Beat it #5. Samborski kontra Molehead, xDZVØNx, Boris Kranzky, scolop333ndra, CoolP i M.Gad

W cyklu Beat It od początku chodziło o styk produkcji muzycznej i dziennikarstwa. Miałbym duży problem, gdybym miał określić, po której z tych stron Rafał Samborski jest bardziej. Jako dziennikarz publikuje od 2006 r., m.in. w „Ślizgu”, „M/I” oraz „VAIB-ie”, od lat stale współpracuje z Interią, ma też swój fanpage i kanał na YouTubie (Dziwne Hałasy w Środku Nocy). Jako producent (ksywka Raph), połowa istniejącego ponad dekadę duetu Palmer Eldritch, wydawał w Skwerze, Trzech Szóstkach i labelu Maćka Sienkiewicza: FASRAT. Solowo współpracował z raperem Kecajem i stworzył muzykę do gry „Gold Peaks”. Podsumowując w czterech słowach: wie, co pisze, czytajcie! Zwłaszcza że lekko nie było – gość poprzedniego odcinka Piotr Lenartowicz zafundował mu mocno awangardową selekcję.

Mlody Leszcz – XXI wiek [prod. Molehead]

„Wydawałoby się, że XXI wiek to jest moja ulubiona własna piosenka, ale jednak tak nie jest. Czuję, że jest najbardziej przełomowa dla mnie i w sumie tyle. Nie czuję się pionierem, ale równocześnie wydaje mi się, że takiego numeru w Polsce wcześniej nie było” – zachwala się (?) w wywiadzie dla Poptown Mlody Leszcz, raper i model. Mając za sobą producenta Antka/Moleheada, mógł na debiutanckim „Wokalu” (2020) być cloudowy, emo-trapowy, industrialowy, chillwave’owy. W XXI w. jest akurat punkowy.

RAFAŁ SAMBORSKI: Gdyby Mura Masa i slowthai skumplowali się z Pikersem i MFC, ich wspólny numer pewnie brzmiałby właśnie tak. Łatwo sprowadzić ten kawałek do słów „no, fajnie buja” i „taki punk rap”. I jasne – ten żywo brzmiący break perkusyjny ma na tyle przyjemny groove, że nie umiem trzymać karku w miejscu. Ale narzuca mi się tu też skojarzenie z The Prodigy – chociażby przez te przejścia drum’n’bassowe na końcu taktów, przesterowany elektroniczny bas i rave’owy syntezator mający służyć za substytut gitary elektrycznej.

×DZVØN× – rusałki [prod. ×DZVØN×]

xDZVØNx to elektroniczny duet aktywny od pięciu lat, grający tak, jak się w młodym Wrocławiu grać lubi – opętańczo, przemysłowo, (post)punkowo, w duchu klubowej czarnej magii. Ale w wypadku „rusałek” w opisie nieprzypadkowo pojawia się grunge i trap. Dla tych upijających się muzyką na smutno i ze srogim kacem.

RAFAŁ SAMBORSKI: Z ×DZVØN× zdarzyło mi się zagrać dwa razy koncert i nawet pojamować razem. Niesamowicie sympatyczni ludzie i nie wiem, skąd biorą w sobie tyle mroku. Co zaś do numeru, to najpierw zwrotki: mroźny, prosty motyw syntezatorowy ma w sobie zarówno niepokój lat 90., jak i zimnofalową nostalgię. Bardzo ciekawą, nieoczywistą rzeczą są bębny, bo o ile werbel i hi-hat to klasyczny Roland TR-808, to już stopa jest z zupełnie innej bajki: krótka, twarda, niemal metalowa. Jeżeli miałbym się czegoś tu uczepić, to tego noise’owo przesterowanego basu, który zaskakująco niewiele mocy wnosi. A refren? Moim ulubionym fragmentem jest ta totalna destrukcja z bębnami na distortion. Aż przypominają mi się moje pierwsze spotkania z muzyką z wytwórni Anticon i Big Dada.

CRANK ALL – CALLCENTER [prod. Boris Kranzky]

Przeczytałem gdzieś, że raper Crank All to połączenie Belmondo z podziemiem warszawskim początku lat 10. Zgoda, choć może nawet ciut wcześniejszym, kiedy Hades nie był jeszcze „na legalu”. Autor dwóch mixtape’ów – „Americano” i tegorocznego „Africano” – korzysta z usług producentów, np. Tytuza czy Ka-Meala, sporo muzyki wydaje się jednak ogarniać sobie sam. I prawdopodobnie tak jest w tym przypadku. Boris Kranzky figuruje jako jedyny autor numeru.

