Igorilla vs Nowosielski. Sztuka musi działać

Igor „Igorilla” Seider przygotował wraz z Cezarym „aszem” Zielińskim płytę „Byty Subtelne”, na której siedem utworów inspirowanych jest siedmioma różnymi obrazami Jerzego Nowosielskiego. Temu właśnie malarzowi, mistrzowi łączenia awangardy z ikonografią, którego rok za sprawą uchwały Sejmu RP aktualnie obchodzimy, Zachęta poświęciła otwartą do lutego wystawę pod kuratelą Anny Budzałek i Janusza S. Janowskiego.

Splot tych wydarzeń, do których dołączyć należy jeszcze dzisiejszą premierę teledysku do „Renderuję pustkę” oraz jutrzejszy (12 grudnia) koncert w warszawskiej Czytelni Słów i Dźwięków ELEKTRA, spowodował, że postanowiliśmy się z Igorem spotkać i wspólnie tę wystawę zobaczyć.

Na okładce płyty widzimy „Portret klauna” (1961), punkt wyjścia do utworu „Klaunada”. Na plakacie Zachęty jest znajdujący się w jej zbiorach „Wschód słońca w Bieszczadach” (1963).

Nie czyniliśmy jakichkolwiek ustaleń. Ani jednego. Igor miał zaplecze w postaci wcześniejszego przygotowywania się do albumu, ja miałem smartfona z dyktafonem i aparatem fotograficznym. I wrażenie, że połączoną ze zwiedzaniem rozmowę należy zacząć od tego, czy pokazane prace mają prawo czymś autora „Bytów subtelnych” zaskoczyć, czy z obcowania z nimi czerpie jeszcze po tym wszystkim jakąś satysfakcję.

Wyczekiwałem tej wystawy. Co prawda obrazów się naoglądałem, ale jeżdżenie po galeriach, muzeach i kwerenda zbiorów to był początek procesu. Potem zamknąłem się w studiu z materiałem zdjęciowym i albumami. Skanowałem detalicznie, wyszukując tropy i konteksty. Nie dość więc, że miałem przerwę od prac Nowosielskiego, to jeszcze nigdy nie widziałem ich w takim nagromadzeniu – mówi Igorilla.

Nowosielski był wyniesiony na pomniki, zanim zacząłem obserwować sztukę. To nie do końca robi mu dobrze, jeszcze cała ta ważna w jego twórczości teologia zwiększa nobliwość w podejściu. Dla mnie to artysta kontemplacyjny, w którego obrazy można się wpatrywać, wchodzić w nie jak w tunele. To wielogodzinne podróże. Ja, robiąc siedem piosenek, kupiłem siedem biletów. Opierając się na kolekcji, na którą patrzymy, mógłbym zrobić dyskografię życia – dodaje.

Wystawę podzielono na cztery części: pejzaż, ciało, abstrakcję, ikonę. Wychodzimy prosto na abstrakcję. Igor to z wykształcenia historyk sztuki, który jako dziennikarz „Życia Warszawy” miał się okazję nieco rzeczoną sztuką pozajmować. Bez żadnego problemu dogadał się z Fundacją Nowosielskich i galerią Starmach. Sam Andrzej Starmach, marszand, który Nowosielskiego skomercjalizował w latach 90., udzielił mu praw do obrazów wybranych w ramach jego interpretacji.

Spotkania były owocne, nie tylko ze względów formalnych. Igor zrozumiał Nowosielskiego pełniej. Wie, że celuje on w zestawienia wykluczające się, w kolory, które nie współgrają, za to znajduje takie rozmieszczenie plam, że tworzy to nową jakość. To nie jest Rothko, gdzie kolor pulsuje, uderza, tu działają kontrasty. Gdy przystajemy przy „Zaproszeniu do cyrku” z 1965 r., raper serwuje anegdotę:

Nowosielski, który przez dziesięć lat mieszkał w Łodzi, zobaczył, że rozstawia się cyrk, przyjrzał wzorowi na namiotach, który przypominał jego prace, i zapytał panią z kasy, czy namiot projektował jakiś plastyk. Pani odpowiedziała: a nie, to nasi chłopcy pomalowali, jak umieli. Wprawiło go to w tak dobry nastrój, że postanowił to uwiecznić – opowiada.

Czyich obrazów nie rozpoznają, ten się w cyrku nie śmieje… No chyba, że ma do siebie zdrowy dystans.

