy wysłałaby najchętniej na juwenalia albo rządowe uroczystości. Boomer, foliarz i gość zbyt przaśny, żeby raczyły o nim pisać eleganckie portale pełne lifestyle’u, mody i niepodpisanych artykułów sponsorowanych.
Po tym wstępie pozostaje przypomnieć, dlaczego należy mu się wuchta szacunku.
Od początku sporo umiał
Kiedy Peja w 2001 r. uderzył przełomowym „Na Legalu?”, był tam poznański numer „I moje miasto złą sławą owiane…”. Wejście „Pies jestem, więc zejdź mi z drogi / trzy kroki w tył, pókim dobry / nie chcę pogryźć na dzień dobry / Jeśli chcesz agresji, narusz teren tej posesji / To moje, więc tego bronię” było nie do przegapienia. Odpowiadał za nie Hans z zespołu 52 Dębiec.
Pamiętam, że „Konfrontacje” – singiel promujący pierwszą „legalną” płytę 52 – budził w Warszawie wesołość. Tak naprawdę nie było się z czego śmiać, bo raper definiował tam płynięcie na bicie, a zadziorna intonacja brzmiała bardzo świeżo. Mógłbym zaryzykować tezę, że tak jak rok wcześniej HST zaprezentował modelowy, młody, śląski styl w pełnej krasie, tak w 2003 dla Wielkopolski zrobił to Hans.
Koń trojański
„Hans postarał się, by utwór był zaprzeczeniem komercyjnego, rapowego singla. Nagrania słucha się ciężko z wielu powodów. Głównie dlatego, że starannie, długo budowana alegoria między tresurą zwierzęcia a osoby odziera nas z człowieczeństwa” – pisałem o kolejnym singlu z „P-Ń VI”, utworze „Pies” w „Antologii Polskiego Rapu”. Monotonny bit, refren wpuszczony raptem dwa razy w ciągu czterech minut, to musiała być katorga dla niedzielnego słuchacza, który przyszedł tu po grubymi nićmi szytym, satyrycznym „To my Polacy” z Ascetholix czy po „Kto?!” z Peją i Wiśnią.
Hans przeprowadził jednak większy sabotaż – już nie w skali płyty, a całej wytwórni. Kiedy objął funkcję dyrektora artystycznego UMC, częstował odbiorców zupełnie hermetycznymi, lokalnymi nagraniami kolegów – płytą Wiśni czy utrzymanym w klimacie Wu-Tang Clan krążkiem Deepa z Bobikiem. Wszystko to w wydawnictwie, które zarabiało na Liberze, Jeden Osiem L, Verbie i mnóstwie składanek.
Muzyka totalna przed innymi
W 2022 możemy komplementować to, jak Tymek czy Jerzyk Krzyżyk mieszają gatunki w muzyce miejskiej. Rok wcześniej chwaliło się za to Zdechłego Osę, Sariusa, Lowpass bądź Raua Performance. W 2018 Deys wydawał „Oczka”, w 2011 Tomasz Andersen „Wbrew wskazówkom”. Ale Pięć Dwa jeszcze w 2009 wrzuciło na krążku „T.R.I.P.” do jednego kotła rap, riffy, połamane rytmy, jazz i trip-hop. Takie szaleństwa mogły się wcześniej zdarzać, ale najpewniej miałeś wtedy na nazwisko Waglewski albo grałeś w Afro Kolektywie.
„Ten duet może nagrać elektroniczny numer z rockową ekspresją na rapową modłę. No bo właściwie czemu nie? Jeżeli po instrumentalnej kompozycji w duchu abstrakcyjnego hip-hopu trafiamy na wyrzucane gwałtownie pod agresywny breakbeat wersy rozmiękczone melodyjnie zaśpiewanym refrenem, a po dwóch minutach kroniki filmowej dopada nas gitarowy hardcore z powtarzaną na wzór Rage Against The Machine linijką o ogłupiającej kuli w łeb, to naprawdę nie wiadomo, czego dalej się po takiej płycie spodziewać. Nie da się ukryć, że to odświeżające uczucie” – pisałem w recenzji „N.E.O.”, kolejnej płyty duetu. A dwie solowe płyty Hansa? Wszystko, co wyżej, plus np. funk „Ody dowa dywy mowy”, polskie do bólu, nieelektroniczne The Streets „Polaka wyjątkowego”, punky reggae „Babilonu”, blues rap „Kiedyś zaśpiewam Ci”.