RAFAŁ SAMBORSKI: Mam słabość do tego 8-bitowego dźwięku wyjętego wprost z Commodore’a 64, a teraz od razu kojarzącego się z „That’s Not Me” Skepty. Ale w momencie gdy myślałem, że kawałek faktycznie podąży w stronę połamanej rytmicznie, brytyjskiej elektroniki, dostałem coś odwrotnego. Mamy sztywne, bardzo klasyczne bębny, proste pianino i w zasadzie nic więcej. No dobrze, jest tam co prawda jakieś layerowanie, sprawiające, że nie jest nudno do reszty, ale generalnie jestem rozczarowany kierunkiem. To rzecz służąca stricte jako tło, a przecież początek zapowiada coś doprawdy intrygującego.

TONFA – ŻALUZJE [prod. scolop333ndra]

„Tak cudnie deliryczne, że bardziej się nie da” – napisał Piotr Weltrowski, wrzucając ten numer TONFY na swojego opiniotwórczego fanpage’a Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom. I dodał – „Ja się tych dźwięków boję. One osaczają, wyciągają na wierzch lęki i paranoje”. Co więc ja mogę dodać? To duet, są z Warszawy, jeżeli nie znacie ich z zeszłorocznej „Klątwa LP”, to możecie z płyt Włodiego i 1988. Producent scolop333ndra jest częścią ekipy.

RAFAŁ SAMBORSKI: Przyznaję, że na „Klątwie LP” TONFY znajduje się mój ulubiony bit z zeszłego roku. Chłopaki za mikrofonem – niestety – do reszty przekombinowali. Ale skoro mamy się skupić na muzyce, to wrażenia są wyłącznie pozytywne. Czy tylko ja mam wrażenie, że Kanye West znowu okazał się wizjonerem i „Yeezus” – którego wpływ na mainstream do tej pory wydawał się znikomy – w końcu zbiera swoje żniwa? „Żaluzje” to przecież industrialno-noise’owy alt rap, który wydaje się w prostej linii spadkobiercą Techno Animal, pierwszego solo El-P czy Kanye z czasów „Yeezusa” właśnie. Może jeszcze trochę Death Grips, ale to już nieco naciągane. Mamy tu wszystko, co we wspomnianych pozycjach ceniliśmy: brud, niepokój oraz zimne, nieprzyjemne, a jednak magnetyzujące brzmienie. Nie ukrywam, że łechta to moje nastoletnie sentymenty, ale i bez tego byłbym zachwycony.

ĆPAJ STAJL – Krowodrza [prod. CoolP i M.Gad]

To posprayowane pianino na środku blokowiska, całe w słońcu, papierosowym dymie i z płatkami róż na parujących klawiszach (zobacz klip), to najlepsza wizytówka tego numeru i całej krakowskiej ekipy Ćpaj Stajl, wielkomiejskiego LSO w wersji 2.5. Zwyczajni niezwyczajni, styrani przez życie i pobłogosławieni wrażliwością, dziecięco naiwni i patologiczni, mają w sobie za dużo hiphopowego ducha, by traktować ich jako alternatywny wynalazek. A „Krowodrza” to dla wielu już hymn.

RAFAŁ SAMBORSKI: Nie jestem do końca przekonany, czy ten bit miałby prawo obronić się w formie instrumentala. To rzecz wyjątkowo nieskomplikowana – ba, jakiś dotyk geniuszu sprawił, że bujasz głową do rzeczy, która na papierze prezentuje się zupełnie nieciekawie. Prosty motyw na dolnych oktawach pianina w refrenie momentalnie kojarzy mi się z „HUMBLE” Kendricka Lamara – tam akurat użyto wtyczki emulującej brzmienie Korga M1, tutaj jednak nie ma tej szorstkości. Ciekawa jest natomiast transpozycja motywu z refrenu w zwrotki: wymiana na krótkiego, agresywnego syntha z glide’ującą 808-ką. Wiem, że outro z tego kawałka stało się już kultowe, ale działa przede wszystkim na zasadzie kontrastu z tym, co dzieje się wcześniej – w oderwaniu od kontekstu aranżacyjnego nie prezentowałoby się już aż tak ciekawie.

A w ogóle czy zwróciliście uwagę na to, jak mało wyraziste i słabo wybrzmiewające bębny napędzają ten numer? To, że tego nie zauważyliście, to ten dotyk geniuszu – mówię wam.