I od szczegółu przechodzi do ogółu – patrzy szerzej: – Geometria towarzyszy Nowosielskiemu nie tylko w abstrakcjach, ale i świeckich ikonach. Jego czułość na rytm, na podziały jest bardzo muzyczna. Poza tym artysta płodny przez pięć, sześć dekad. Miał różne epoki – czerwoną, żółtą, geometryzującą itd. Podobnie jak specjaliści czuję, że płótna z różnych czasów wyróżnia użycie koloru, wyniesiona z greckiej ikony dbałość o bordiurę, o to, co dzieje się wokół samego obrazu, tego, co przedstawione. To jeden z tych malarzy, którego rozpoznaje się „po jednej nutce”.

Mój rozmówca najbardziej ożywia się w części portretowej, to ona jest dla niego najbardziej inspirująca, co zresztą widać po doborze piosenek na „Bytach subtelnych”. Ludzie mogą być nie z tej ziemi, z wydłużonymi sylwetami i maskami zamiast twarzy. Jeden ze słynniejszych cytatów Nowosielskiego – „Sztuka nie jest po to, żeby była piękna i przyjemna. Sztuka musi być silna, musi działać” – znajduje tu pełne odbicie. Choć Igor woli inny: – Nie można bać się namalować złego obrazu. Jak malarz przez całe życie boi się namalować zły obraz, to nigdy nie namaluje tego najlepszego. Życiowe, prawda?

To był tytan pracy, malował w domu, malował na uczelni, wykładając na ASP, tworzył szybkie szkice, żeby w lokalnym barze zapłacić za to, co wypił. I choć potrafił wymieniać się na obrazy z innym artystami, był do nich bardzo przywiązany. Ta sztuka to było życie – mówi Igorilla.

Poczułem silniejszą więź z twórcą, zagłębiając się w biografię. Ma ten właściwy punkrockowcom czy rockersom rys pęknięcia. Nie chcę wchodzić w rewiry tabloidowe, ale na życie i twórczość przekładały się problemy alkoholowe, kłopoty z wiernością małżeńską, odrzucenie przez wiernych najważniejszych dla niego realizacji sakralnych. Miał sukces komercyjny, na którym mu nie zależało, tytuły, odbiory nagród, przy tym cierpiał na deficyt lokalnego zrozumienia – kontynuuje.

Obrazy kobiet są, co tu kryć, niepokojące. Krytycy piszą o zwierzęcej żywotności i chwytaniu intymnych, migawkowych momentów – to we wczesnej twórczości – i o fetyszyzacji, surrealistycznym pożądaniu, deformacji na wzór męczenników. Mój towarzysz napomyka, że fascynacje malarza sadyzmem, torturami, rysowanie na serwetkach kobiet skrępowanych, poddawanych egzekucjom – to nie wzięło się znikąd.

Stajemy dłużej przy „Próbie narzeczeństwa” z 1961. Kobieta stoi niezgrabnie, wydaje się czuć nie na miejscu i być traktowana przedmiotowo, jest bosa, okaleczona, jakby złożona z segmentów.

Nie da się mówić o Nowosielskim bez jego podejścia do kobiet, a właściwie do kobiety. On ją idealizował, dostrzegając w niej syntezę duchowości z pasją do empirycznego zgłębiania świata. Nie był jednak tylko grzecznym filozofem, skłaniał się ku nienaturalnym pozom, skrępowaniu, realizacji z silnym mężczyzną, który ocenia czy jest wręcz oprawcą. Choć „Gang kobiet”, któremu poświęciłem piosenkę, możemy interpretować dziś bardzo feministycznie, a to, czy „Ta dziewczyna” w moim utworze jest zła, czy zła na kogoś, zostawiam interpretacji słuchaczy. No cóż, to nie była prosta relacja, w moim odczuciu bardziej obsesja. Żaden z rodzimych twórców nie namalował tylu aktów, które były tak odważne, a zarazem nigdy pornograficzne, więc może dlatego uszły mu na sucho – tłumaczy Igor.

Dochodzimy do ciemnej sali poświęconej ikonom, automatycznie ściszamy głosy. Igorilla nie ma tu zresztą wiele do powiedzenia, bo przy swojej płycie sakralną część twórczości Nowosielskiego omijał. Jego zdaniem słowo rapowane nie do końca sprzyja oddawaniu mistyki. Na tym polu mógł wykazać się producent asz.

Jest ekspertem w budowaniu nastroju. Jego eksperymenty z dungeon synthem, z pogłosami są dalekie od hip-hopu, ale kiedy krzyżujemy je ze sztuką Nowosielskiego, wychodzi nowa jakość. Był naturalnym pasażerem naszego latającego dywanu. Bardzo się tym zajawił, zaangażował w proces – przyznaje Igor.

