Raper ludowy
Złe demony pokonuje na krążkach / ty mordo daj Wiedźminowi pieniążka / tu każdy chce żyć jak jaśnie wielmożka / marzy się, siedząc w bistro na pierożkach – rapuje gliwiczanin Skorup, a ja nie mogę się nie uśmiechnąć. Kiedy wokół jeszcze bardziej niż zazwyczaj myśli się nad tym, co wypada, a co nie, a twórcy dostają zadyszki, usiłując nadążyć za trendami, ten facet kolejny rok jest po prostu sobą. Gdzie tu pędzić, liczy się wolność. Moda przecież tak czy siak zatoczy kiedyś koło.
![](/wp-content/uploads/2023/07/Skorupp.jpg)
Znakiem rozpoznawczym Skorupa wydaje się gadane, gęgane, dzielone flow, z tą nosową barwą B-Reala. Do tego naiwność, niekoniecznie ta dziecięca, raczej ze sztuki naiwnej. Raper umie przełożyć rymy, poszarpać nawijką, ale jest w tym nader powściągliwy i może szkoda. Dokonująca się po dwóch minutach zmiana stylu rapowania na bardziej napastliwy, doskakujący w „Ale to leci” wypada dobrze. I chciałoby się tego więcej, zwłaszcza że w kawałku tytułowym śpiewny styl właściwy raperom z przedrostkiem Lil i Young wnosi sporo świeżości i sprawdza się.
To jedno z niewielu zaskoczeń płyty, przynajmniej tych pozytywnych, bo dłuższą recenzję Winiego, bulgoczącego niezrozumiale w „Paciorkach jednego różańca”, raczej sobie daruję, chwaląc za to kolejny formalny popis Mopsa. Skorup maluje świat, w którym chłop przy ognisku gra Dżem, a sąsiad potrafi ciepnąć z balkonu donicą. Prywatka jak za komuny z jednej strony, stare anioły wiślańskie z drugiej. Ten humor to nie Masztalski – zapewnia raper. A jednak trochę tak! Tak samo ten refren w „Hip Hopowym życia stylu” (świetne skrecze HWR-a!) to trochę Doniu. Nikt się na elegancję nie umawiał, choć częstochowskiego rymowania na pierwszy rym, który przyjdzie do głowy, jest zdecydowanie za dużo. Ale pada nie znam żadnej influencerki / chłodzim piwka, palim koperki / resetują w lesie spacerki / grillują się góralskie serki, a ja znowu się uśmiecham.
![](/wp-content/uploads/2023/07/SKORUPPP-1024x683.jpg)
Słuchając braci Jaz, chciałoby się czasem, żeby mocniej docisnęli tym basem, ostrzej pojechali z tymi bębnami i może nie przesadzali z umelodyjnianiem tych numerów tak bardzo. Ale trzeba producentów docenić, że niezależnie od tego, czy to nowa szkoła, czy boom-bap, czy sythwave’owe klimaty, to zawsze będą wydeptywać do celu własną drogę. Tu nie ma gotowych linii rytmicznych, zawsze coś nietypowo przełamią. Nie ma aranżacji z youtube’owych poradników. Super wyszła trapowa „Nasza C Klasa” z pozytywkowym motywem przewodnim, przestrzeniami, tym chórkiem i dopowiedzeniami. Równie dobrze „Prawy do lewego” z jazzem wylanym na tłuste stopy i werble. Po samych synthach „Widoku jak w Minecraft” czuć singiel.
W „Widoku…” występują „lokalsi” – Stevie Boyka i Frost, ale na „Dębowych mocach” każdy czuje się jak w domu – goście (poza już wymienionymi jest jeszcze Sensi w trybie reportażowym, zawsze dobry Kas z Afrontów, znakomicie korespondujący z gospodarzem Łysonżi z Proceente, gitarzysta Edward Chmielarski, wokalistka Monika Cichoń i didżeje Pete i Jazzy M) opowiedzą o szykowaniu syna do przedszkola i córy do szkoły, są u siebie. Ale taki jest właśnie Skorup. Nauczono go szacunku do ludzi, ma w sobie wewnętrzne ciepło i żadnych pretensji do świata. Masz wrażenie, że to ten gość, który odleje ci z baku benzyny, jak jedziesz na oparach, i dołączy do knajpianego „sto lat” nawet wtedy, gdy nie zna solenizanta.
Płyty nie ma jeszcze na streamingach, będzie we wrześniu, za to można ją sobie kupić (gliwiczanin wydawał się u Rahima w MaxFloRec, teraz jest na swoim). Warto już choćby dla samego, wzruszającego „Ale nie dla mnie”, manifestu własnej wartości, wiary w obraną drogę i zarazem dowodu na zgrabne posługiwanie się słowem.