Bez spadochronu
„Jeżeli masz nas za idiotów i niedouczonych tłuków, którzy nie znają historii Polski, to odlajkuj nasz profil i nie zaglądaj tu więcej. Nie po to nagraliśmy tyle płyt, żeby się tłumaczyć, że znamy tę tajemną, jak się niektórym wydaje, tajemną wiedzę z zakresu historii Polski i Ukrainy. Jak nie rozumiesz, że nie trzeba nam tłumaczyć, i widzisz we wsparciu narodu ukraińskiego w walce z okupantem objaw antypolskości, bo mamy wspólną historię – odejdź. Jeżeli winisz 20-letnie matki i noworodki za zbrodnie sprzed właściwie dwóch pokoleń – odejdź. I nam, i Tobie będzie lżej” – obwieściło Pięć Dwa na swoim profilu. W dobie łaszenia się do fanów i drapania ich za uszkiem ostro, ale Deep i Hans nie są od spełniania oczekiwań. Z drugiej strony tak jak zwrotka Hansa w „Jest nas wielu” pokazała jego sceptycyzm względem Pomarańczowej Rewolucji, tak „Dobre bomby” mogą zirytować entuzjastów „sprawiedliwych wojen” i narracji tyrtejskich. Uwiera? Ma uwierać.
Jeszcze jedno. Jeżeli mając na myśli emo-rap, nie mówimy o makijażach, tatuażach, tylko o wybuchu granatu w twarz, to nie wolno przegapić niezależnie dystrybuowanego „Deep Hans” z 2008 r. – Po rozczarowaniach związanych ze stanowiskiem dyrektora artystycznego w UMC, po słabym przyjęciu płyty Deepa z Bobikiem i Wiśnixa, po całej masie problemów osobistych – wróciłem na Dębiec. Wynająłem to, na co było mnie stać – zasyfioną kawalerkę, w której utknąłem na trzy lata, piłem, paliłem, mało jadłem i pisałem – wspominał Hans. I wystraszył się po latach tego, jak osobista to była płyta. A gość, który wyspowiadał się na YouTube z alkoholizmu i depresji, byle czego się nie boi.
Język, głupcze
– Na półeczce referencyjnej postawiłem sobie Wojciecha Młynarskiego, Juliana Tuwima, Jana Sztaudyngera, Mariana Hemara, Jeremiego Przyborę – mówił mi Hans dwa lata temu, przy okazji premiery drugiej płyty „Poprawna praca serca”. Trochę od tego w końcu odbił, ale gier słów tak samo jak starej, lirycznej, niepochlastanej postmodernizmem poezji nie brakowało. „Jak puch jesteśmy, unosimy się leciutko / I nawet szeptem mówimy, aby siebie nie zdmuchnąć” – rapuje swojej drugiej połówce w „Kastecie”. „Wyglądam jak dziecko miotły i chutliwej kępki mchu / zarost to odrębny byt i płoży się jak bluszcz” – nawija na „Tölgy Föld”, późniejszej płycie Pięć Dwa. Wiem, jest 2022, to nikogo nie wzrusza. Jestem nikim, mnie wzrusza.
Nie trzeba zresztą zagłębiać się w całe płyty. Hans jako outsider jest rzadko zapraszany do utworów innych artystów, ale – przynajmniej po okresie wczesnego UMC – są to występy nie do przegapienia. Weźmy Ciszę i Spokój, gdzie w „Nie słyszą” mnie, gdzieś obok funkowego refrenu Piotra Zabrodzkiego, kładzie publicystyczną, mobilizującą, podpartą Jackiem Kaczmarskim zwrotkę w opcji szara eminencja promocji w opozycji czysta esencja emocji. Właśnie wpadł do Moniki Fortuniak, multiinstrumentalistki, wokalistki, kompozytorki i autorki. I proszę, nie dość, że na długich chudych nogach przyszedł deszcz i tupie nam, to jeszcze mnóstwo skondensowanej treści. Swoją drogą, Monika blisko współpracuje z Biszem, Hansowi też mogłoby się przydarzyć, aż chciałoby się usłyszeć taki poznańsko-bydgoski duet. Ale nie chcę kończyć fantazjowaniem – już teraz mnóstwo muzyki czeka na docenienie.