Piosenki powstawały podczas sesji studyjnych, na których wraz z Czarkiem dyskutowaliśmy o tym, co dzieje się na konkretnym płótnie. Jaki jest kolor, jaki dźwięk odda najlepiej ten charakter. Zaczynaliśmy od plam dźwięków. Za każdym razem co innego nas przyciągało – raz była to emocja psychologiczna, o której chciałem opowiedzieć, innym razem coś, co dzieje się w kadrze i poza nim, dlaczego widownia tak wygląda, co wzbudza jej entuzjazm. Różnorodne malarstwo przekłada się na potrzebę szukania różnych kluczy – zdradza kulisy pracy.

Na płycie są opowieści (tę otwierającą z „Anterprenera” mógłby w horrorcorowej estetyce zarapować Słoń), ale też emocjonalne opisy przeżyć wewnętrznych, trochę satyry, nieco groteski, szczypta abstrakcji, zapamiętywalne, plastyczne motywy. Żaden z wybranych obrazów nie pokrywa się z tymi pokazanymi w Zachęcie. Dlatego proszę kompana na koniec o to, by znalazł sobie w galerii taką pracę, która mogłaby być dla niego punktem wyjścia. Decyduje się na „Wnętrze z kobietami” z 1977 r.

Najbardziej przykleja mi się to, gdzie widzę napięcie pozwalające mi wyobrazić sobie ciąg dalszy. Mniej oddziałują na mnie pejzaże czy abstrakcje, nawet z tak mocną podbudową jak u Nowosielskiego. Najlepiej rezonuję z pytaniami o to, co dostrzegam i czego nie ma. Do takich prowokują tutaj kobiety, które widzimy tylko w połowie, jak jakieś „glicze”. W „Villa Dei Misteri”, obrazie stanowiącym punkt wyjścia do utworu zamykającego płytę, „Jesteś (ale nie do końca)”, pojawia się motyw bilokacji, teleportacji kobiet, które są w różnych miejscach, ale nigdy nie widzimy ich twarzy do końca. To bardzo mnie intryguje – uzasadnia swój wybór.

Zatrzymujemy się również przy „Akcie” z 1977 r.

Okna czy lustra są innym portalem, przez który Nowosielski każe nam patrzeć. Kobiety przeglądające się w zwierciadłach to coś, co mnie bardzo zaintrygowało, i o tym jest kawałek „Ta dziewczyna”, gdzie nierówne, nieco zniekształcone odbicie każe zastanawiać się nad niezgodnością z właściwym wizerunkiem. Czy to zapis niepokojących ją myśli? – pyta Igorilla. Nieżyjący od 2011 r. malarz mu nie odpowie. Zresztą nie cierpiał tłumaczyć swoich obrazów, kazał odbiorcom z nimi współżyć.

Aż strach pomyśleć, co bohater wystawy powiedziałby o płycie Igora i Czarka, zwłaszcza że był brutalnym recenzentem współczesnej mu kultury, pomstował na ogólny bełkot i bryję, jazz zaś wypierał. Na pewno można je przegapić, zwłaszcza że „Byty subtelne” to nie jest projekt podyktowany ministerialnym stypendium, a coś przemyślanego, co w uwielbiającym inspiracje wizualne twórcy od dawna siedziało i wreszcie znalazło ciąg narracyjny, nabierającym formy dzięki Mazowieckiemu Instytutowi Kultury. To nie tylko streamingi, ale i pierwszy autorski winyl w życiu Igorilli (na okładce jest kod QR odsyłający do tekstów i obrazów), z którym w parze idą koncertowo-youtube’owe wizualizacje Jarka Kuśmierskiego i głód interdyscyplinarnego dialogu z kolejnymi twórcami.

Widzę w tej płycie nowe otwarcie. Jestem w szoku, że dopiero u progu czterdziestki mogę powiedzieć, że stworzyłem projekt w pełni dojrzały. Zarazem otwiera on dla mnie nowe, ciekawe fronty, które mogę sobie eksplorować, nie będąc niewolnikiem mody, odcinając się od tego, co na scenie. Uwolniłem się od stricte rapowych podziałów na zwrotki i refreny. Dostałem nowe pędzle i nowe farby do malowania swojego autoportretu. Będę je wykorzystywać – zapowiada Igor. Sztuka czeka!

(Na otwarcie tekstu wykorzystałem obraz Jerzego Nowosielskiego pt. „Gang kobiet” ze strony internetowej Mazowieckiego Instytutu Kultury).